Strony

6 kwi 2019

Od Wandy CD Nivana

— Wanda.
Moje imię wybrzmiało tak ładnie, tak miękko i ciepło, a ja w innym czasie, innym miejscu zamruczałabym głośno jak rasowy kot, przymykając oczy.
Bo w jego ustach brzmiało cudownie, zaspokajało wszystko potrzeby i dla mnie mógłby przez całe życie wymawiać je, szeptać do mojego uszka.
Ścisnęłam mocniej ramiona mężczyzny, wspięłam się lekko na palce, zadarty nosek wbijając w szyję mężczyzny. Kołysząc się w upragnionych, utęsknionych wielce ramionach.
I na chwilę odsunęliśmy się od siebie, by spojrzeć na twarze. Zmęczone, wymarszczone, zdecydowanie poważniejsze, niż kiedyś. Starsze i brzydsze, nawet jeżeli mieliśmy na karku o maksymalnie osiem lat więcej, a jednak wcale to nie przeszkadzało. Oczka błyszczały, na buźkach widniały szerokie uśmiechy.
I tylko Nivan raz na jakiś czas pociągał nosem, na co oczywiście zwróciłabym uwagę. Ale później.
— Wanda — wypowiedział imię jeszcze raz, a ja po prostu uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, jeżeli w ogóle było to możliwe. — Wanda. Wandziula. Wandalena, Słońce ty moje — powiedział, na jednym wydechu, a następnie przyciągnął jeszcze mocniej, niż poprzednio.
Zabrał dech w piersiach, oplótł ciepłymi ramionami i nie puszczał, a ja po prostu całkowicie mu się poddawałam, bo tak mi tego brakowało, tak bardzo jego mi brakowało. Westchnęłam cicho, parskając przy okazji śmiechem. Wesołym, ciepłym i przeszczęśliwym, bo w końcu mogłam spojrzeć w złote oczka.
— Yamir — i ja powtórzyłam drugie imię, i ja zatrzepotałam rzęsami, pokazując nawet i zęby w uśmiechu. — Yamirku ty mój, chyba sam wiesz, jak bardzo tęskniłam — powiedziałam, muskając z czułością policzek mężczyzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz