Wywróciłam oczami, po czym jednak się uśmiechnęłam. Alkohol częściowo już wywiał ze mnie moją nieśmiałość i stałam się odrobinkę śmielszą osobą. Musiałam przyznać, że pytania Hangagoga były dość… ciekawe. I zawstydzające, przynajmniej mnie. Upiłam łyk napoju, wpatrując się nieco w mężczyznę.
- Masz dziewczynę? - spytałam mimowolnie. Jakoś od początku mnie to zastanawiało. Jednak biorąc pod uwagę to, jak do mnie mówił, jak się zachowywał i tym podobne, to spodziewałam się przeczącej odpowiedzi.
Ciemnowłosy tylko się zaśmiał.
- Nie, nie mam. A co? Jesteś chętna? - spytał, na co odpowiedziałam śmiechem.
- Jasne. Dobrze, że pytasz – odpowiedziałam. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów, przez co delikatnie się zaczerwieniłam. - Ż-żartuję – szybko dopowiedziałam, po czym przyłożyłam szklankę do ust, chcąc się napić. Przełknęłam kolejny łyk napoju, po czym zaczęłam bezwiednie wpatrywać się w ciemny napój. Wtem usłyszałam głośny śmiech Hangagoga. No tak… Tylko mocniej się zarumieniłam, co pewnie nie uszło uwadze mojego towarzysza. Nieco się uciszył. Czułam na sobie jego wzrok. Ewentualnie byłoby to moje urojenie.
- Słodko się rumienisz, wiesz?
Nie, to mi się nie wydawało. Aż się zakrztusiłam napojem, przez co postawiłam szklankę na blacie i zaczęłam kaszleć. Podniosłam ręce w górę i już po chwili mi się poprawiła. Spłonęłam jeszcze większą czerwienią, niżeli wcześniej, przez co kompletnie odwróciłam wzrok od chłopaka.
Trochę niezręcznie się zrobiło… Chyba pora wracać do domu…
Zaraz moment. Hangagog mówił, że mnie odwiezie, a teraz oboje przecież byliśmy po alkoholu… No pięknie! Zagryzłam swoją wargę. I co? Sama pojadę? Taksówką? To wykluczone. Pamiętam, że zawsze podczas napraw mojego samochodu, gdy podróżowałam taksówką z moimi pupilami, to kierowcy zawsze na to niechętnie spoglądali i omal nie rezygnowali z przewiezienia mnie. Wolałabym czegoś takiego uniknąć i to bardzo. Ale Hangagog nie zawiezie mnie po pijaku. Nawet jeśli jest mały ruch na ulicy. A gdyby…
Moje rozmyślanie przerwał dźwięk pstryknięcia w palce. Od razu podniosłam głowę, jednocześnie gwałtownie ruszając rękoma i po chwili jedna czwarta mojej szklanki wylądowała na bluzie mężczyzny, którą na sobie miałam. No po prostu pięknie!
- Super – skomentowałam. Ciemnowłosy zaczął się za to śmiać. Ta, śmiej się ze mnie, proszę bardzo… Mimowolnie z moich policzków zrobiły się pyzy niczym u chomika, mającego w buzi trochę jedzenia. Chciałam w ten sposób chyba przekazać mu swoją frustrację. Po chwili jednak odpuściłam, również cicho się śmiejąc.
- Chyba będę musiała się drugi raz przebrać – rzekłam, patrząc na niezłą plamę, która pachniała colą i wódką jednocześnie.
- Pójść ci potowarzyszyć? - rzucił Hangagog. Po spojrzeniu na niego dostrzegłam ten jego uśmiech. Powoli chyba miałam go dosyć. - Oddam ci twój sweter. Powinien chyba już wyschnąć – dodał, po czym wstał ze swojego stołka i ruszył w moją stroną. Złapał mnie za dłoń, ciągnąc do siebie. Posłusznie wstałam za nim i oboje ruszyliśmy w stronę drzwi, za którymi jeszcze nie byłam. Pokój okazał się dość zwyczajną łazienką z pralką. Zauważyłam na kaloryferze swoje ubrania, do których mimowolnie się uśmiechnęłam. Mężczyzna podał mi mój sweter. Wzięłam go w dłonie i chwilę stałam niczym zamrożona, będąc pewna, że mój towarzysz wyjdzie. Nieco się zdziwiłam, gdy z jego ust padło pytanie, czy coś się stało.
- Nie wyjdziesz? Chciałabym się przebrać – wyznałam.
- Jak zdejmiesz moją bluzę, to od razu rzucę ją do prania.
Nie, nie i nie. To był bardzo zły pomysł. Nie miałam przecież nic pod spodem. Poczułam ciepło na policzkach.
- Mógłbyś chociaż się odwrócić…? - nieśmiało zapytałam, spuszczając wzrok. Usłyszałam z jego strony tylko westchnięcie, ale po chwili widziałam już tylko plecy mężczyzny.
Dość niepewnie sięgnęłam do krawędzi bluzy, podnosząc ją w górę i przeciągając przez głowę. Zadrżałam z chłodu, który momentalnie mnie owiał. Nie spodziewałam się, że jego ubranie będzie tak mnie grzało i zrobi mi się tak chłodno bez niego. Nawet gdy już założyłam swój sweter, nie czułam takiego ciepła. Może to tylko kwestia przyzwyczajenia? Wtem przypomniałam sobie coś, co rzuciło mi się w oczy, gdy spojrzałam na swój brzuch. Podniosłam materiał swetra i w górę i jęknęłam z rozczarowania. Zgubiłam kolczyka… Ale kiedy?
- Co robisz? - usłyszałam nad sobą głos Hangagoga. Momentalnie zdrętwiałam, puszczając sweter, aby zakryć swój brzuch. - Coś się stało? - kolejne pytanie padło z jego ust. No tak, nieraz mi powtarzali, że można wyczytać ze mnie, jak z otwartej księgi. Westchnęłam, podając mu bluzę.
- Zgubiłam chyba kolczyka podczas naszej kąpieli w jeziorze. Nie wiem jak – wyznałam.
- Jakiego kolczyka?
Zagryzłam nieco swoją wargę.
- Do pępka – rzuciłam, po czym znowu się zarumieniłam.
Hangagog?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz