Nie istnieje nic bardziej przyjemnego od biegania, kiedy jest się ślepym. Przecież bycie na smyczy to taka cudowna zabawa! Mogę się poczuć jak jakiś jebany pies! Stęknąłem i starałem się dotrzymać mojemu oprawcy kroku. Wf dla niepełnosprawnych? Mój uniwerek miał pojebane poczucie humoru. Pary biegające dookoła nas były upośledzone inaczej. Podobno jedna dziewczyna była niema. Ta by mi nie pomogła, ale byłaby przynajmniej cicho. Inni? Parę ludzi z autyzmem albo takimi niedorozwojami. Skrzywiłem się, czując kłucie w boku. Kolka, a ten zjeb, dalej biegł. Ciekawe co jemu było. Pewno miał niedorozwój umysłu i przez to był taki, jaki był. Ale oddałbym ślepotę za upośledzenie tego typu chyba milion razy. Brak wzroku był czymś, co zawsze mnie przerażało. Syknąłem, czując, jak kolka się pogłębia, a mi zaczyna być niedobrze. Brak kondycji. Jak miałem wyrobić kondycję, kiedy nie miałem jak biegać? Stęknąłem i wystawiłem rękę, chwytając za smycz i lekko ciągnąc w moją stronę.
-Noga!
-S...- Chciałem mu odpowiedzieć, ale zabrakło mi powietrza. Potknąłem się ponownie i zacząłem głośno kaszleć. Łzy napływały do oczu, a ja czułem, jak do ust napływa mi żółć. Pierdolona kondycja. Po chwili udało mi się opanować odruch wymiotny i byłem w stanie przenieść ciało do pozycji siedzącej. Klapnąłem na twardym gruncie i głośno odetchnąłem, dalej trzymając dłoń na smyczy. Wolną ręką przejechałem po torze, który swoją strukturą przypominał mi odrobinę tablice korkowe. Uniosłem w palce mały ostry kamyk i delikatnie cisnąłem w nim w mało określony kierunek.
-Nie biegam już- Wymamrotałem w końcu i podniosłem się, czując, że kolka nie ustała.
-Dasz radę dojść do ławki?- Obojętny ton głosu dziwnie mi nie pasował do osobnika. Bez słowa ruszyłem powoli w mało określonym kierunku.
-Ławki są w drugą stronę- Szarpnął smycz i ruszył w swoim kierunku. Stęknąłem, ale starałem się zachować resztki honoru. Kiedy usiadłem, u moich nóg znalazł się Tony. Sięgnąłem do nadgarstka i odczepiłem się od pasożyta, który chyba siedział obok mnie. Odepchnąłem psi pysk od krocza i burknąłem komendę.
-Żebyś był taki niemiły dla swojego gatunku?
-Spierdalaj.
-Jak zacięta płyta.
-I lepiej. Przynajmniej możesz, sam sobie odpowiedzieć jak pójdę.
-Ciekawe gdzie.
-Do siebie? Gdzie miałbym indziej iść? Na pewno nie na zajęcia- Sarknąłem i podniosłem się po upewnieniu się, że odzyskałem minimalną stabilność.
-Powinienem ci chyba współczuć, ale bardziej szkoda mi psa- Burknął za mną.
-I dobrze- Warknąłem i wydałem szybką komendę. Dom. Pies ruszył, kierując nami do akademika. Nie miałem ochoty na dalsze bawienie się z ludźmi. Po drodze uwiadomiłem sobie niestety duży brak w moich zapasach spożywczych. Niewielki sklep po drodze był moim stałym celem. Brak samo obsługi dawał mi pewnego rodzaju możliwość bycia jak inni. Przecież każdy mówi, co chce, dostaje i płaci. Nie muszę kombinować, chodzić i szukać. Stanąłem w kolejce i czekałem aż ekspedientka skończy obsługę innych. Kiedy doszło do mnie...
-Miło pana widzieć, w czym mogę pomóc.- Prychnąłem na jej słowa. Widzieć, ta. Zapewne.
-Chleb, masło, pomidory, ser, i zupki chińskie- Stałe zakupy. Słyszałem, jak układa zakupy przede mną i podlicza na kasie.
-23, coś jeszcze?
-Nie- Mruknąłem i sięgnąłem po portfel. Powoli wyciągnąłem banknot i zamarłem. Najwspanialsza część bycia ślepym! Oto ona!
-Czy to banknot 50?
-Nie, 10.- Męski głos za mną momentalnie wzbudził we mnie gniew. Czy ten dupek za mną szedł?
-Śledzisz mnie?
-Nie mam prawa robić zakupów? Wyjmij jeszcze jeden, następny masz 20- Mruknął. Zrobiłem tak, jak powiedział. Co innego mi pozostało? Schowałem resztę i zabrałem zakupy, starając się jak najszybciej zniknąć z pola widzenia. Niestety.
-Tak dziękujesz swojemu właścielowi?
-Od kiedy to jestem własnością?
-Od momentu, kiedy stałeś się moim psem
-Jesteś moim pasożytem i tyle.- Warknąłem i zacisnąłem rękę na rączce szelek. Pies spokojnie kierował nas do upragnionego przeze mnie pokoju. Cisza, spokój. Brak idiotów i ludzi. Ideał świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz