- Słuchaj. Zrobimy tak... Ostatnią torturą będzie obserwowanie jak sama siebie okaleczam. Nie możesz odwrócić wzroku. Inaczej stracisz oko. Jasne? - facet chyba nie był w humorze na odpowiadanie - Uznajmy, że tak. Kiedy skończę, zadzwonisz po swoich kolegów. Okaleczeni będziemy wszyscy, więc nie poznają kto zabił. - wyciągnęłam szybko jedno z ostrzy i wycinałam kawałki skóry na przedramieniu. Później prawie przecięłam krtań. Następnie oskórowałam sobie kolano. Zerwałam szybko więzy, w których uwięziony był Trace.
- Uderz mnie. Porządnie.
- Ale...
- Już! Ja nie czuję bólu. Szybko! - krzyknęłam. Facet nieco się wahał, jednak kiedy wyjęłam pistolet, ten mocno uderzył mnie pięścią w skroń.
- Było blisko i straciłabym przytomność, ale dobrze... - zakręciło mi się w głowie - Rusz się! Twój partner potrzebuje pomocy!
Złapałam młodego za ręce i kulejąc wyszłam z piwnicy. Usłyszałam przeładowanie magazynku w rewolwerze.
- Wiesz, że jeżeli mnie postrzelisz, to twój przyjaciel i ty zginiecie? - mężczyzna opuścił pistolet, jednak zaraz wystrzelił z niego w górę.
- Rusz się! - złapałam za krótkofalówkę - I dzwoń do psó... znaczy swoich kolegów. Wzywaj pomoc.
Facet ruszał się powoli. Zmęczony, torturowany i zły. Położyłam młodego chłopaka na podłodze. Nie mam wyczucia. Nie panuję nad siłą. Najwidoczniej ścisnęłam jego połamaną nogę za mocno, bo usłyszałam strzykanie innych kości. Monty obudził się.
- Dzięki Ci Lucyferze! - krzyknęłam i złapałam za twarz chłopaka, który ledwo oddychał. Wystraszył się mnie na tyle, że w szoku uderzył mnie ręką w twarz, na co upadłam na ziemię. Zerknęłam na przedramię. Przez nieuwagę przecięłam żyły i prawie dotarłam do tętnicy.
- Wezwałeś tą pomoc? - zapytałam ostatkami sił. Facet tylko kiwnął głową i jak nowo narodzony podbiegł do chłopaka. Ja za to patrzyłam się już w sufit. Grę aktorską czas zacząć.
Trace?
Gra dopiero się zaczęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz