Strony

12 maj 2019

Od Rachel C.D Lionell

Dochodziła dwudziesta pierwsza, wyszła z pokoju świeżo po długiej kąpieli. Włosy pozostawiła lekko wilgotne, susząc je na szybkiego. Nagła chęć spaceru pojawiła się u niej dosłownie od razu po wyjściu z wanny i nie opuściła jej aż do teraz, gdy zbiegając po schodach na dół włączyła muzykę w słuchawkach i sięgnęła po wodę z lodówki. Jej wnętrze w większości składało się z napojów, jedynie jedno z trzech "pięter" zostało po części zapełnione produktami przeznaczonymi do jedzenia. Wypiła połowę butelki, po czym odłożyła ją na miejsce. Skierowała się do malutkiego holu i ubrała glany z nadzieją, że jej gruba bluza na koszulce wystarczy. Jak zwykle zawiodła się wychodząc z domu, ale nie miała ochoty już wracać się po cokolwiek cieplejszego, więc po prosu przekręciła kluczyk w drzwiach i ruszyła przed siebie.
Spacer nie należał do wybitnie długich, godzina również nie wydawała się późna ze względu na obecność ludzi wokół. Miasto zdawało się tętnić życiem o każdej porze dnia i nocy, to zdołała zauważyć w ciągu swojego tygodnia przebywania w nim. Jutro nie idzie do szkoły i postanowiła to wykorzystać nocną, albo jak kto woli wieczorną, przechadzką. Skierowała się w stronę parku, w którym planowała chwilę posiedzieć i posłuchać muzyki na jednej z ławek. Po paru minutach dostrzegła jakąś postać skuloną na właśnie takowej ławce. Przez półmrok panujący wokół wahała się, czy podejście będzie dobrym pomysłem. Jeśli to jakiś pijak, jego reakcja na jej obecność może nie być pozytywna. Fakt, że nieznajomy zdawał się jakby chwiać na boki w nieokreślony sposób dodatkowo wzbudzał podejrzenia. Ale być może ten ktoś potrzebował pomocy? Zdjęła słuchawki i zawiesiła je na szyi, podchodząc ostrożnie.


- Wszystko w porządku? - spytała cicho, wciąż obawiając się tego co mogło nastąpić. Odpowiedź nie była jasna, jednak mogła z niej wywnioskować, że zdecydowanie dobrze nie było. Rozejrzała się nerwowo na boki, niezbyt wiedząc, co powinna teraz zrobić.
- Może ci jakoś pomóc? - ponownie się odezwała, stając centralnie przed mężczyzną. W końcu podniósł powoli głowę do góry, mogła dostrzec bolesne i po części nieobecne spojrzenie na jego - zdawać by się mogło - przystojnej twarzy. Mrok nie pozwalał jej na dokładniejszej obserwacji. Nie dostrzegała na jego twarzy jednak żadnych zadrapań czy siniaków, które mogłyby wskazywać na jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu. Mimo tego wzrok pełen nienawiści i wrogości nie mógł uciec jej uwadze.
- Słuchaj, wiem że nie chcesz pewnie mojego towarzystwa, ale mam wrażenie że siedzenie tutaj samemu w takim stanie niekoniecznie może skończyć się lepiej od chociażby pójścia do domu - oznajmiła w końcu, gdy milczał, łypiąc na nią wściekle. Musiała przyznać, takie spojrzenie wzbudzało u niej wręcz lekki strach. Czuła jednak obowiązek jakiegokolwiek zareagowania.
- Poradzę sobie doskonale sam - odległości między słowami oraz charakterystyczny sposób mowy podpowiadały jej, że jest zupełnie inaczej. Westchnęła jedynie na to i próbując wymyślić cokolwiek rozsądnego.
- Dojdziesz sam tam gdzie mieszkasz? - zadała kolejne pytanie, na co ten westchnął dwa razy głośniej, niż ona przed chwilą. Odgłos ten był pełen cierpienia, jakby przeżywał męki. Kac morderca nie ma serca? Raczej to jeszcze nie ten stan - wciąż czuła alkohol, a źródłem zapachu zdecydowanie był siedzący przed nią człowiek.
- A do... ojdę - mogła się założyć, że w tej wypowiedzi tkwił wyraźny kontekst, na co delikatnie się uśmiechnęła, rozbawiona sytuacją.
- W takim razie wstań i pokaż mi jak świetnie sobie radzisz - miała nadzieję, że to zadziała i ku jej ogromnej uldze, wkrótce po dość dużych zmaganiach wstał o własnych siłach. Odskoczyła nieco do tyłu, gdy nieznajomym wstrząsnął odruch wymiotny.
- Ja pierdolę... - wyjęczał niewyraźnie, gdy próbował się wyprostować. Zastanawiało ją, jak bardzo słabą musiał mieć głowę albo też ile wypić, żeby znaleźć się w takim stanie. Pił sam? Raczej ktoś by z nim został, gdyby wybrał się ze znajomymi do klubu, czy gdziekolwiek indziej na picie. W momencie, gdy próbował stawić krok do przodu, zachwiał się znacznie. Rachel szybko złapała go za ramię, mając nadzieję, że było to konieczne i nie zbliżyła się nadaremno do tego kogoś. Zapach alkoholu wzmocnił się dwukrotnie, gdy ten odepchnął ją od siebie sycząc niemrawo:
- Mówiłem, że kurwa,dam sobie radę sam - jego słowa były coraz bardziej niezrozumiałe. Spięła się cała po nagłym wybuchu jaki nastąpił, kompletnie nie wiedziała jak się zachować.
- Gdzie mieszkasz? - zadała proste pytanie, licząc na podobną odpowiedź. Spodziewała się kolejnego ataku z jego strony, ale ten jedynie rozglądnął się na boki.
- W tę stro...nę - pokazał dłonią w prawo. - Pa - rzucił jedynie, stawiając parę chwiejnych kroków w dokładnie przeciwnym kierunku. Ponownie jednak stracił równowagę. Tym razem dziewczyna miała jednak pewność, że jej interwencja będzie konieczna, dlatego podbiegła szybko i wślizgnęła się pod jego ramię,pozwalając by oparł się częścią swojego ciężaru na niej. Zacisnęła szczęki, teraz to ona ledwo trzymała się na nogach. Niewątpliwe było, że wiszący na niej chłopak ledwo kontaktował z życiem, bo nawet nie zareagował na jej postępowanie."Super. I co teraz?" - pomyślała. Z nim się nie dogada, nawet nie dowie, gdzie naprawdę mieszka. Gość kompletnie odleciał - wskazywał jeden kierunek, a szedł w zupełnie innym. Westchnęła.
- Chwal moją dobroduszność - mruknęła, gdy podjęła decyzję o zabraniu go do swojego domu. Zastanawiało ją, jak bardzo będzie tego żałować.
- Kur...niska - to jedyne co zrozumiała z jego seplenienia, gdy zaczęli powoli zmierzać w stronę celu.
Droga, która przeważnie trwała góra dwadzieścia minut, przedłużyła się do prawie czterdziestu. Trzykrotne zatrzymywanie na odruchy wymiotne, deptanie sobie po nogach, majaczenie bez sensu i dodatkowy ciężar. Rachel modliła się w w duchu o to, żeby grzecznie poszedł spać, nie zarzygał całego domu i co najważniejsze, nie sprawił jej kłopotów oraz nie zagroził życiu. W końcu kompletnie go nie znała. Kto wie, co mógłby mieć w zamiar oraz jak zareaguje, budząc się w nieznajomym sobie miejscu?
Walka z drzwiami była chyba najgorsza. Nie fatygowała się zamknięciem ich. Miała zamia zrobić to dopiero po ułożeniu chłopaka na kanapie w salonie - schody były zbyt wielkim wyzwaniem, którego nawet się nie podjęła. W końcu pozbyła się balastu z siebie, miała wrażenie, jakby nagle ważyła nie więcej, niż dziesięć kilogramów.
- To było gorsze niż cardio - wysapała, upewniając się, że nieznajomy śpi. Powolnym krokiem poszła zamknąć drzwi oraz ściągnąć niezwykle ciężkie buty. O dziwo, nie odczuła większej różnicy w poruszaniu się. Z cichym jękiem przeszła do kuchni, wyjęła największą możliwą miskę na wypadek, gdyby zachciało mu się wymiotować - co jest niemalże pewne oraz dwie butelki wody, dwa kubki i cytrynę, z której ukroiła parę plasterków i wrzuciła do środka. Zaniosła wszystko do salonu, po czym wróciła do kuchni i zagotowała wodę na herbatę dla siebie.
Po piętnastu minutach siedziała już w salonie, nalewając sobie gorący napój z termosu i obserwując przykrytego kocem w szkocką kratę pijaczynę.
- Oj, pójdziesz na snapa - oznajmiła jedynie. Czuła, że zbiera ją choroba. - Mogłam ubierać się cieplej... - mruknęła jedynie, opatulając się szczelniej swoim kocem i próbując zachować przytomność umysłu.

<Lionell?>

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz