- Rafael? - zaczął znajomo, co jeszcze bardziej pobudziło moje szare komórki do myślenia - Tu Clay Spenser... Byliśmy razem na studiach i w akademiku... Pamiętasz mnie jeszcze? - pod koniec jego głos całkowicie się załamał, dzięki czemu mogłem zrozumieć, iż nie znajduje się on teraz w najlepszym stanie fizycznym, jak i psychicznym.
- Jasne, że tak - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, wyobrażając sobie przed oczami wysokiego blondyna, którego zielone oczy przyciągały wzrok niejednej kobiety - Coś się stało? Nie brzmisz najlepiej... - zmartwiłem się, zapominając o niedokończonym obiedzie, który zapewne i tak trafi do psich misek - Coś nie tak z Jane? Pokłóciliście się? - próbowałem znaleźć problem w jego kobiecie, co jeszcze bardziej go rozkleiło.
- Zerwaliśmy ze sobą... Stwierdziła, że nie chce mnie znać, bo nie jestem wystarczająco bogaty - pociągnął kilkukrotnie nosem, uważając na to, aby się nie rozpłakać - Pomyślałem, że skoro i tak jestem przez chwilę w Avenley River, to do ciebie wpadnę. Oczywiście, jeśli masz już coś zaplanowane, to nie będę ci przeszkadzał - dodał niepewnie, zapewne spodziewając się dobitnej odmowy, która jeszcze bardziej pogorszyłaby jego samopoczucie.
- Spokojnie Clay - rzekłem od razu, uspokajająco częściowo jego zszargane nerwy - Gdzie jesteś? Przyjdę po ciebie... I tak nie miałem dzisiaj nigdzie wychodzić - ubrałem buty, których podeszwy były ciągle wilgotne. Cóż, najwidoczniej spacer pełen zasp nie był dla nich zbyt łaskawy. Nie przejmując się tym zjawiskiem, ściągnąłem z wieszaka czarną kurtkę, żeby następnie wsunąć ją na jedno ramię.
- Wychodzę z Delty. Musiałem załatwić tam kilka spraw - przyznał z lekkim zakłopotaniem, uciekając z hałasu wytwarzanego przez towarzyszące mu ludzkie jednostki - Może spotkamy się w parku? Z tego co pamiętam masz tam dosyć blisko, a ja się jakoś doczłapie - zażartował, co mogło oznaczać, że jego zrujnowany humor, chociaż na chwilę zyskał pogodną barwę.
- Jasne, jasne! - wypaliłem natychmiastowo, zamykając za sobą wejściowe drzwi - Będę tak za piętnaście minut. Do zobaczenia.
⚜⚜⚜⚜⚜
- A więc znalazła sobie kogoś innego, bo ty straciłeś pracę? - potwierdziłem swoje przypuszczenia, które nawet dla mnie nie były zbyt proste do przyjęcia. To, iż Spenser stracił pracę, nie było zależne od niego. Rozchorował się, miał wrednego szefa, ten znalazł kogoś innego na jego miejsce i bum, bezrobotny. Biedaczysko... Wygląda teraz, jak siedem nieszczęść - Spokojnie... Nie zasługiwała na ciebie... Kochające kobiety tak nie robią - starałem się dodać mu otuchy, co stety bądź niestety skończyło się jedynie zaszklonymi tęczówkami.
- Mieliśmy zaplanowany ślub... Chcieliśmy mieć dwójkę dzieci... Ładny domek na wsi i psa... - wpatrywał się w roztapiające lody, które w szybkim tempie przybierały postać gęstej zupy - Mam dosyć. Tylko się zabić - opadł plecami na oparcie skrzypiącego krzesła, delikatnie się przy tym krzywiąc.
- Chłopie... Tego kwiatu jest pół światu! Wyrwiesz pewnie jeszcze nie jedną - pacnąłem go w ramię, próbując tym samym ostudzić jego wybujałe emocje - Zaufaj mi! Wiem, co mówię... Sam się o tym przekonałem - wziąłem gryza słodkiego serniczka, który z lekkością roztapiał się w moich ustach. Z pewnością ciągnąłbym dalej ten temat, gdyby nie to, że mój wzrok napotkał siedzącą nieopodal Anastazję. Zdziwiony, zamrugałem kilkukrotnie oczami, lecz to nie przepędziło sennej zjawy sprzed moich źrenic. Uśmiechając się na to zjawisko, wstałem powoli z drewnianego krzesła, żeby po pociągnięciu za sobą przyjaciela, udać się do jej stolika. Jak się okazało, nie była tutaj sama, gdyż naprzeciwko niej siedziała zamyślona Diana - Cześć skarbie - pocałowałem rudzielca w policzek, na co ta momentalnie podskoczyła.
- Rafael? - spojrzała w moje tęczówki, stopniowo się przy tym uspokajając - Myślałam, że już mnie nie zauważysz... Z drugiej strony nie chciałam ci jednak przeszkadzać, w końcu byłeś umówiony - mówiąc to, skierowała wzrok na mojego towarzysza, który był bardziej zainteresowany nieznaną zielonooką kobietą.
- Przepraszam, że tak późno, ale zaklinam się na Boga, że cię nie widziałem - potarłem czule jej lewe ramię, co najwidoczniej przekonało ją do tego, iż mówię prawdę - Oh, gdzie moje maniery - wyprostowałem się, jak struna tylko po to, aby przyciągnąć blondyna bliżej siebie - To Clay Spenser. Mój dobry przyjaciel ze studiów. Mam nadzieję, że nie będziecie miały nic przeciwko, jeśli się do was przysiądziemy?
<Anastazja? :3 Można? ^.^>
- Rafael? - spojrzała w moje tęczówki, stopniowo się przy tym uspokajając - Myślałam, że już mnie nie zauważysz... Z drugiej strony nie chciałam ci jednak przeszkadzać, w końcu byłeś umówiony - mówiąc to, skierowała wzrok na mojego towarzysza, który był bardziej zainteresowany nieznaną zielonooką kobietą.
- Przepraszam, że tak późno, ale zaklinam się na Boga, że cię nie widziałem - potarłem czule jej lewe ramię, co najwidoczniej przekonało ją do tego, iż mówię prawdę - Oh, gdzie moje maniery - wyprostowałem się, jak struna tylko po to, aby przyciągnąć blondyna bliżej siebie - To Clay Spenser. Mój dobry przyjaciel ze studiów. Mam nadzieję, że nie będziecie miały nic przeciwko, jeśli się do was przysiądziemy?
<Anastazja? :3 Można? ^.^>
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz