Obserwowałem tylko jak kobieta opuszcza mój dom, by chwilę później wyjaśnić sobie coś z moją matką. Fakt, nie lubię się jej sprzeciwiać i nie chcę tego robić, ale jest rzecz, o której powinna wiedzieć. Powoli podszedłem do kanapy, na której siedziała i szturchnąłem ją delikatnie w ramię, by zwrócić jej uwagę na siebie. Spokojne, matczyne spojrzenie zostało przekierowane na mnie, a głos brzmiał równie delikatnie, co zawszę.
- Co się stało?
- Nie powinniśmy byli puszczać Althei samej - zacząłem od razu, siląc się na zachowanie tego samego tonu co zawsze. Opanowanego i apatycznego, jednak jedyne co teraz czułem, to z każdą następną chwilą narastające wkurwienie. - Ktoś prawdopodobnie chce ją porwać. Już teraz ktoś może ją śledzić i za parę chwil ślad po niej może się urwać - wyjaśniłem na spokojnie. Moja matka od razu zareagowała na to przepraszającym spojrzeniem.
- Jejku, przepraszam, nie wiedziałam, że tak wygląda cała ta sytuacja - powiedziała, drapiąc się po głowie. - Leć po nią, może nie jest za późno. - Kobietę widocznie przestraszyło to, o czym jej powiedziałem. Nie dziwi mnie to. Przez ostatni czas zdążyłem zauważyć, że polubiła ona bardzo moją kochankę. Bez wątpienia zaczyna się teraz o nią martwić. W każdym razie teraz nadszedł mój czas, żeby zabłysnąć. Muszę ją tylko znaleźć i sprowadzić z powrotem, co nie powinno być trudne. Sprawy skomplikują się jednak, kiedy okaże się, że dziewczynę już ktoś dopadł. Wtedy będę musiał złapać za broń i odbić ją siłą.
Bez większego zastanowienia wyszedłem z mieszkania, biorąc ze sobą tylko klucze do mojego samochodu. Mogłem się domyślić, że Althea będzie chciała wrócić do swojego mieszkania i siostry. W tym samym momencie zdałem sobie sprawę, że jakby kobietę złapali w jej mieszkaniu, to jej siostra mogłaby oderwać. Ta myśl przez jakiś czas przy mnie trwała. Odpalając samochód, zaczęło mi być jej trochę żal. Dobrze wiem, jaką wartość ma dla człowieka rodzina, a z tego co słyszałem, to Lucia jest jedyną rodziną Althei. Nie chcę nawet myśleć co by przeżywała, gdyby ją straciła.
Ruszyłem spod posesji z piskiem opon, starając się jak najszybciej dojechać na miejsce, jednak gdy dojechałem do tej… nie powiem jakiej dzielnicy, zwolniłem. Uważnie przeczesywałem wzrokiem drogę i liczne zaułki, które mijałem. Robiłem to, dopóki mojej uwagi nie przykuł incydent w jednej z nich. Nie potrzebowałem dużo czasu, by dojść do tego, że osobami tam się znajdującymi była Althea razem z jej oprawcą. Gwałtownie zahamowałem, zatrzymując się kilkadziesiąt metrów za nimi. W pośpiechu wysiadłem z samochodu, chowając swoją broń za paskiem i pobiegłem w ich stronę. Nawet nie wiecie, jakiego szoku doświadczyłem, gdy trafiłem na miejsce. Pierwszym, co przykuło moją uwagę, były zwłoki. Zwłoki mężczyzny, który jeszcze nie tak dawno szarpał się z Altheą. Zaraz potem przesunąłem wzrok pod ścianę, gdzie leżał zakrwawiony nóż, a dopiero później skupiłem go na Althei, która siedziała podkulona, przestraszona i rozdygotana przy przeciwnej ścianie.
- Althea... - Tylko tyle zdążyłem wykrztusić. Z trudem przyjmowałem do wiadomości to, że Althea zabiła człowieka. Z jednej strony złapało mnie współczucie, a z drugiej napierało poczucie winy. Patrząc na to, jak ona teraz się zachowuje, trudno będzie jej się pogodzić z dokonaną zbrodnią. Jak teraz na nią patrzę, to nie potrafię się nadziwić, że trzynaście lat temu zachowałem się w tej sytuacji tak, jak ona. Jednak mimo wszystko wiem, co czuje. Wiem, co przeżywa.
Nie zapominaj, że sam ją w to wciągnąłeś.
To fakt, jednak mówiłem jej wyraźnie, żeby się nie wychylała. Gdy jest się bezpośrednio powiązanym ze mną, ona powinna się pilnować. Myślałem, że wystarczająco ją uświadomiłem. Właśnie. Myślałem.
Przerażony wzrok dziewczyny gwałtownie zwrócił się w moją stronę. Zaczęła wyglądać na jeszcze bardziej przestraszoną, niż wcześniej. Jej biała koszula była porozrywana i cała we krwi trupa. Kobieta też miałą nią ubrudzoną twarz i dłonie. Nie odezwała się do mnie ani słowem. Nie musiała. Wiedziałem dobrze, co muszę robić.
Podszedłem do niej szybko i zagarnąłem ją do siebie, chcąc ją uspokoić. Zacząłem głaskać ją delikatnie po plecach, w międzyczasie wyjmując telefon z kieszeni. Musiałem zadzwonić po ludzi, by posprzątali cały ten burdel, zanim gliny się za to zabiorą. A jak już one to zrobią, to Althea może się pożegnać z wolnością.
Wykonałem jeden szybki telefon, w którym zawarłem fakt, że ktoś nie żyje i trzeba po nim posprzątać. Pod koniec podałem adres i dodałem, że mają się sprężyć. W tym samym czasie oddech Althei odrobinę się unormował, a jej ciało nie trzęsło się już jak galareta. Trzymałem ją kurczowo przy sobie, chcąc siłą swoich ramion odeprzeć wszystkie emocje, jakie przejęły nad nią kontrolę. W międzyczasie delikatnie głaskałem ją po plecach.
- Althea - zacząłem. - Jakby ktokolwiek cię o to pytał, to mówisz, że nie wiesz o co chodzi i nie masz z tym nic wspólnego, jasne? Przyjmuje winę na siebie - wyszeptałem. - Zaraz pojedziemy do domu, wykąpiesz się, przebierzesz, zjesz coś i pójdziesz spać. Ewentualnie porobisz coś innego, całe moje mieszkanie będzie do twojej dyspozycji.
Gdy skończyłem mówić, zza rogu wyłonili się mężczyźni w garniturach. Nie zaskoczył ich widok zwłok. Nie zwracali też zbytnio uwagi na rozdygotaną kobietę. Jedynie oświadczyli, że wszystkim się zajmą i mogę iść zająć się ważniejszymi sprawami. Kiwnąłem głową i w tym samym momencie podniosłem się z ziemi, biorąc na ręce Altheę. Szybko przemknąłem między budynkami, żeby nikt nie zauważył, że niosę zakrwawioną kobietę na rękach i wsadziłem ją na tylne miejsca samochodu. Droga do apartamentowca zleciała nam dosyć szybko w całkowitej ciszy. Momentami spoglądałem na lusterko, chcąc się upewnić, czy z dziewczyną jest wszystko w porządku. Po niedługim czasie dotarliśmy na właściwie piętro, a ja nie chcąc dłużej zwlekać, zaniosłem kobietę do łazienki. Jeszcze trzymając ją na rękach przed wanną, zaczałęm:
- Dasz radę sama się umyć? Ja w międzyczasie przyniosę ci jakieś czyste ubrania i spróbuję coś ugotować. - Westchnąłem ciężko. - Gdybym chociaż wiedział, że tak to się skończy, to przynajmniej zrobiłbym wcześniej zakupy - powiedziałem sam do siebie.
< Althea? >
+10 PD
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz