Strony

1 lip 2019

Od Candice C.D Neal

W głowie krąży mi wszystko po kolei, ale zachowane w nieuporządkowanej chmurze. Alkohol przesączający się w moich żyłach, skutecznie pobudzający odwagę, jest tego stałym fundamentem. Pamiętam, że niszczył wszelkie granice i konsolidował ze stanem mężczyzny, którego dłonie nadal czuję jeszcze gdzieś na swoim ciele. Dawały tak gorące oraz przyjemne uczucie, że niemal od razu zapragnęłam czuć go więcej. 
Jeszcze cieplej...
Jeszcze intensywniej. 
Znaczna część umysłu spowita mgłą sporej ilości procentów pragnęła teraz tylko powrotu do cudownych pieszczot, bliskości, zapachu mężczyzny i przyspieszonego oddechu, jakiego wspólnie dzieliliśmy między sobą. Nie ma miejsca na konsekwencje. Wyrzuty sumienia. Jestem pijana i nawet się z tym nie kryję, kiedy dziewczyny wchodzą, a ja z Nealem przerywamy to, co wydawało się w tamtej chwili najlepszą rzeczą na świecie. Pozostaję na kanapie, obserwując tylko niemo, jak oddala się ode mnie, ucinając krótką pogawędkę z moimi przyjaciółkami — niestety głównie po to, żeby wydostać się z mieszkania. Chwytam za popcorn, który uzupełnia już miskę tylko na samym dnie, a przestaję fantazjować w głowie dopiero wtedy, kiedy przed oczami widzę znoszącą mnie do rzeczywistości Izzy.
- Ale się wstawiłaś — ocenia krótko, na co macham ręką. — „Ja się nie upijam!” — Po usłyszeniu  marnej imitacji mojego głosu prycham tylko. 
- Nie jest tak źle... oj, źle na pewno nie jest. — Przygryzam wargę, gdy w głowie znów krząta mi się znajoma twarz. I oczy. I usta. Usta, które tak cudownie łączyły się z moimi.
Cholera, muszę się ogarnąć.
- Ale wiesz, że jesteśmy złe? — Dołącza się Julia, siadając na oparciu kanapy. Obie obejmują mnie swoimi natarczywymi spojrzeniami. Są jak dwie wiedźmy, które za sprawą telepatii chcą wyciągnąć wszystkie myśli z mojej głowy. Szczególnie, że teraz nie są one ani w dwudziestu procentach czyste.
- Złe? — Marszczę brwi.
- Nie powiedziałaś nam o nim — zauważa Izzy, wpieprzając popcorn. — Ale wiesz co? Dla niego też bym się upiła... — Jej chytry uśmieszek rozszerza się figlarnie.
- Dziewczynki wy moje... skarby. — Przymykam oczy, przecierając skroń. — Dawno mnie nikt tak nie całował. 
- A Kenneth? — Julia wspomina moje dawno zauroczenie.
- On to przeszłość. — Macham ręką. — Nie wiem, co się dzieje, ale... czuję się tak dziwnie. W żołądku towarzyszy mi uczucie, którego nie mogę wyjaśnić... 
- Jesteś pijana — diagnozuje z mojej lewej Izzy.
- Zakochałaś się? — Uśmiecha się Julia, ale stanowczo oponuję, kręcąc głową. — Więc może to motylki w brzuchu?
- Więc zakochanie jest podobne do uczucia nadmiaru wina i popcornu zmieszanego niezbyt trafnie z lodami? — opisuję, marszcząc brwi, na co dziewczyny parskają z rozbawieniem. — Błagam, chcę iść spać. Głowa mnie boli. Chyba umrę. Pochowajcie ze mną moje torebki. O, i buty — zaznaczam. 
- Chodź. Biedna Candy. Julia, możesz przynieść jej pościel z balkonu? — Izzy łapie mnie za dłoń i ciągnie do łazienki. Staję w miejscu i odrobinę unoszę dłonie bezwiednie, by zasygnalizować, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. I że nie zaliczę gleby, gdy tylko przestanę czuć jej dłoni na ramieniu. Wspólnymi siłami w końcu dochodzimy do pomieszczenia, gdzie siadam na skraju sporej wanny.
- Izzy? — Dawno z moich ust nie wypłynął tak niepewny głos. — A co jeśli... jeśli on mnie zignoruje? Jeśli chciał mnie tylko... spróbować. Jakkolwiek to brzmi. I zostawić? — szepczę z lekka smutno, starając się jednak zabrzmieć minimalnie normalniej. Wzdycham głośno. Dziewczyna kucająca przede mną unosi dłoń i zakłada mi za ucho niesforny kosmyk rudych włosów, który wchodził mi na twarz.
- To będzie kompletnym kretynem, który na ciebie nie zasługuje. — Przyjaciółka odpowiada z przekonaniem. — Ja i Julia już wiemy, co zrobić z takimi... — Uśmiecha się szyderczo, odrobinę poprawiając mi tym humor.
- Ale najważniejsze jest to, że nikt tak nie traktuje Candice Snow. To Candice Snow traktuje tak innych.
- Brzmię jak niezła suka. — Marszczę brwi. Izzy nie dyskutuje już z tym stwierdzeniem. — Dobra, muszę wytrzeźwieć. Przejmuję się za bardzo.
- Tak, to też racja. Julia przyniosła ci pościel, umyj się i do łóżka sio. — Zostawia mnie w łazience. 
Brakuje jeszcze tylko „dzięki, mamo”. 

***

Budzę się z okropnym bólem, który jest wszystkim. Nie myślę o niczym innym. Ani o tym, która jest godzina, ani o tym, czy może lada moment mam jakieś tajemnicze kolokwium do zaliczenia. Wstaję z wielkim trudem, odciągając od siebie miłą kołdrę. Daję sobie jeszcze parę minut, żeby przynajmniej spróbować „dojść do siebie”, a potem sprawdzam telefon. Ostrożnie jak nigdy. „Czy coś napisał?”. W mojej głowie pojawiają się obawy i głupie pytania wyrwane z umysłu zauroczonej trzynastolatki. Co za żenada...
Ale rzeczywiście skrzynka pocztowa w telefonie jest pusta. Lekko mnie to dotyka, ale z racji, że muszę zmierzyć się z bolesnym kacem mordercą, odstawiam to na dalszy plan. Chociaż na chwilę. Przecież nie mogę pokazać, że się boję. Że w środku dygoczę od niewyjaśnionych powodów do strachu. 
Na śniadanie zjadam całe dwa naleśniki z polewą truskawkową. Nie mam ochoty na więcej, zwłaszcza, że przez ostatnią godzinę w głowie miałam tylko nieustające pragnienie nawodnienia. Jestem po paru porządnych szklankach, a nawet cytryna nie polepsza tego mdłego smaku w ustach. Potem ubieram się w luźną, rozkloszowaną spódnicę i wciąganą w nią czarną koszulkę z rękawami. Rude włosy układam w niezbyt ułożonego koka, chyba podświadomie chcąc podkreślić, że wewnątrz czuję się jak jedna, wielka kupa. Makijaż jeszcze jakoś ratuje te tragedię, ale żegnające mnie przyjaciółki wiedzą, jaka jest prawda.
Na wykładzie nie przykładam się do słuchania. Najchętniej założyłabym okulary przeciwsłoneczne i udawała, że śpię — choć to jest wbrew mnie i mojemu podejściu do ocen i nauki, to w obecnym stanie tylko sen traktuję jako wyjście z szarej rzeczywistości. Odruchowo zerkam w telefon. Pusto. Nadal. I tak przez większość cholernego dnia. Nie wiem, co się dzieje, ale chyba pcham się sama w miejsca, gdzie prawdopodobnie mogę go spotkać. Od wczoraj, po niezwykle miłym wieczorze, tkwi w mojej skacowanej głowie jak na upartego. A najgorsze jest to, że nie wspominam tylko dobrych pocałunków. Pamiętam miłe rozmowy. Jego uśmiechy, które mi się udzielały. Pamiętam czas, do jakiego śmiało chciałabym jeszcze wrócić.
Kręcę się niedaleko budynku, w jakim rzekomo mieszka. Boże, mam tak sobie za złe, ale mimo to dalej w to brnę. Idę długim chodnikiem, aż przeżywam totalny szok, jak gdyby ktoś poraził mnie prądem. Stanęłam w miejscu z kamienną miną, wpatrując się w tylko jedną twarz, jaką przed sobą miałam.
Neal.
- Candice? — Marszczy brwi, wyjmując dłonie z kieszeni. Zapewne dopiero co wyszedł z apartamentowca, ale przecież jest już tak późno. Słońce zaraz będzie zachodzić, a ja odnoszę nieodparte wrażenie, że dzień minął mi zupełnie bezczynnie. Że zatrzymałam się w jednym miejscu 
- Słuchaj. Nie chcę zabrzmieć źle. — Uspokój się, Snow. — B-bałam, że... — zaczynam, wciąż nie wiedząc, czy to dobry pomysł. — Bałam się, że po tym, co się między nami stało, nie będziesz chciał już ze mną rozmawiać. — Muszę wyglądać jak niewinne dziecko. Czuję się tak cholernie głupio i bezradnie, a nawet widok niebieskich tęczówek mnie nie uspokaja.
Chcę się mylić. 
Tak bardzo chcę się mylić.

Neal?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz