Strony

1 lip 2019

Od Izzy cd. Axela

Parskam śmiechem cicho pod nosem rozbawiona z tego spotkania, które było co prawda krótkie, ale jestem pewna, że do zapamiętania. W końcu zdarzyło się coś ciekawszego, a ja miałam okazję porozmawiać na inny temat niż zwykle.
Ciepły odcisk dłoni pozostaje przez chwilę na moich plecach. Choć mogłoby się wydawać, że nie powinno się nic wydarzyć, moje ciało zareagowało na to spięciem mięśni.
Uśmiecham się sama do siebie. Unoszę spojrzenie i nawet nie zorientowałam się wcześniej, że mój brat wbija we mnie wzrok od dłuższego czasu. Moja mina rzednie, bo wygląda wyjątkowo poważnie, tak jakbym przeskrobała coś na poziomie planowania ucieczki ze szpitalnego budynku. Nie wykluczam opcji, że kiedyś to zrobię. Domyślam się, że sama wizyta niespodziewanego gościa nie spowodowałaby obudzenie się w Nathanielu aż tak roszczeniowej postawy, dlatego obiecuję sobie w myślach, że jeśli kiedykolwiek jeszcze będzie mi dane spotkać tego chłopaka, to dostanie po głowie. Ja mu proponuję współpracę, a ten znika w pierwszej chwili, zostawiając mnie z moim nadwrażliwym bratem. Jednego mogę być pewna - Nate jest stuprocentowym, heteroseksualnym mężczyzną.
- Patrzysz tak na mnie z konkretnego powodu, czy po prostu dlatego, że był tu jakiś chłopak? - pytam niewinnie, gotowa w każdej chwili odeprzeć argumenty.
Brat bierze porządny łyk kawy i zaraz potem wskazuje ręką, w której trzyma kubek w stronę wyjścia z sali.
- Dlatego, że jestem w stanie uwierzyć, że załatwiłabyś sobie jakąkolwiek rozrywkę - w pierwszej chwili nie mam pojęcia, co ma na myśli, dopóki nie siada swobodnie obok łóżka i zakłada kostkę o kolano. Unosi brew, licząc, że zacznę się mieszać, ale odpowiadam mu zmarszczonymi brwiami.
A więc to o to mu chodzi.
Co za szuja... Jak go znajdę, to oprócz palnięcia w tę śliczną główkę, dostanie wytyczne, że mojemu bratu takich rzeczy się nie mówi. I nie twierdzę, że Nate jest naiwny, ale z całą pewnością drażliwy i nadopiekuńczy.
- A tu mu uwierzyłeś? - nie chcę być wredną siostrą zołzą, ale nie mogę oprzeć się przed utarciem nosa swojemu bliźniakowi - Nawet jeśli bym sobie kogoś załatwiła, to nie ryzykowałabym przyłapania przez ciebie, mój kochany, starszy braciszku - przewracam oczami.
- Słyszałaś, jak mnie nazwał? - staram się nie uśmiechnąć, ale to samo ciśnie mi się na twarz. Oczywiście, że słyszałam. Te ściany przepuszczają niemal wszystko, a drzwi nie odbijają dźwięków.
- To najsłodsze określenie, jakie tylko słyszałam. Jest tak urocze, że zaraz na mojej liście szpitalnej pojawi się cukrzyca - Nate przewraca oczami z dezaprobatą. Wyraźnie widać, że jego równowaga została zachwiana, ale najwyraźniej nie mógł tego trzymać w sobie. Nie przyznałby się przed nikim innym do niczego - I zapomniałam właściwie, że mam cię opieprzyć. Znowu płoszysz mi jakiegoś człowieka - zaciskam usta w wąską kreskę.

- Ale przyniosłem ci kawę. Dobrą kawę - podkreśla z uśmiechem. Mrużę oczy i zabieram z jego ręki kubek. Niech mu będzie. Po pierwszym łyku wybaczam mu cokolwiek - Zadowolona?
- W miarę - odpowiadam.
- Jeśli kiedykolwiek zobaczę go jeszcze raz przy tobie, to wcisnę cię w habit i wyślę do zamkniętego klasztoru - sugestywny uśmiech na jego twarzy mówi mi, że się zgrywa, ale i tak prycham pod nosem. Jakby to była moja wina. Właściwie to znam jego imię. Wyłącznie. Z przypadku.
~*~
- Coś ci spadło - słyszę głos Julii, po tym, jak oglądam beznadziejny program i bawię się swoim etui od telefonu. Często to robię, a potem gubię rzeczy schowane za nim.
Szukam spojrzeniem tej niewiadomej rzeczy, która niby wypadła mi nie wiadomo skąd. Szukam wzrokiem po podłodze, odkładając telefon na bok. Zauważam leżącą karteczkę pod stolikiem. Już mam po nią sięgać, próbując sobie przypomnieć, co takiego ostatnio chowałam za etui telefonu, ale Julia jest ode mnie szybsza. Łapie skrawek papieru w swoje palce i unosi.
- Ej - upominam się, ledwo wystając spod stolika - Oddawaj, to moje - próbuję wykaraskać się jakoś spod mebla i nie uderzyć żadną częścią ciała o niego.
- A to ciekawe... - mówi na głos brunetka i uśmiecha się szeroko. Jak Boga kocham, ale to nie jest uśmiech z rodzaju tych przyjemnych. W jej oczach zapalają się iskierki, a gdy unosi karteczkę w górę i odwraca, jestem pewna, że nie mam pojęcia, co to takiego może być - Cytuję, "Zadzwoń do mnie, słońce" brzmi jakbyś przez te kilka dni nie koczowała w szpitalu, tylko spędzała cudowne wakacje na wyspie - jakoś udaje mi się w końcu wyjść spod stolika. Od razu rzucam się po moją własność, o której istnieniu nawet nie miałam pojęcia. Najgorsze jest to, że tylko jedna osoba, którą spotkałam, nie wie, jak bardzo nie znoszę zdrobnień rzucanych w kierunku mojej osoby. Ludzie robią to jednak zbyt często. Musiałabym przytyć i napakować, żeby wyglądać nieco bardziej groźnie.
- Brzmi, jakby to było skierowane do mnie, a nie do ciebie, moja droga - łapię karteczkę i odbieram ją z rąk przyjaciółki. Chichocze rozbawiona.
Nie czekając, wstaję z miejsca.
- Co się dzieje? - Candice wychodzi zza ściany i odkłada telefon. Ostatnio ciągle na nim siedzi. Mogę się założyć, że przystojniak nadal namawia ją na spotkanie, które ostatnio przerwałyśmy. Na razie jednak oszczędzę jej komentarzy typu "Co tam u jasnowłosego pięknisia?".
- Izzy znowu bawi się w imperatora podrywu - Julia popija swój sok i porusza brwiami.
- Nieprawda - bronię się, ale zabrzmiało to zbyt mało pewnie, więc przybieram po prostu obronną postawę - Jak już, to on bawi się w imperatora podrywu, a ja byłam przypadkową dziewczyną, którą spotkał.
- Zapisał jej swój numer i schował za etui - nie daje za wygraną Julia, podnosząc swój głos do piskliwego głosiku - A sprawdziłaś, czy nie jest jakimś porywaczem?
- Albo zboczonym fetyszystą? - dołącza Candy.
Bardzo śmieszne.
- Co? Nie! Fuj... jesteście okropne - wywracam oczami - Bardzo dobrze mogłabym zaszczepić w Candy wątpliwości, że jej blondas ma obrzydliwe myśli - krzyżuję ręce na piersi.
- Nie jest blondynem po pierwsze... nie do końca nim jest, a w ogóle po drugie, kiedy w końcu odpuścisz? - unosi brwi zniecierpliwiona Candy. Uśmiecham się triumfalnie, bo oczywiste jest to, że nie dam.
- Kiedy będę mogła włączyć tryb FBI w internecie i dowiedzieć się o nim wszystko - zacieram ręce, aby nadać sytuacji groźniejszy wyraz. Candy krzywi się, a Julia nadal cicho chichocze, jakby sprawiało jej ogromną frajdę całe to zamieszanie.
- Dobra, a teraz na poważnie - wpycham się tyłkiem pomiędzy je dwie. Podwijam nogi, trzymając telefon i karteczkę w dłoni - Mam dwie opcje. Albo to totalnie olać, spalić, wyrzucić w odmęt popiołów - wyciągam jedną dłoń do przodu, w której trzymam zapisany numer telefonu z wiadomością - Albo napisać i trochę pokręcić - wyciągam drugą rękę z telefonem.
- A przystojny? - obydwie spoglądamy na rudowłosą, która po chwili spogląda na nas lekko zdezorientowana - No co?
- Mam poprosić, żeby przysłał swoje zdjęcie najlepiej bez koszulki specjalnie dla ciebie? - wiem, że to ją nieco zawstydzi, dlatego razem z Julią uśmiechamy się porozumiewawczo - No już dobrze - trącam ją ramieniem.
- Jak ma na imię? - pyta rudowłosa.
- Axel... a przynajmniej tak wnioskuję, bo pełnym nienawiści głosie pielęgniarki niosącym się po szpitalnym korytarzu i jego reakcji na to imię.
- A jakoś dalej? - milczę, bo właściwie nie wiem.
- A ma to jakieś znaczenie? To ja tu jestem od szpiegowania ludzi w internecie, zobaczę po prostu, co odpisze, a mówiąc - zobaczę - mam na myśli, że sama do sprawdzę - podnoszę się z powrotem z kanapy i idę do swojego pokoju.
- Ej, nie zabieraj nam rozrywki! - krzyczy Julia. Posyłam im promienisty uśmiech i całusa w powietrzu, a potem zamykam się w swoim pokoju. Kładę się na łóżko i zaczynam pisać wiadomość.

Następnym razem znajdź lepsze miejsce na chowanie karteczek do obcych dziewczyn, imperatorze podrywu. Musiałam się tłumaczyć przez ciebie. Dwukrotnie.

Axelku?

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz