Strony

30 cze 2019

Od Lucii C.D Althea

    Obróciłam głowę w stronę drzwi, gdy usłyszałam dobrze mi znajomy, z lekka przestarzały i trochę popsuty dzwonek. Wiedziałam, kto może stać za tymi drzwiami i nie powiem, nie myliłam się. Kiedy Althea otworzyła mu drzwi, ten po prostu minął ją w drzwiach, wchodząc powoli do środka. Ściągnął z siebie swój płaszcz i powiesił go na wieszaku.
     - Nie wiedziałam, że będziesz aż tak szybko — przyznała Althea, podążając za nim swoim czujnym wzrokiem. Wiedziałam, że ta wciąż za nim nie przepadała, ani też nie ufała mu zbytnio. A ja, jako dobra i wyrozumiała młodsza siostrzyczka, nie będę jej do tego zmuszać. Sama musi się do niego przekonać i nie ma sensu tego pośpieszyć. Po prostu trzeba jej dać trochę czasu. — Mamy kogoś z małą sprawą do ciebie.

     - Kogo? - spytał, podnosząc na nią wzrok, w czasie gdy ten podszedł do patelni, na której jeszcze znajdowało się trochę jajecznicy. Tak, przyznam się otwarcie i bez bicia, że ugotowałam jeszcze jedną porcję więcej, by mój tata mógł chociaż wziąć coś na ząb po podróży.
    Althea tylko ruchem głowy wskazała na naszego gościa, w dalszym ciągu nie spuszczając z niego wzroku. Ten natomiast nic sobie z tego nie robił. Kątem oka spoglądał na dziewczynę i jadł dalej, a dopiero po chwili oderwał się od posiłku i wytarł chusteczką usta.
     - Jak myślisz. Nam chyba też należą się jakieś wyjaśnienia, co? - Moja siostra uniosła jedną brew do góry, opierając się ramieniem o ścianę. Można wręcz powiedzieć, że wyczekiwała słów, jakie tata miał zaraz skierować w jej stronę, jednak tak się nie stało. Ten nadal stał w miejscu, zbytnio nie rozumiejąc o co chodzi.
    Wtem nasz gość i prawdopodobnie też przyrodni brat, wstał od stołu i podszedł do niego wyciągając w jego stronę dłoń, w geście przywitania, co szczerze mnie zdziwiło. Nie sądziłam, że Javier zdobędzie się na coś takiego. No cóż, znam go dopiero dzień, jak nie krócej.
     - Jestem Javier, syn Lydii. - Tata odruchowo uścisnął jego dłoń i spojrzał się po nas, zamyślony. Jednak po chwili wyglądał już tak, jakby wpadł na coś sensownego.
     - Lydia... Tak, kojarzę ją. - Uśmiechnął się do niego i zaraz potem odsunął na krok, chcąc zachować bezpieczną odległość. On chyba też nie za bardzo mu ufał. Jemu i jego zabójczemu spojrzeniu, które potrafiło przeszywać na wskroś. Naprawdę, nawet ja sama nie potrafiłam dobrze się trzymać, gdy ten wlepiał we mnie swoje spojrzenie, tak jakby chcąc ode mnie coś wyciągnąć. Wywiercić we mnie wielką dziurę, dzięki której będzie miał dostęp do wszystkiego, co jest związane ze mną.
     - Mama mówiła mi, że jest pan moim ojcem - powiedział w końcu, na co reakcja starego Santosa była bezcenna. Usta rozdziawione w geście zdziwienia mówiły więcej niż tysiąc słów. Zupełnie jak te dobre słodycze, które kosztują krocie. Kiedyś było mi dane tego spróbować. Kiedyś i to tylko raz. To było pyszne... Jednak wracając do sytuacji, Althea nawet nie dała się naszemu ojcu namyśleć, tylko ponownie naskoczyła na ojca, chcąc wyjaśnień.
     - Jesteś nam w stanie to wyjaśnić, drogi tato Santosie? - powiedziała wręcz z kpiną w głosie, za co miałam ochotę szturchnąć ja mocno łokciem w bok, jednak coś mi w tym przeszkodziło, a mianowicie była to odległość. Odległość od stołu do niemal drzwi wejściowych. Trochę dziwne by było, gdybym nagle wstała i podeszła do siostry przez niemal całe mieszkanie, by tylko ją szturchnąć.
     - Co mam ci tłumaczyć? Zdarza się. Miałem romans z Lydią - przyznał, delikatnie drapiąc się po brodzie. - Ale to ona zerwała ze mną kontakt. Nawet do mnie nie zadzwoniła, ani nie dała żadnego znaku, że urodził nam się syn. Ile masz lat, Javier? - spytał, kierując swój wzrok na swojego domniemanego syna.
     - Dwadzieścia pięć - odpowiedział.
     - Tak, to bardzo prawdopodobne, że możesz być moim synem - stwierdził, kiwając głową. - Nawet jesteś podobny do mnie i do mojej linii rodziny, więc to raczej nie byłby przypadek, gdybyś był moim synem.
     - Czyli zdradzałeś mamę? - zarzuciła mu Althea, odbijając się od ściany, by podejść do niego bliżej. - Przyznaj, robiłeś to?
     - Nie, co ty gadasz, Alth - parsknął rozbawiony Santos. - Mój romans z Lydią  miał miejsce wtedy, kiedy wasza matka była jeszcze moją przyjaciółką. Nigdy w życiu bym jej nie zdradził. Chyba musiałbym być naprawdę popieprzony, żeby to zrobić. - stwierdził, ponownie wracając go kuchenki, na której wiadomo co stało. Patelnia z resztką jajecznicy. Ten ponownie złapał za widelec i zaczął wyjadać z niej resztki, w czasie gdy ja zaczęłam zbierać naczynia po posiłku - nawet ten talerz, który Althea postawiła na szafce - i włożyłam to wszystko do zlewu, z zamiarem pozmywania tego później. Teraz miałam, ja jak i Althea, inne sprawy na głowie.
     - Łżesz... - zaczęła dziewczyna, jednak nie dane było jej skończyć.
     - Althea, przestań. Nie naskakuj na niego, poza tym nie ma to większego sensu. I tak by ci tego nie przyznał - westchnęłam ciężko, myjąc ręce. Spojrzałam jednak kątem oka na siostrę, która wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć. Pewnie nadal myślała, ba! Była przekonana, że tata zdradzał mamę. Że byłby do tego zdolny. Ja szczerze mówiąc nie chcę się w to zagłębiać. Ojciec mógł kłamać, jednak i tak niczego to nie zmieni. Mama nie żyje, a my musimy iść dalej, starając się nie patrzeć do tyłu.
     - Dobrze promyczku, broń mnie - powiedział ojciec w moją stronę z lekka rozbawiony.
    Promyczku...
    Jedyną osobą, która przez te wszystkie lata tak do mnie mówiła, była moja babcia. To określenie przywraca wspomnienia. Wspomnienia takie silne, że aż silą się, by wycisnąć ze mnie chociaż jedną łzę. Jednak odpowiedziałam sobie nie. Nie mogłam tego robić. Przecież obiecałam sobie, że nie będe patrzeć w tył.
    Ciekawe, czy gdyby mama nadal żyła, też by tak do mnie mówiła...
     - Ja pozmywam - zdeklarowała się Althea z lekka poddenerwowanym głosem. Można powiedzieć, że w tym samym  momencie atmosfera panująca w pomieszczeniu, znacznie zgęstniała.
     - Powiedz mi, Javier - zaczął ojciec, wycierając swoje lekko tłuste palce w ścierkę. - Czemu tak nagle obudziłeś się, żeby zacząć mnie szukać? Teraz, po dwudziestu pięciu latach? Matka ci nie mówiła wcześniej o twoim ojcu? - Zmarszczył brwi.
     - Mówiła mi o tobie, jednak nigdy nie czułem potrzeby, żeby się z tobą spotkać. Dopiero teraz coś mnie na to wzięło - mruknął. - Nie chce żadnych pieniędzy ani nic, jedynie chciałem cię poznać.
    Starszy Santos westchnął ciężko i podszedł do wieszaka, by ściągnąć z niego swój płasz. Fakt, jest pojedzony, dowiedział się o co biega i może już spadać - tak by pomyślałam Althea, jednak ja wiedziałam, a raczej domyślałam się, do czego to zmierza.
     - Javier, chodź ze mną jak na razie, dziewczyny zostawimy w spokoju. - Na jego słowa nasz prawdopodobnie przyrodni brat ruszył z miejsca, by zacząć się ubierać. Dlaczego ubierać, skoro jest lato? Bo dzisiejszy dzień był tak cholernie zimny, że i ja nawet bym bez płaszcza nie wytrzymała.
    Pod koniec usłyszałyśmy dźwięk zamykających się drzwi, zwiastujących to, że zostałyśmy z Altheą w mieszkaniu same.

<Althea? c:>

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz