Strony

30 cze 2019

Od Odette C.D Adam

Z racji na szybkie tempo pojawienia się taty odnosiłam wrażenie, jakby dobrych parę minut temu przewidział moją prośbę. Troskliwym, odrobinę przerażonym głosem opowiedziałam mu przez telefon o dolegliwościach Clary, a on w odzewie bez wahania ruszył do pomocy. Późna godzina widniejąca na zegarach już dawno dała się we znaki — ulice były puste, dookoła ciemność rozprowadzała strach i niepokój, sprawiając, że moje nogi dygotały z mieszanki tych dwóch nieprzyjemnych uczuć. Również wiatr przynosił zimno, przez co pobyt na zewnątrz wydawał się jeszcze gorszym pomysłem.
Tata wreszcie stał się opoką. Czekałam z nim przy wejściu, co jakiś czas automatycznie zerkając do środka, jakby Adam i Clary wychodzili ze strefy toalet. Dziewczyna naprawdę źle się czuła. Widziałam to, cholera, jej twarz przybrała kolor nieskazitelnej, białej ściany. Swoje wszystkie obawy non stop przekazywałam ojcu, który słowami otuchy starał się mnie nieco uspokoić, jak i moje wszelkie domysły, jakie, bądź co bądź, przestawały być racjonalne. Chwilą totalnej ulgi był Adam opuszczający lokal, lecz bez dziewczyny.

- Jak się czuje? — spytałam troskliwie, w odpowiedzi słysząc ciężkie westchnienie, które nie napawało mnie żadnym rodzajem zadowolenia.
- Ja naprawdę, nie mam już powoli do niej słów. — Nim zdołałam przyswoić jego słowa, Clary w przerażającym tempie wybiegła zza drzwi. Krok za krokiem na wysokich obcasach, aż w końcu dotarła wprost do moich objęć, cała zapłakana i szlochająca. 
Byłam totalnie zdezorientowana. Marszczyłam brwi, wyrażając spore zmieszanie, ale mimo to moja dłoń głaskała delikatnie jej plecy. Wzięłam głęboki oddech, aby móc wydusić z siebie proste pytanie, lecz zostałam wyprzedzona słowami, jakich nie spodziewałam się usłyszeć...
- O-on się d-do mnie dobierał. — Wskazała na Adama, natomiast jej głos był drżący i bojaźliwy niczym u małej, przestraszonej rzeczywistością dziewczynki.
Przyznam, że wyjawione fakty na długi, naprawdę długi czas zabrały mi umiejętność mówienia. Jakby gdzieś w mózgu stworzyła się zapora, która po prostu nie przyjmowała do wiadomości tego, że Adam mógłby być sprawcą podobnej rzeczy. Nie. Przecież to kompletna bujda. W życiu nie czułam gorszego zmieszania.
- Clary? — Spojrzałam na nią, nie wiedząc już nic. — Ale o czym ty gadasz? 
- Chciał mnie wykorzystać! — Gdyby nie to, że naokoło panowały pustki, gapiów mielibyśmy już zagwarantowanych. Ludzie uwielbiają dramaty, szczególnie te, które kompletnie ich nie dotyczą. Miałam jednak okropnego pecha, że jeden dotyczył bezpośrednio mojego chłopaka. Ba, i nie było to byle co — poważne oskarżenie o wykorzystywanie na tle seksualnym, bo jakim innym? Zanim zdążyłam wyrazić mój solidny sprzeciw, pożałowałam tego, że zadzwoniłam po tatę. Wspierając się swoją zawartą w nieco starych już kościach, złapał Adama za krawędź koszulki i gwałtownie oddalił go ode mnie.
Powietrze zgęstniało jeszcze bardziej.
- Co ty sobie wyobrażasz, gnoju? — warknął mój ojciec, nie zamierzając silić się na uprzejmości. Cała jego złość, zirytowanie zdawały się teraz znajdować ujście w tej frustrującej sytuacji, która stwarza tak wielki, być może niepotrzebny konflikt. — Dziewczyna się źle czuje, a ty ją próbujesz zgwałcić? Gdzie ty masz rozum, do diabła? I jeszcze próbujesz zdradzać moją córkę?
- Proszę pana, to nie... — zaoponował chyba aż zbyt pewnie siebie. To ugruntowało mnie w przekonaniu, że naprawdę niczego nie zrobił. Ufałam mu, choć niepowiedziane, że nie ogląda się za innymi. Coś mi zwyczajnie nie pasowało w obrazie skąpej Clary Foster, która już od pierwszego spotkania kleiła się do Adama, a zwieńczeniem tego mogła być próba uwodzenia.
- Śmiesz jeszcze się odzywać?!
- Tato... — Próbowałam go uspokoić, jednak spełzło to zupełnie na niczym.
- Odette, do samochodu, już. — Wskazał samochód, do którego weszła Clary, o dziwo nie trzymając się już za rzekomo bolący brzuch. Wszystko działo się tak szybko, że nie potrafiłam w ogóle oddzielić od siebie rozgrywających się na moich oczach wydarzeń. Z jednej strony pragnęłam za wszelką cenę wydobyć prawdę z Clary, a już z drugiej skracał mi się czas, aby uratować Adama z objęć totalnego fałszerstwa koleżanki.
- Tłumaczyłbym się, gdybym cokolwiek zrobił. — Parsknął Adam, wyraźnie zirytowany tym, co właśnie miało miejsce. — To ona się do mnie dobrała. Powtarzam: ona. 
- Skończony palant. Łapy z dala od mojej córki, bo nie wyjdziesz z tego cało! — Ojciec zatrzasnął drzwi od auta tak mocno, że podskoczyłam ze strachu, czując wyraźny impuls agresji i napięcia między tymi dwoma.
- Tato, przestań... — Stanęłam w obronie mojego chłopaka, a ojciec wtedy nie miał już nic do powiedzenia. Patrzył w moje zaszklone emocjami oczy, które tonęły w smutku. Jeszcze spierał się, by mnie zabrać ze sobą i Clary, jednak widząc mój ośli upór doprowadził do tego, do czego doprowadzać zapewne nie chciał — pozostawienia mnie przed lokalem przed północą. 
- Nie wiesz, co robisz, dziewczyno — warknął, wracając do auta. — Jego nie chcę widzieć w moim domu. — Splunął jeszcze na jezdnię przez otwarte okno. Skrzywiłam się, będąc gotową na płacz, ale zaciskające się wargi zahamowały wszystkie emocje głęboko we mnie. Nieoczekiwany zwrot wydarzeń był jednym z gorszych, jakie przeżyłam. 
- Nie będę się kłócić. Skoro tak bardzo chce, to sobie pojadę do siebie. — Adam dalej przemawiał z ogromnym zdenerwowaniem, nie reagując nawet na moje ręce, które chciały zatrzymać go przy mnie. Ciągle się wyrywał i spacerował w zamkniętym kręgu, rozglądając się dookoła. Wiedziałam, że był mocno wkurzony, to nie ulegało nawet wątpliwościom. 
- Hej, wiesz, że nigdzie cię nie puszczę — odparłam z głębokim przekonaniem, które jeszcze nie docierało do niego tak, jak bym tego chciała. — Wstawiam się za tobą, słyszysz? — Dalej chodził, co doprowadzało mnie do białej gorączki. — Halo, wierzę ci. Nie Clary. Tobie.
I zatrzymał się. 
Oparł czoło delikatnie o słup, przedramiona również, tyle że nad głową. Wypuścił z ust westchnienie frustracji, ale co najważniejsze — przestał się irytować. Nawet to zwalczał, ściskając oczy i pięści, by dać upust ogromnym emocjom.
- Naprawdę? — Domyślałam się, że poczuł się osamotniony w swoich przekonaniach. Na jego pytanie delikatnie chwyciłam go za ramię, by w akompaniamencie lekkiego wiatru odwrócić go do siebie. Mój łagodny wzrok spotkał jego. Skinieniem głowy potwierdziłam jego pytanie, uśmiechając się przy tym subtelnie. 
- Nie kłamię.
- Clary... ja naprawdę miałem jej dość. Zapewne tylko udawała, że ją boli brzuch, bo zaraz jak weszliśmy do łazienki, to jej obawy magicznie zniknęły — parsknął.
- Nieźle udawała, bo mnie tym kupiła — zdradziłam, w końcu dopuszczając do siebie myśl, że zostałam zwyczajnie oszukana. — Ale wrócimy do domu, dobrze? — szepnęłam, co spotkało się niemal natychmiast ze sporym sprzeciwem.
- Nie ma mowy, Dottie. To już za dużo. — Poważny głos sprowadził moje pozytywne myślenie z powrotem na dół. Wiedziałam, że kończyły nam się dodatkowe opcje. — Twój ojciec mnie znienawidził i dalej myśli, że cię zdradzam.
- Ale ja nie myślę. Mogłabym mu  wytłumaczyć. Zresztą mama na pewno posłucha twojej wersji.
- Proszę cię. — Prychnął, nie chcąc widocznie już w to brnąć. — Tak czy siak będę miał piekło. 
Westchnęłam cichutko, w głębi swojego rozumu wiedząc już, co to oznaczało.
- Chcesz wrócić? — Ułożyłam dłoń na jego żuchwie. Uniósł swoją i delikatnie przejechał palcami po wierzchu mojej, co sprawiło, że przeszły przeze mnie dreszcze. 
- To byłoby najlepsze rozwiązanie.
- Ale musimy gdzieś spać do jutra... i musimy wziąć walizki — odparłam cicho i bez przekonania. — Wiesz, że musimy jeszcze wrócić na chwilę do domu, Adam. — Spojrzałam w jego pozbawione jakiejkolwiek nadziei oczy. Obserwując niebieską toń pogrążoną w kompletnym smutku i zmęczeniu, miałam pragnienie tchnąć w nie nową energię, byleby zobaczyć je żywe i śmiejące się do mnie. 

Adam?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz