Zakład był nieco dziwny, ale nie miałem żadnych skrupułów, miałem zamiar to wygrać. W końcu pocałowanie kogoś nie może być takie trudne, prawda? Ludzie ciągle to robią, łączą usta, dodają do tego język i jest piękny, romantyczny buziak. Nic trudnego. Wystarczyło tylko znaleźć ofiarę, a w końcu brzydki nie byłem. Na pewno ktoś się znajdzie, a wtedy przeżyje fantastyczne trzy dni, podczas których Naff będzie musiał mi dosłownie usługiwać; znaczy w pewnym stopniu, w końcu nie jestem pewien, czy ślepy upiecze ciasto lub coś podobnego. Byłem też zadowolony z myśli, że jego pies zyska więcej miłości, a bardzo mi na tym zależało, pod tym względem, że kochałem wszystkie zwierzęta.
*Dzień pierwszy*
Zaraz po wykładach poszedłem do schroniska, gdzie miałem się zająć psami. Pracowała ze mną inna wolontariuszka, dziewczyna o rok młodsza, uczęszczającej do innej szkoły. Dość dobrze się dogadywaliśmy ze względu na pracę, ale nasze tematy ograniczały się tylko do tej jednej rzeczy, gdyż reszta upodobań bardzo się różniła. Nie interesowała mnie muzyka klasyczna czy rośliny, a ona nie chciała słuchać o średniowiecznych torturach czy informatyce. Mimo to spróbowałem jakoś ją zagadać, by doprowadzić do buziaka, chociaż nie podobała mi się w żadnym calu. Starałem się być ciągle przy niej, byłem dla niej bardzo miły i nawet zgodziłem się wysłuchać jej monologu o kwiatkach. Gdy wyszliśmy na spacer ze zwierzakami, udało mi się od niej wyciągnąć informację na temat rodziny, nawet nie wiem jakim cudem, ale nagle nabrała do mnie takiego zaufania, że bez problemu podzieliła się ze mną wiadomością, że jej ojciec siedział w więzieniu, a że matka zmarła, wychowywali ją dziadkowie. Nie byłem pewny, czy ta rozmowa pomoże mi w poderwaniu jej, czy coś podobnego, ale słuchałem, kiwałem głową i co jakiś czas zadawałem pytania. Kiedy wracaliśmy do schroniska, była cały czas uśmiechnięta.
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo miły – powiedziała, co leżało jej na duszy. Wzruszyłem tylko ramionami, bo co mogłem na to odpowiedzieć? Że chciałem od niej całusa? Chyba nie tak się zdobywa takie rzeczy… w końcu postanowiłem zrobić coś w tym kierunku.
- Co robisz dziś wieczorem? - zapytałem, mając zamiar zabrać ją na jakieś piwo lub coś podobnego. Ta popatrzyła na mnie zakłopotana i lekko zarumieniona.
- Już się umówiłam – powiedziała, nie przerywając swej pracy. - Z chłopakiem – słysząc to, zdałem sobie sprawę, że wszystko było niepotrzebne, a ja żałowałem, że wcześniej z nią nie rozmawiałem, teraz uniknąłbym takiej wpadki. Pokiwałem szybko głową, z delikatnym uśmiechem.
- O jasne – odezwałem się, ale tak naprawdę nasza rozmowa skończyła się na tym. Najlepsze jest to, że pewnie pomyślała, że chciałem ją poderwać i może chcieć czegoś więcej, ale nigdy się nie dowie o zakładzie.
*Dzień drugi*
Po wcześniejszej wpadce, postanowiłem spróbować z kimś obcym. Poszedłem do klubu, usiadłem przy ladzie i zamówiłem piwo. Przez jakiś czas po prostu siedziałem i się rozglądałem. Nie miałem planu i nie wiedziałem od czego zacząć. Jeśli zaś chodziło o drugiego człowieka: nie musiała to być kobieta, czy facet, byleby tylko był na tyle ładny, żebym się nie brzydził jego lub jej ustami. Tyle potrzebowałem, reszta mnie nie interesowała, tylko jak się za to zabrać? Niestety wiek, w którym powinienem się tego nauczyć, spędziłem na torturowaniu i szantażowaniu innych ludzi. Mimo to nie straciłem wiary, że wygram zakład, w końcu ceną było miłe zachowanie kompletnego dupka i egoisty.
Na szczęście ratunkiem był los, który sprowadził do mnie jakąś dziewczynę. Była wysoka, ale nie dorównywała mi. Była ubrana w skromną, czarną sukienkę podkreślającą jej talie. Wyglądała na młodszą ode mnie, ale nadrabiała to mocnym makijażem, który postarzał ją o… jakieś pięć lat. Miała czarne włosy, widać było, że sztuczne: malowane i prostowane. Miała jaśniejsze odrosty, którymi najwidoczniej się nie przejmowała. Do tego brązowe, zdradzieckie oczka. Nie polubiłem jej, ale mi potrzebny był tylko buziak, a nie dziewczyna. Dlatego postanowiłem ją jakoś do siebie przekonać. Zaczęliśmy rozmawiać, miała na imię Dayana i przyjechała tu do swojej ciotki. Miała dwadzieścia dwa lata i tak dalej, i tak dalej. Nie zbyt mnie to wszystko interesowało, głównie byłem zajęty myśleniem, co powiedzieć. W końcu nie mogłem jej wyjechać z tekstem, że z makijażem wygląda staro i na pewno jest prostytutką; musiałem się pilnować, co było ciężkie. Rozmawialiśmy głównie o życiu, opowiadając jakieś śmieszne historyjki z naszego życia. Nim się zorientowałem, dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła w bardziej ustronne miejsce. Przyległa do mnie ciałem, objąłem ją. Zaczęła się suwać w górę i w dół ocierając się o mnie. Jej twarz znalazła się blisko mojej, więc szykowałem się wygranie zakładu. Parę centymetrów, była blisko, jej usta prawie dotknęły moich… kiedy przesunęła je do mojego ucha.
- Dwie stówy – powiedziała. Zmarszczyłem brwi, odsunąłem się od niej i zapytałem, o co jej chodzi. - Dwie stówy za obciągnięcie, cztery za noc – wystawiła rękę, czekając, aż jej zapłacę. A ja momentalnie wybuchnąłem gromkim śmiechem, zwracając tym samym na nas uwagę. Kobieta nagle zrobiła się czerwona i nawet tapeta tego nie ukryła. Śmiałem się z jej propozycji, naprawdę sądziła, że jej zapłacę? Bawił mnie także fakt, że zgadłem, kim była, po samym jej wyglądzie. W tej chwili nie byłem zły, że znowu się nie udało, bo byłem rozbawiony. Kiedy Dayana chciała mnie uderzyć za poniżenie, złapałem jej rękę i mocno ścisnąłem. Potem posłałem jej buziaka w powietrzu i poszedłem do lasy, gdzie wypiłem ostatnie piwo i wróciłem do domu.
*Dzień trzeci*
To ostatnia szansa, tylko czego próbować? Znajomych nie mam, a obcy ludzie są dziwni. Nie mając kompletnie żadnego pomysłu, wszystkie wykłady spędziłem na zastanawianiu się, co zrobić, niestety do głowy nic mi nie przyszło, aż do jednej przerwy, podczas której siedząc na ławce, zobaczyłem znajomą mi osobę.
Naff skończył godzinę wcześniej i już był u siebie, a ja, chcąc się pochwalić moim zwycięstwem, od razu po szkole do niego poszedłem. Zapukałem w drzwi i usłyszałem szczek. Oczywiście nie obeszło się bez typowego „zamknij się”. Nie mogłem się doczekać swojej wygranej.
- Kto tam? - zapytał, gdy otworzył.
- Twój najlepszy kolega – oznajmiłem, wchodząc do środka.
- Czyżbyś znalazł jakaś przybłędę, która dała ci buziaczka? - usłyszałem w jego głosie kpinę. Zdjąłem buty i odwróciłem się do niego, kiedy zamykał drzwi.
- A i owszem, nawet ci raportu nie będę musiał zdawać – powiedziałem z uśmiechem i dumą w głosie. Naff uniósł do góry jedna brew, patrząc obok mnie. Nim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, z zaskoczenia złączyłem nasze usta, przy okazji łapiąc go za ręce, aby mnie nie uderzył. Przez chwilę oszołomiony chłopak się nie ruszał, gdy nagle odwzajemnił pocałunek, otwierając usta, co umożliwiło mi wsadzenie do jego buzi języka. Trwało to krótką chwilę i jeśli mam być szczery, nie było najgorzej, a nawet lepiej, niż sądziłem. Gdy się odsunąłem, puściłem go. - I nie możesz mi powiedzieć, że osoba nie była zainteresowana – zaśmiałem się.
<Naff? xd>
+10PD
+10PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz