Strony

4 cze 2019

Od Raven C.D Cameron

    Moment, w którym trzymałam pozytywny test ciążowy w mojej dłoni, był niezaprzeczalnie najgorszym w całym moim życiu. Zburzył mi dotychczasowe plany na przyszłość, spojrzenie na świat. Szara rzeczywistość obdarowała mnie mocnym plaskaczem w twarz i ściągnęła na ziemię, kierując mój wzrok na inną drogę. Miałam zostać matką. Ta myśl krążyła mi w głowie, jak rekiny, które czekają na odpowiedni moment, żeby zaatakować. Bałam się tego. Naprawdę cholernie. Byłam za młoda, to wszystko nie miało się tak potoczyć. Nie teraz...
    Nie potrafiłam sobie zdać wtedy sprawy, jaka odpowiedzialność mnie czeka. Tego feralnego poranka, gdy kupiłam charakterystyczne opakowanie w aptece i w ciszy zrobiłam test  Wtedy nie płakałam, nawet nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Jednak teraz, kiedy siedzę naprzeciwko Camerona, który trzyma potwierdzenie naszch najgorszych koszmarów w ręku, w końcu do mnie to dotarło. Ja będę matką, a on ojcem. Wtedy już nie powstrzymywałam łez, nie dałam rady. Nareszcie zrozumiałam, że nasze dotychczasowe życie nagle zmienia kierunek. Że będziemy musieli się skupić na czymś innym, niż do tej pory. Na kimś innym. Nie hciałam tego do siebie dopuszczać, jednak rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą.

    Cameron nie płakał. Jedynie siedział i wpatrywał się w test, by chwilę później zagarnąć mnie w swoje ciepłe ramiona. Przymknęłam rozpaczliwie powieki i starałam się zdusić swój szloch. Swoje dłonie schowałam pod jego marynarką, obejmując jednocześnie go w pasie, a moja twarz zatopiła się w zagłębienie jego szyi, mocząc jego koszulę moimi łzami, wymieszanymi z powoli rozmazującym się makijażem. Jednak wtedy nie przejęliśmy się tym zbytnio. To było najmniej ważne, z tego wszystkiego, co się zdarzyło.
    Będziemy rodzicami...
    To zdanie krążyło nieustannie po mojej głowie, doprowadzając mnie do jeszcze większego załamania, a moich łez z każdą chwilą przybywało coraz więcej. Potrzebowałam czasu, żeby się uspokoić. Dużo czasu, a Cameron tylko cierpliwie czekał, głaszcząc mnie czule po plecach. Chwilami szeptał do mnie, chcąć tym samym pomóc mi osiągnąć spokój, lecz jednak jestem pewna, że tym samym chciał też pomóc również sobie.
    Nie wierzę w to, że jego to nie ruszyło.
    Po prostu jest lepszy w ukrywaniu emocji.
    Lepszy ode mnie...
     - Już w porządku? - wyszeptał mi do ucha, gdy w końcu przestałam się trząść, a moje powieki przestały wydalać dobrze znane nam łzy. Jedyną rzeczą, którą byłam w stanie zrobić, było pokiwanie twierdząco głową. W tym samym momencie Cam pomógł mi wstać, nie przestając mnie obejmować w talii, a ja sama wręcz wisiałam na jego ramieniu. - Chodź, wracamy do domu - szepnął, chowajać test do wewnętrznej kieszeni marynarki i złapał mnie pod rękę, wyprowadzając powoli z małej chatki, uprzednio wygaszając w niej kominek.
    Drżącymi dłońmi wyciągnęłam z mojej niewielkiej torebki chusteczki, by spróbować siebie w miarę doprowadzić do porządku. Otarłam pospiesznie moje powieki i zacisnęłam ją w dłoni, przytulając się bokiem jeszcze bardziej do Camerona. Pominę już sam fakt, że z każdym krokiem się chwiałam, mimo tego, że na przyjęciu nic nie piłam, ale na zewnątrz było też cholernie zimno.
    Gdy wróciliśmy do mieszkania, oboje od razu ściągnęliśmy swoje kurtki i buty, a ja dodatkowo rzuciłam torebkę w kąt pokoju. Niemal od razu weszłam do łazienki, by zmyć z siebie ciężar dzisiejszego dnia. Szybko opłukałam swoje ciało gorącą wodą, zmyłam makijaż i wyszłam z łazienki w piżamie po niespełna piętnastu minutach. Gdy zamykałam za sobą drzwi, zobaczyłam, że Cameron leży już na kanapie pod swoją kołdrą i spokojnie ogląda telewizje, z Grubym na brzuchu.
     - Nie myjesz się? - spytałam, wręcz wyszeptałam, gestem wskazując na łazienkę. Ten tylko pokręcił głową.
     - Jutro to zrobię, jest już za późno - mruknął, wciąż wpatrzony w ekran telewizora, jednak chwilę później oderwał od niego wzrok i przeniósł go na mnie. - Dosiądziesz się? - Poklepał miejsce na kanapie obok niego. Kiwnęłam delikatnie głowią i podeszłam do niego. Usiadłam na miejscu przez niego wskazanym i położyłam się, wręcz wpychając swoje zimne nogi pod jego kołdrę. - Hej hej! - zaprotestował, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a chwilę później syknął, gdy dotknęłam jego nogi swoją zimną stopą. - Kto pozwolił?
     - Ty. - Pokazałam mu język i zabrałam kota z jego kolan, by po chwili położyć go sobie na klatce piersiowej i delikatnie głaskać go po łebku. - Znasz może jakiegoś dobrego ginekologa? - spytałam niepewnie, kierując na niego swoje spojrzenie.
     - Czy ja wyglądam na kogoś, kto musi mieć z nim styczność? - Ponownie zmarzszczył brwi, patrząc wprost na mnie.
     - W pewnym stopniu przypominasz kobietę - parsknęłam cicho z uśmiechem, nie spuszczajac z niego wzroku.
    Mężczyzna ciężko westchnął i przewrócił oczami.
     - Idź może już spać, co? Za dużo wrażeń, jak na jeden wieczór.

▼▲▼

   Od sylwestra i tego feralnego wieczoru minęły już dobre trzy miesiące. W tym czasie razem z Cameronem zdążyliśmy w jakimś stopniu pogodzić się z ciążą i tym co nas czeka. Powoli także wczuwaliśmy się w role, jakie będzie nam pełnić. Poza tym nie można pominąć również tego, że mój brzuch, jak i dziecko się w nim znajdujące, urósł. Może i nie był jakiś ogromny, z czego jak na razie byłam zadowolona. Najbardziej odczuwalną rzeczą był jednak mój apetyt na wszystko. Dosłownie, na wszystko.
    Był ranek, sobota, dzień wolny. Pamiętam to tak, jakby zdażyło się dzisiaj. Na spokojnie wstałam z łóżka. Standardowo podeszłam do lustra i podwinęłam koszulkę, by spojrzeć na mój coraz to większy ciążowy brzuch. Przejechałam po nim dłonią delikatnie, po czym go zakryłam. Tak naprawdę, gdy nie podnosiłam koszulki, nie było nawet bardzo widać, że jestem w ciąży.
    Wyszłam wolnym krokiem z sypialni wprost do kuchni, skąd zwabiły mnie cudowne zapachy. Odruchowo zaczęłam węszyć, próbując zgadnąć co akurat w tym momencie pichci Cameron.
     - Przyszedł nasz pies gończy. Co dzisiaj chcesz na śniadanie? Płatki z mlekiem i ogórkiem kiszonym, naleśniki z sosem czosnkowym, czy może tosty z bitą śmietaną? - spytał, zerkając na mnie kątem oka, chociaż bardziej był skupiony na przewracaniu naleśników na drugą stronę.
    Parsknęłam cicho.
     - Wszystkie propozycje brzmią wspaniale, ale spróbuje się zadowolić tym, co teraz zrobisz - powiedziałam i siadając przy wyspie kuchennej, czekałam na posiłek. W międzyczasie złapałam na ręce Grubego, który już od momentu wstania z łóżka, kręcił mi się pod nogami, miałcząc żałośnie. On również przez te trzy miesiące zdążył podrosnąć i teraz możemy niezaprzeczalnie stwierdzić, że Gruby już jest gruby i  to definitywnie nie za sprawą jego futra.
     - Jeden naleśnik - zaczął liczyć, przerzucając naleśniki na mój talerz. Chwilę później spojrzał na mnie, zaprzestając liczenia, jakby analizując, ile kalorii na śniadanie wystarczy do wyżywienia mnie i dziecka. - Drugi, trzeci, czwarty, - dorzucał kolejno naleśniki, aż w końcu doliczył się ośmiu. - Wystarczy, czy więcej?
     - Wystarczy - parsknęłam. - Pamiętasz, że mamy dzisiaj na dwunastą do ginekologa?


< Cameron? c: >

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz