- To się nauczysz. Myślisz, że to dla mnie kłopot?
Przygryzłam swoją wargę, a po chwili skinęłam głową.
- Niech ci będzie – rzekłam, delikatnie się uśmiechając. Hangagog również się uśmiechnął. Wręczył mi swoją szklankę z sokiem.
- Zanieś je do domu. Ja wszystko przygotuję – powiedział i poszedł w stronę stajni. No dobra… Ruszyłam więc w stronę budynku, w którym mieszkał. Po drodze o mało co nie wywróciłam się przez Cezara i Ginger. Krzyknęłam na nich i się uspokoili. Postawiłam szklanki po soku na blacie i ruszyłam z powrotem na zewnątrz. Jednak nie wiedziałam, gdzie pójść, więc kręciłam się wkoło, gdy usłyszałam krzyk mężczyzny, że jest w środku.
Weszłam nieśmiało do środka stajni i od razu ujrzałam ciemnowłosego, który prawdopodobnie czyścił tego samego konia z wcześniej. Podeszłam do nich, niepewnie patrząc na tę dwójkę. Czy to na pewno dobry pomysł?
- Chodź tutaj, Amy – przywołał mnie Hangagog. Zbliżyłam się do niego. Wręczył mi szczotkę w dłoń i nieco przybliżył do konia obok.
- Nazywa się Książę – wyznał, kładąc swoją rękę na mojej. Pokazywał mi, jak powinno czyścić się końską sierść. To nie było takie trudne, więc już po chwili sama jeździłam szczotką po ciele Księcia. Jaki on był ciepły! A jaki cierpliwy. Zawsze, gdy czyściłam Cezara czy Ginger, to nie wytrzymywali więcej niż kilka sekund. A czasem potrzebowali niezłego szczotkowania.
Następnie zabrałam się za grzywę i ogon. Kopytami zajął się już Hangagog. No i przyszła pora na siodło…
Nim się obejrzałam, koń stał już za płotem, a Hangagog wręczywszy mi kask – a raczej „toczek”, jak to nazwał – pochylił się przed koniem, składając dłonie tak, abym mogła oprzeć na nie stopę i wejść na grzbiet zwierzaka. Zaszłaś tak daleko, nie możesz się cofnąć Amy.
Oparłam się na ramieniu Hangagoga, postawiłam nogę na jego splecionych dłoniach i się podniosłam, siadając w siodle. Nieco się poruszył pod moim ciężarem, przez co lekko spanikowałam.
- Hangagog – zapiszczałam, mając strach w oczach. Zaśmiał się tylko ze mnie, podając mi wodze.
- Spokojnie Amy, wszystko gra – powiedział do mnie. No nie uspokoiło mnie to za bardzo. Wtem dostrzegłam Bell, która mi się przyglądała, a po chwili zaczęła biec w naszą stronę.
- Bell, nie! - zawołałam. Suczka jednak mnie nie posłuchała. Wbiegła za ogrodzenie i zaczęła szczekać. Książę znowu się pode mną ruszył, ale tym razem do przodu. I to nie powoli. Znowu spanikowałam, a bojąc się spadnięcia, pochyliłam się do przodu i objęłam szyję konia.
- Amy! Ściągnij wodze! Pociągnij je do siebie! - usłyszałam za sobą krzyki Hangagoga. Ściągnąć je? Pociągnąć do siebie? Nerwowo złapałam za skórę i pociągnęłam w swoją stronę najmocniej, jak umiałam. To był błąd. Książę może i się zatrzymał, ale za to podniósł w górę, stając na swoich tylnych nogach, a ja od razu spadłam z jego grzbietu. Uderzyłam głową o ziemię, miałam mroczki przed oczami i nie mogłam się poruszyć. Nie potrafiłam złapać tlenu. Czułam jak się powoli duszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz