Zgodziłam się na jego dziwny pomysł. Nie wiem, czy mieszanie w sprawę większej ilości psów pomoże. Czekałam tylko, aż wejdą do domku i wyprowadzą mnie w kajdankach za liczne zbrodnie i przekroczenia prawne. Leżenie w jednym miejscu było ostatnio moim głównym, najczęstszym zajęciem. Najpierw ten obleśny szpital, a teraz łóżko Alexa, w którym cholera wie, co robił. Przekręcałam się co i raz, ale skrzypienie sprężyn doprowadzało mnie do białej gorączki. Po chwili namysłu i nabrania sił wreszcie wstałam. Oczywiście pierwsze kilka chwil było to uspokajanie głowy, przed którą pojawiło się kilkaset kolorowych plamek. Powoli założyłam stare, zjechane sztyblety. To były jedyne buty, jakie miałam w tym momencie pod ręką. Nie zastanawiając się dłużej wyprostowałam tułów i wyjrzałam za okno. W tym momencie usłyszałam jęczące rżenie jednego z koni. Nie myślałam długo. Złapałam za nóż i padając na ziemię, wyszłam z domu. W głowie nadal mi się kręciło, a nogi były jak z waty. Weszłam do prowizorycznej stajenki. Na podłodze ciągnęła się struga krwi, która doprowadziła mnie do ledwo duszącego Warladero. Koń miał pociachaną nogę, z której ciurkiem lała się czerwona ciecz. Złość sięgnęła zenitu. Nie przejmowałam się zupełnie niczym. Kiedy zobaczyłam nazistowski hełm, leżący na ziemi, chwyciłam za ostrze i szukałam oprawcy. Moja twarz musiała wyglądać niesamowicie przerażająco. Zmarszczony, wściekły nos, ogromne źrenice, wypełnione adrenaliną i drące ze złości dłonie. Miałam ochotę chwycić za najmocniejszy CKM, jaki mam pod ręką i rozstrzelać każdego, kto wejdzie mi w drogę. Zauważyłam blond łeb, który stał za blisko stajni. Palił papierosa i chyba czekał na wsparcie. Ja nie myśląc długo podbiegłam i wykonałam kilka, jak nie kilkanaście ciosów w klatkę piersiową i brzuch oponenta. Jednak zaraz ciemność. Zmęczenie pociągnęło mnie w dół w przeciągu kilku sekund. Mroczki przed oczami zamieniły się w zupełny brak widoczności. Teraz jedyne co mi pozostało to doczołgać się do budynku. Lokum wydawało się być blisko, jednak zostawiałam za sobą ślady krwi. Czołgając się tylko rozciągałam swoją ranę, a przede mną widniało jeszcze mnóstwo kamieni. Złapałam wreszcie za zbawienną klamkę. Z jednej strony zbawienną, a z drugiej strony prowadzącą mnie do kolejnego gówna. Przed czołem pojawił się karabin. Słaby - zacinający się magazynek i cholernie trudny do wyczucia.
- Ej... Ale Ivan to radziecki kałach... - spojrzałam w górę - No kurwa nie.
~*~
Ręce przywiązane do ramy łóżka i całodniowe polewanie mnie wodą przyprawiało o wymioty. Teraz to ja byłam ofiarą. Ślusarz siedział sobie jak gdyby nigdy nic na fotelu. Czyścił Ivana. A ja co i raz ostatkiem sił śmiałam się z jego brzydkiej mordy, za co dostawałam strzała w nogę. Szkoda, że tępaki nie rozumieją zdania - ,,Nie czuję bólu''. Czekałam na to, aż wysiądą mu nerwy, złapie za kałacha i strzeli mi w łeb. Po jego głupocie można się było wszystkiego spodziewać.
- Co Ślusarzyku? Boli jak była baba nazisty da kosza nie? - zaśmiałam się jeszcze głośniej i pociągnęłam za kajdanki, które wyrwały się pod wpływem siły wraz z kawałkiem łóżka. Mina mężczyzny zmieniła się w przeciągu chwili.
- Kochanie ja nawet umierająca mam więcej siły niż cały twój pułk. - uśmiechnęłam się złowieszczo. W tym właśnie momencie do budynku wbiegło kilkudziesięciu żołnierzy, a za nimi Trace. Ludzie zajęli się sowieckimi klępami. Do mnie podeszło kilku, najwyraźniej, medyków. Świat zniknął mi na chwilę sprzed oczu. Tylko po to, żeby zaraz znów się pojawić. W zupełnie innej odsłonie. W odsłonie, która raziła mnie w oczy. A jedyne, co widziałam, to słodkie oczy Trace'a, widniejące nad moją personą. Straciłam przytomność na stosunkowo krótko. Widziałam jeszcze jak wynoszą radzieckie kurwy za drzwi.
- Ej. Już wszystko w porządku. - mówił do mnie po cichu Trace. Kiwałam tylko głową. Dłonie nadal miałam całe upaprane krwią.
Trace?
Ona będzie coraz gorsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz