Siedziałam właśnie na kanapie w moim mieszkaniu.
Jutro miałam wyjść z domu, aby moja przyjaciółka mogła spędzić urodziny ze
swoimi znajomymi, a mi nie na rękę było pokazywanie, że jestem bogata. Lepiej,
aby mnie nie było podczas imprezy. Sabrine, kiedy już uśpiła małą Miley,
usiadła obok mnie i zarzuciła na ramię swoje długie, czarne włosy.
- Iris, bardzo źle się czuję z ty,
że musisz wynieść się z własnego mieszkania na cały tydzień… ale przyjeżdżają z
daleka, nie chce aby mieszkały w hotelu, nie stać je na to. A, nie mogę
pozwolić abyś im to sponsorowała. – Uśmiechnęła się do Veroniki, po czym ją
uściskałam.
- Jestem przyzwyczajona. Poza tym,
nie będę musiała sprzątać. To raj! – zażartowałam i obie wybuchłyśmy śmiechem,
starając się jednak nie obudzić Miley. Vi wstała, a ja założyłam słuchawki i
słuchałam swojego nowego kawałka. Chciałam wyłapać wszystkie pomyłki, które
mogą się znaleźć w nagraniu.
"Here we are now
Everything is about to change
We face tomorrow as we say goodbye to yesterday
A chapter ending but the stories only just begun
A page is turning for everyone"
Zawsze śpiewałam piosenki o życiu. A
przynajmniej się starałam. Moja pierwsza piosenka była o tym, jak moja matka
przelewa na mnie swoje ambicje. Wtedy zrozumiałam, że pisanie tekstów oraz nut
do nich, napełnia mnie spokojem. Oddałam się temu całkowicie, zapominając o
nieudanym dzieciństwie oraz odgrodzeniu od rodziny z strony ojca. Siedziałam
więc wieczorami, w stertach nut oraz latających kartek tekstami i słuchawkami
obok. Tego wieczora, leżałam jednak wpatrzona w sufit z muzyką, która tak
bardzo była bliska mojemu sercu. Była to piosenka, którą napisałam z dziadkami,
rodzicami taty i była dla mnie bardzo ważna.
Uwielbiałam takie wieczory. Na
koncertach zawsze byłam żywa, wesoła, wszędzie mnie pełno. W domu jednak,
cieszyłam się spokojem od moich fanów, od wścibskich dziennikarzy oraz
przygłupich ochroniarzy, który patrzyli się na mnie jak na chodzący portfel.
Miałam też dość fałszywych przyjaciół. Wyjęłam słuchawki z uszu bo i tak nie
mogłam się skupić. Nie chcąc budzić moich współlokatorek, po cichu wyszłam z
salonu, gasząc za sobą światło a blask księżyca wpadł do pokoju w jednej chwili.
Ja sama skierowałam się do pokoju, gdzie na ziemi leżała jedna wielka walizka,
a w niej były już moje ubrania. Z samego rana moje rzeczy znajdą się w hotelu,
gdzie wynajęłam pokój. Wzięłam czystą bieliznę i ruszyłam do łazienki. Tam, już
wisiała moja koszula nocna. Zawsze tu wisi, rzadko można zobaczyć ją w moim
pokoju, leżącą niechlujnie. Lubiłam porządek. Aż za bardzo.
Rozebrałam się i powoli weszłam pod
strumień ciepłej wody. Uwielbiałam prysznice, równie mocno co momenty kiedy
tworzyłam teksty. Woda spływała po moim ciele, relaksując mnie. Tego
potrzebowałam po całym dniu. Spędziłam w łazience więcej czasu niż myślałam,
jednak nie przeszkadzało mi to. Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze i
uśmiechałam się sama do siebie. Byłam dumna z tego, kim byłam i co osiągnęłam.
Bez pomocy innych. Może oprócz mojej matki, która, mimo że cały czas przelewała
na mnie swoje wielkie ambicję, które nigdy się nie spełniły bo moja mama zwyczajnie
w świecie nie miała talentu do śpiewania ani do grania na żadnych
instrumentach. Potrafiła pisać i doskonale wymyślała fabuły książek, jednak
nigdy nie mogłaby wkroczyć w świat show-biznesu.
"So I'm moving on
Letting go
Holding on to tomorrow
I've always got the memories while I'm finding out who I'm gonna be
We might be apart but I hope you always know
You'll be with me wherever I go
Wherever I go"
Ja za to, miałam otwartą bramę do
bycia tym kim chciałam. Szłam po trupach do celu, nie patrząc na to, jakie to
niesie konsekwencję. Lubiłam stawiać na swoim, robiłam to od zawsze a twardy
charakter był potrzebny, aby przeżyć z moją matką pod jednym dachem. Dopiero po
godzinie wyszłam z łazienki, ubrana w moją czerwoną koszulę nocną, oraz z
włosami związanymi w warkocza. Kiedy weszłam do pokoju, na łóżku już siedziała
moja kochana kotka. Zwierze siedziało na środku łóżka, wpatrując się we mnie z
wyczekiwaniem. Autum, kiedy tylko usiadłam na łóżku, zaczęła się o mnie ocierać
oraz cicho mruczeć. Kochałam tego kota, była dla mnie idealna. Nie raz miałam
wrażenie, że to nie ja wybrałam ją, tylko ona wybrała mnie.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć.
Leżałam wpatrzona w sufit, zastanawiając się jakby to było, gdyby tata żył.
Przekręciłam się na jden bok, przytuliłam do siebie kota i zamknęłam oczy.
Udało mi się zasnąć, ale nie był to spokojny sen.
***
Kolejnego dnia, kiedy moje rzeczy
były już w hotelu, ja wybrałam się na spotkanie z przyjaciółką w kawiarni. Val,
zawsze była porażona pozytywną energią. Wręcz nią tryskała, a dobry humor
szybko udzielał się wszystkim w jej otoczeniu. Tego dnia jednak, nie byłam w
nastroju do zabawy a dziewczyna szybko to zobaczyła. Znała mnie długo, umiała
rozpoznać, kiedy coś jest nie tak. Czasem, było to wręcz irytujące. Nigdy nie
mogłam mieć tajemnic, bo Val chciała wszystko wiedzieć. Najbardziej jednak
bolało mnie to, że ona nie znała mnie jako Iris, a jako Ava. Wszyscy moi znajomi,
znali mnie jako Ava Hunter, a Iris traktowali jak moje drugie imię, więc nigdy
go nie używali. Siedziałam przy stoliku, rwąc na małe kawałki rogalika.
- Dobra Ava, co jest. Widzę, że coś
cię dręczy. Mi możesz powiedzieć – Val uśmiechnęła się do mnie delikatnie. A ja,
żałowałam, że właśnie nie mogę jej powiedzieć o tym, co mnie dręczy – Chyba, że
chodzi o twoją wielką karierę. Jeśli tak, to nie chcę słuchać. Nie interesują
mnie dramaty ludzi z show-biznesu. Poza tym, nie obraź się Av, ale twoje problemy
mnie po prostu męczą. Gdzie ty idziesz? – Valerie spojrzała na mnie zaskoczona,
kiedy wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia – Widzisz? Znów dramatyzujesz
Hunter!
Nie słuchając jej krzyku, wyszłam z
kawiarni i po prostu wsiadłam do auta. Chciałam iść do hotelu, położyć się i
grać. Po prostu grać na mojej ukochanej gitarze, którą miałam od dziecka, która
była też prezentem od dziadka. Oczywiście, nawet mój plan bezstresowego wejścia
do hotelu się nie udał. Kiedy wysiadłam z samochodu, zaparkowawszy specjalnie z
tyłu hotelu, zobaczyłam mężczyznę. Niezbyt mnie obeszło co on tam robi, jak dla
mnie mógł nawet siedzieć na przerwie na papierosa. Ja chciałam tylko przejść.
Oczywiści, tępy mężczyzna musiał mi przeszkodzić. Swoją drogą, wyglądał jak
siedem nieszczęść.
Nasza wymiana zdań nie była najprzyjemniejsza,
a ja coraz bardziej się irytowałam. Nie przypuszczałam, że to może być możliwe,
aby być bardziej zdenerwowanym, niż po spotkaniu z Val.
- Zaraz wezwę ochronę! – ostrzegłam
go, a mężczyzna prawie roześmiał mi się w twarz. Widziałam, jak się od tego
powstrzymuje.
- Tak się składa, że ja nią jestem.
Czekam na jakąś turbo ważną gwiazdkę, więc z łaski swojej rusz swój tyłek i
wypierdalaj, ok? – Ton jego głosu, podziałał na mnie jak płachta na byka.
Zwykle starałam się nie wybuchać, ale tym razem mi się nie udało. Położyłam
dłoń na czole, jakbym sprawdzała czy nie mam gorączki.
- Nie sądziłam, że hotele zatrudniają
takich cepów na ochroniarzy. Tak się składa baranie, że tą arcyważną gwiazdką
jestem ja. Więc to ty rusz swój tyłek.
Mina mężczyzny w przeciągu sekundy
zmieniła się w zmieszanie, a po chwili zażenowanie. A przynajmniej tak mi się
wydawało. Nie umiałam odróżniać uczuć innych ludzi. Nagle, zobaczyłam jak ten
powoli się zatacza. Nie ukrywam, że byłam przerażona, kiedy ochroniarz z którym
jeszcze przed chwilą się kłóciłam, upada na ziemię. Na szczęście w odpowiedniej
chwili, w naszym kierunku szło dwóch innych ochroniarzy. Kiedy to zobaczyli,
podbiegli do nas. Jeden z nich zdążył złapać kolegę, zanim uderzył twarzą w
ziemię, drugi zaś starał się upewnić, że nic mi nie jest.
W pewnym momencie, mój cały gniew
się ulotnił. Koledzy pomogli mężczyźnie usiąść, a ja niepewnie zbliżyłam się do
niego i uklękłam. Cieszyłam się, że tego dnia postawiłam na zwykle jeansy i
koszulę w kratę. Kiedy ochroniarz się ocknął, lekarz był już wezwany a ja dalej
klęczałam przed nim.
- Proszę pana, wszystko w porządku?
Lionell?
Piosenka wykorzystana w opowiadaniu "Miley Cyrus - Wherever I go"
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz