Strony

2 lis 2019

Od Iris cd. Lionella


            Siedziałam właśnie na kanapie w moim mieszkaniu. Jutro miałam wyjść z domu, aby moja przyjaciółka mogła spędzić urodziny ze swoimi znajomymi, a mi nie na rękę było pokazywanie, że jestem bogata. Lepiej, aby mnie nie było podczas imprezy. Sabrine, kiedy już uśpiła małą Miley, usiadła obok mnie i zarzuciła na ramię swoje długie, czarne włosy.
            - Iris, bardzo źle się czuję z ty, że musisz wynieść się z własnego mieszkania na cały tydzień… ale przyjeżdżają z daleka, nie chce aby mieszkały w hotelu, nie stać je na to. A, nie mogę pozwolić abyś im to sponsorowała. – Uśmiechnęła się do Veroniki, po czym ją uściskałam.
            - Jestem przyzwyczajona. Poza tym, nie będę musiała sprzątać. To raj! – zażartowałam i obie wybuchłyśmy śmiechem, starając się jednak nie obudzić Miley. Vi wstała, a ja założyłam słuchawki i słuchałam swojego nowego kawałka. Chciałam wyłapać wszystkie pomyłki, które mogą się znaleźć w nagraniu.

"Here we are now
Everything is about to change
We face tomorrow as we say goodbye to yesterday
A chapter ending but the stories only just begun
A page is turning for everyone"

            Zawsze śpiewałam piosenki o życiu. A przynajmniej się starałam. Moja pierwsza piosenka była o tym, jak moja matka przelewa na mnie swoje ambicje. Wtedy zrozumiałam, że pisanie tekstów oraz nut do nich, napełnia mnie spokojem. Oddałam się temu całkowicie, zapominając o nieudanym dzieciństwie oraz odgrodzeniu od rodziny z strony ojca. Siedziałam więc wieczorami, w stertach nut oraz latających kartek tekstami i słuchawkami obok. Tego wieczora, leżałam jednak wpatrzona w sufit z muzyką, która tak bardzo była bliska mojemu sercu. Była to piosenka, którą napisałam z dziadkami, rodzicami taty i była dla mnie bardzo ważna.
            Uwielbiałam takie wieczory. Na koncertach zawsze byłam żywa, wesoła, wszędzie mnie pełno. W domu jednak, cieszyłam się spokojem od moich fanów, od wścibskich dziennikarzy oraz przygłupich ochroniarzy, który patrzyli się na mnie jak na chodzący portfel. Miałam też dość fałszywych przyjaciół. Wyjęłam słuchawki z uszu bo i tak nie mogłam się skupić. Nie chcąc budzić moich współlokatorek, po cichu wyszłam z salonu, gasząc za sobą światło a blask księżyca wpadł do pokoju w jednej chwili. Ja sama skierowałam się do pokoju, gdzie na ziemi leżała jedna wielka walizka, a w niej były już moje ubrania. Z samego rana moje rzeczy znajdą się w hotelu, gdzie wynajęłam pokój. Wzięłam czystą bieliznę i ruszyłam do łazienki. Tam, już wisiała moja koszula nocna. Zawsze tu wisi, rzadko można zobaczyć ją w moim pokoju, leżącą niechlujnie. Lubiłam porządek. Aż za bardzo.
            Rozebrałam się i powoli weszłam pod strumień ciepłej wody. Uwielbiałam prysznice, równie mocno co momenty kiedy tworzyłam teksty. Woda spływała po moim ciele, relaksując mnie. Tego potrzebowałam po całym dniu. Spędziłam w łazience więcej czasu niż myślałam, jednak nie przeszkadzało mi to. Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze i uśmiechałam się sama do siebie. Byłam dumna z tego, kim byłam i co osiągnęłam. Bez pomocy innych. Może oprócz mojej matki, która, mimo że cały czas przelewała na mnie swoje wielkie ambicję, które nigdy się nie spełniły bo moja mama zwyczajnie w świecie nie miała talentu do śpiewania ani do grania na żadnych instrumentach. Potrafiła pisać i doskonale wymyślała fabuły książek, jednak nigdy nie mogłaby wkroczyć w świat show-biznesu.

"So I'm moving on
Letting go
Holding on to tomorrow
I've always got the memories while I'm finding out who I'm gonna be
We might be apart but I hope you always know
You'll be with me wherever I go
Wherever I go"

            Ja za to, miałam otwartą bramę do bycia tym kim chciałam. Szłam po trupach do celu, nie patrząc na to, jakie to niesie konsekwencję. Lubiłam stawiać na swoim, robiłam to od zawsze a twardy charakter był potrzebny, aby przeżyć z moją matką pod jednym dachem. Dopiero po godzinie wyszłam z łazienki, ubrana w moją czerwoną koszulę nocną, oraz z włosami związanymi w warkocza. Kiedy weszłam do pokoju, na łóżku już siedziała moja kochana kotka. Zwierze siedziało na środku łóżka, wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem. Autum, kiedy tylko usiadłam na łóżku, zaczęła się o mnie ocierać oraz cicho mruczeć. Kochałam tego kota, była dla mnie idealna. Nie raz miałam wrażenie, że to nie ja wybrałam ją, tylko ona wybrała mnie.
            Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Leżałam wpatrzona w sufit, zastanawiając się jakby to było, gdyby tata żył. Przekręciłam się na jden bok, przytuliłam do siebie kota i zamknęłam oczy. Udało mi się zasnąć, ale nie był to spokojny sen.
***
            Kolejnego dnia, kiedy moje rzeczy były już w hotelu, ja wybrałam się na spotkanie z przyjaciółką w kawiarni. Val, zawsze była porażona pozytywną energią. Wręcz nią tryskała, a dobry humor szybko udzielał się wszystkim w jej otoczeniu. Tego dnia jednak, nie byłam w nastroju do zabawy a dziewczyna szybko to zobaczyła. Znała mnie długo, umiała rozpoznać, kiedy coś jest nie tak. Czasem, było to wręcz irytujące. Nigdy nie mogłam mieć tajemnic, bo Val chciała wszystko wiedzieć. Najbardziej jednak bolało mnie to, że ona nie znała mnie jako Iris, a jako Ava. Wszyscy moi znajomi, znali mnie jako Ava Hunter, a Iris traktowali jak moje drugie imię, więc nigdy go nie używali. Siedziałam przy stoliku, rwąc na małe kawałki rogalika.
            - Dobra Ava, co jest. Widzę, że coś cię dręczy. Mi możesz powiedzieć – Val uśmiechnęła się do mnie delikatnie. A ja, żałowałam, że właśnie nie mogę jej powiedzieć o tym, co mnie dręczy – Chyba, że chodzi o twoją wielką karierę. Jeśli tak, to nie chcę słuchać. Nie interesują mnie dramaty ludzi z show-biznesu. Poza tym, nie obraź się Av, ale twoje problemy mnie po prostu męczą. Gdzie ty idziesz? – Valerie spojrzała na mnie zaskoczona, kiedy wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia – Widzisz? Znów dramatyzujesz Hunter!
            Nie słuchając jej krzyku, wyszłam z kawiarni i po prostu wsiadłam do auta. Chciałam iść do hotelu, położyć się i grać. Po prostu grać na mojej ukochanej gitarze, którą miałam od dziecka, która była też prezentem od dziadka. Oczywiście, nawet mój plan bezstresowego wejścia do hotelu się nie udał. Kiedy wysiadłam z samochodu, zaparkowawszy specjalnie z tyłu hotelu, zobaczyłam mężczyznę. Niezbyt mnie obeszło co on tam robi, jak dla mnie mógł nawet siedzieć na przerwie na papierosa. Ja chciałam tylko przejść. Oczywiści, tępy mężczyzna musiał mi przeszkodzić. Swoją drogą, wyglądał jak siedem nieszczęść.
            Nasza wymiana zdań nie była najprzyjemniejsza, a ja coraz bardziej się irytowałam. Nie przypuszczałam, że to może być możliwe, aby być bardziej zdenerwowanym, niż po spotkaniu z Val.
            - Zaraz wezwę ochronę! – ostrzegłam go, a mężczyzna prawie roześmiał mi się w twarz. Widziałam, jak się od tego powstrzymuje.
            - Tak się składa, że ja nią jestem. Czekam na jakąś turbo ważną gwiazdkę, więc z łaski swojej rusz swój tyłek i wypierdalaj, ok? – Ton jego głosu, podziałał na mnie jak płachta na byka. Zwykle starałam się nie wybuchać, ale tym razem mi się nie udało. Położyłam dłoń na czole, jakbym sprawdzała czy nie mam gorączki.
            - Nie sądziłam, że hotele zatrudniają takich cepów na ochroniarzy. Tak się składa baranie, że tą arcyważną gwiazdką jestem ja. Więc to ty rusz swój tyłek.
            Mina mężczyzny w przeciągu sekundy zmieniła się w zmieszanie, a po chwili zażenowanie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie umiałam odróżniać uczuć innych ludzi. Nagle, zobaczyłam jak ten powoli się zatacza. Nie ukrywam, że byłam przerażona, kiedy ochroniarz z którym jeszcze przed chwilą się kłóciłam, upada na ziemię. Na szczęście w odpowiedniej chwili, w naszym kierunku szło dwóch innych ochroniarzy. Kiedy to zobaczyli, podbiegli do nas. Jeden z nich zdążył złapać kolegę, zanim uderzył twarzą w ziemię, drugi zaś starał się upewnić, że nic mi nie jest.
            W pewnym momencie, mój cały gniew się ulotnił. Koledzy pomogli mężczyźnie usiąść, a ja niepewnie zbliżyłam się do niego i uklękłam. Cieszyłam się, że tego dnia postawiłam na zwykle jeansy i koszulę w kratę. Kiedy ochroniarz się ocknął, lekarz był już wezwany a ja dalej klęczałam przed nim.
            - Proszę pana, wszystko w porządku?
Lionell?
Piosenka wykorzystana w opowiadaniu "Miley Cyrus - Wherever I go"


+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz