Strony

11 lis 2019

Od Jonathana do Brianne

     Jeśli coś nie idzie po myśli Beatrice Watters, to lepiej, żeby spokorniało i wróciło na umówiony tor lub ewakuowało się jak najprędzej, przy okazji zabierając ze sobą z pola rażenia wszystko, co może ucierpieć w konfrontacji z wściekłą kobietą.
     Zdawałem sobie z tego sprawę doskonale, dlatego słysząc podniesiony głos dobiegający zza obitych czerwoną skórą drzwi, niemal automatycznie skierowałem swoje kroki w tamtym kierunku. Chciałem zobaczyć, co tak zdenerwowało projektantkę i zapobiec katastrofie. Kobieta miała do mnie dziwną słabość, więc nadawałem się idealnie do stopowania jej w najgorszych momentach, za co wdzięczni byli mi ludzie, którzy akurat od niej obrywali. Reszta ekipy zdążyła się już przyzwyczaić do wybuchowego charakteru Beatrice i nowa awantura nie była dla nich niczym szczególnym. Nawet teraz mijałem osoby, które jedynie obrzuciły ściany jej gabinetu znużonym spojrzeniem i od razu wróciły do swoich zajęć.
     Wszedłem do środka, a moim oczom ukazał się bardzo przewidywalny widok. Drobna rudowłosa kobieta stała obok biurka, w jednej ręce trzymając otwarty szkicownik, drugą machając gwałtownie. Na sobie miała krótkie skórzane biodrówki i połyskujący top, jej różowe tipsy byłyby w stanie ciąć drewno, a niebieskie oczy ciskały gromy. Kilka kroków od niej stała niska brunetka, której całkiem bladą twarz otaczały gęste pukle włosów. W dżinsach i białej koszulce wyglądała aż zbyt normalnie jak na tutejszy festiwal dziwaków. Sprawiała wrażenie, jakby szykowała się do ucieczki zarówno z pokoju, jak i z całego budynku. Za to Beatrice, czerwona na twarzy, krzyczała do niej słowa w swoim rodzimym języku.
     Spodziewałem się, że sytuacja nie jest za ciekawa, ale nie, że przedstawia się jako krytyczna.
     — Watters, co jest? — Zdemaskowałem swoją obecność, która wcześniej nie została zauważona przez żadną z nich, a krzycząca rudowłosa natychmiast umilkła. Opuściła ramiona w geście całkowitej rezygnacji, cisnęła szkicownikiem prosto między ramiona przestraszonej dziewczyny i podeszła do mnie, bez słowa obejmując mnie w pasie. Uniosłem brew i niczym koło ratunkowe, rzuciłem nieznanej mi brunetce znaczące spojrzenie, w wolnym tłumaczeniu "Wiej". Więcej nie potrzebowała. Sekundę później już jej nie było. Podejrzewałem, że prędko w nasze progi nie wróci.
     — To jest totalna katastrofa, Jace — powiedziała wściekle Beatrice, gdy już się ode mnie odsunęła. Nawet nie zwróciła uwagi na zniknięcie obiektu swojej wściekłości. — Odsunęli mnie od projektu. — Założyła ręce na biodra i zacisnęła usta w wąską kreskę.
     — Ciebie? — Zdziwiony uniosłem brwi ponownie.
     Cholera. Beatrice była najbardziej uzdolnioną projektantką mody, jaką miałem okazję w swoim życiu poznać. Pomimo jej młodego wieku była bardzo doświadczona w tym, co robi, a ludzie bili się o jej uwagę i projekty. Miała trudny charakter, ale łatwo było to przeżyć, wiedząc, jakie cudeńka może dla ciebie stworzyć. Wiele pracy włożyła w szlifowanie swojego nowego projektu, mającego otworzyć wielki pokaz mody w jednym z odległych krajów znajdujących się za oceanem. Była to dla niej ogromna szansa, by wybić się na zagranicznym rynku mody i zaprezentować swoje zdolności przed największymi szychami tego światka. Wiedziałem, że ślęczała nad tą kreacją całymi godzinami, dopracowując każdy szczegół i ledwo odrywając oczy i umysł od projektu, chcąc wydobyć z siebie trzysta procent. I odsunęli od tak akurat ją?
     — Tak — pisnęła zdenerwowana. — Co do czego, zabrali mi też kopię mojego projektu i zlecili podreperowanie i skończenie go tej nieudacznicy, która potrafi jedynie psuć piękne wizje. Całkowicie zniszczyła mój zamysł, a ma czelność przychodzić tu i pokazywać mi to... To coś! Jakby cały ten pokaz był niczym szczególnym, a nie jednym z ważniejszych na świecie, na który JA cudem dałam nam przepustkę! — wrzasnęła, ponownie tracąc panowanie nad swoją złością. 
     Całkowicie ją rozumiałem. Nie dość, że to ona dała z siebie wszystko, by zagwarantować agencji współpracę z organizatorami tamtejszego pokazu, to ślęczała od tygodni nad kreacją idealną, mającą na celu zarówno wypromowanie jej nazwiska, jak i udowodnienie tamtym, że decyzja o współpracy z nami była najlepszą, jaką mogli podjąć. Tym samym jeszcze bardziej wypromowałaby naszą agencję i z pewnością dostałaby za to duże profity. Natomiast oni tak po prostu odcięli jej możliwość jakiegokolwiek działania, angażując w całe przedsięwzięcie jakiegoś laika, który mógł spartaczyć wszelkie starania Beatrice. Czyżby byli aż tak pewni siebie, by ryzykować dobry status agencji dla własnego widzimisię? Nie podobało mi się to. Zdecydowałem się podjąć dzisiaj kilka rozmów przedstawiających ryzyko takich działań. 
     — Zresztą, nie mów nic. Muszę się napić, a ty idziesz ze mną. — Rudowłosa chwyciła mnie mocno za nadgarstek i wyprowadziła z pokoju. Nie miałem nic do gadania, ale zapewne nie zaprotestowałbym nawet, gdybym miał. Niech się odpręży, jeśli tak bardzo tego chce.
     Parę godzin później, zirytowany patrzyłem na już całkiem zalaną kobietę. Jej tusz rozmazał się na całym oku, ostatni ślad po szmince zniknął z ust parę szklaneczek temu. Nie dawała się stąd wyprowadzić, a że była dorosła, to po kilku jej ostrych odzywkach zrezygnowałem z dalszych prób ogarnięcia jej. Jedynie siedziałem przy barze i kątem oka nadzorowałem jej poczynania, sam nie wypijając ani kropli alkoholu. Skrzywiłem się, widząc, jak wielce wyzwolona Beatrice w rogu pomieszczenia siedziała na kolanach jakiegoś typa i śmiała się z tego, co do niej mówił. Miałem dość siedzenia tym zatęchłym barze. Zmrok nawet nie zdążył zapaść, a wokół pełno było pijanych osób, które głośno dyskutowały na najróżniejsze tematy lub też przysypiały z głowami na stolikach. Czułem, że nie wyciągnę stąd Beatrice, ale nie była moją odpowiedzialnością i wiedziałem, że sama da radę o siebie zadbać. W razie potrzeby ma mój numer i wie, że będę mógł ją odwieźć. Z tą myślą wstałem i skierowałem się do wyjścia z baru, rzucając bardzo dobrze bawiącej się projektantce ostatnie spojrzenie przez ramię.
     Przemierzałem ulice Avenley River, decydując się na powrót do mojego apartamentu na piechotę. Lubiłem takie przechadzki, więc nie widziałem sensu w zamawianiu taksówki. Dzisiaj prawdopodobnie czeka mnie jeszcze spotkanie z Aurorą, która pokochała moje zwierzaki bardziej niż mnie i naciskała na poznanie ich ze swoim zwierzyńcem, na który składały się dwa nowofundlandy i koza Kasia. Dziewczynę poznałem już jakiś czas temu, podczas wystawy obrazów w jednym z muzeów. Niegdyś była wojującą feministką. Ma narzeczoną. Nosi jedynie czarne ubrania, skóry z ćwiekami, ciężkie buty, łańcuchy i ma przekłutą wargę, co wygląda irracjonalnie, gdyż jest bardzo chudą blondynką o niemal przeźroczystej twarzy. Kolejnym zabawnym faktem jest to, że wbrew wyglądowi, jest bardzo uroczą i miłą osobą, która cały swój wolny czas najchętniej spędziłaby na ratowaniu biednych piesków, przeprowadzaniu staruszków przez drogę i objadaniu się czekoladą ze swoją transseksualną partnerką obok. Szczerze uwielbiałem je obie i nie raz spędzaliśmy wieczory przy dobrym jedzeniu i serii filmów.
     Moje myśli przerwała scena, która rozegrała się dobre parę metrów obok mnie. Filigranowa dziewczyna, mocno ściskająca w dłoniach gruby, czarny zeszyt zderzyła się z wysokim brunetem, który zdecydowanie nie patrzył na to, gdzie idzie. Na moich oczach z jej zeszytu wypadła pojedyncza kartka i sfrunęła gdzieś na ziemię. Ani dziewczyna, ani chłopak nie zwrócili na to uwagi, przepraszając się szybko i pospiesznie wymijając. Widząc, jak brunet znika za rogiem, nie mogłem się powstrzymać i kierowany czystą ciekawością podszedłem w miejsce zdarzenia, podnosząc z ziemi lekko już ubrudzoną kartkę. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, tak to szło? Jednak gdy zobaczyłem, co znajduje się na papierze, kąciki moich ust uniosły się w górę. Był to bardzo dokładny rysunek, a właściwie projekt męskiego płaszcza. Był bardzo dopracowany i widać, że przemyślany. Ubranie bardzo przypadło mi do gustu. Chętnie zobaczyłbym się w czymś takim, zwłaszcza na wybiegu. Hm, zobaczymy.
     Dziewczyna zdążyła przebyć już spory kawałek drogi, ale bez problemu ją dogoniłem. Idąc tuż za nią, odezwałem się.
     — Znajdę to w jakimś sklepie?

Brianne?
1220

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz