- Hmm... oprócz tańca przede mną na moim łóżku, kilku sprośnych propozycji i tańca niczym w klubie ze striptisem.... – tutaj dramatycznie, głośno wypuszczam powietrze z płuc – to chyba nie… a przynajmniej Nathe nie powinien tego słyszeć. – Mój wzrok spotyka się z dwoma przerażonymi spojrzeniami. Ciężko mi stwierdzić które w tej dwójki jest bardzo zniesmaczone i zarazem zażenowane, jednak przede wszystkim przestraszone moimi słowami i własnymi wizjami tego, co musiało się tutaj wczoraj dziać. Problem z tym co mówię jest taki, że właściwie żadne z nich nie ma pojęcia czy w tym momencie żartuję, czy mówię szczerą prawdę. Nathe nie nauczył się tego odróżniać przez tyle lat, sytuacja Izzy w tej chwili wydaje się być tragiczna. Nie mogąc dłużej ich trzymać w niepewności sięgam po kubek kawy, którą zdążyłem sobie zrobić zanim pojawił się mój ukochany przyjaciel i śmieję się, zanim biorę łyk jeszcze gorącego napoju. Wtedy podnosi się w mieszkaniu krzyk. Nathe coś wspomina o uldze, ale przede wszystkim karci mnie za moje głupie żarty i brak odpowiedzialności. Izzy z drugiej strony atakuje mnie nie tylko słownie, wyzywając tutaj od takich rzeczy, że ciężko by mi było to nawet powtórzyć w poprawny sposób, atakuje mnie również fizycznie, dostaję w ramię, prawie wylewam na siebie kawę, już wyobrażam sobie ból spowodowany wrzątkiem na mojej skórze i w bonusiku dostaję opieprz od obojga za to, że nie potrafię prosto utrzymać kubka z kawą i najlepiej żebym ją odłożył, ponieważ jest niezdrowa, wywołuje nerwicę, wypłukuje magnez z organizmu, przez po powoli zaczynam żałować, że w ogóle dzisiaj otworzyłem usta. Odstawiam kubek na blat z trzaskiem, trochę kawy rozlewa się na boki. Brudzę sobie oczywiście cały bandaż, chociaż wiem, że to lepsze niż wrzątek na jeszcze dosyć świeżej kawie. – Biorę przeciwbólowe od tej cholernej ręki i idę spać, wykłóćcie się sami, a jak skończycie, to mnie zawołajcie.
Mój krok w stronę sypialni jest na tyle wolny, aby mogli zauważyć, że kompletnie nie obchodzą mnie ich jęki, pretensje i nawoływania, żebym został i że nie mam prawa iść spać, skoro oni też nie śpią. Jeszcze tylko raz odwracam się z uśmiechem w ich stronę i zasuwam drzwi. Opadam twarzą na poduszki i ciężko wzdycham. Poprawiam się na pościeli, nie trudząc się jakimś okrywaniem siebie czy innymi głupotami. Podkładam pod siebie ręce, opierając policzek o przedramię i zamykam oczy. Niemal od razu uspokaja mi się oddech. Już kiedyś, nie wspomnę po jakiej sytuacji, obiecałem sobie, że wyrzucę tamtą kanapkę z „salonu” przez balkon z hukiem. Ciężko jednak mi się pozbyć tego mebla przez zrozumiały dla mnie sentyment. Wspomnienia wielu nocy spędzonych na niej, zwyczajnie siedząc z twarzą w dłoniach, myśląc, przypominają mi o pewnych rzeczach i o tym, dlaczego niektóre rzeczy w moim życiu mają się tak a nie inaczej. Z innej strony to tylko mebel, przecież i tak nie zapomnę, a robienie z mebla symbolu to głupota nawet jak na mnie. Pora się chyba przyznać przed samym sobą, że zwyczajnie nie chce mi się iść do sklepu, wybierać, później jeszcze ktoś to mu wnieść, powinno to niby pasować do mieszkania, ale od kiedy ja patrzę na takie rzeczy? No to decyzja podjęta, jak na razie kanapa zostaje, można iść spać. Słyszę ciche, prawie niesłyszalne skrzypnięcie kółeczek przesuwających drzwi, dosłownie jakby ktoś się do mnie skradał. W końcu ktoś mi się wpycha na łóżko i bezczelnie się na nim rozpycha. Odwracam twarz w tamtą stronę i uchylam oka.
- Ale się rozpychasz, jakby to było twoje łóżko – mówi mi brunetka, która właśnie próbuje sobie zrobić miejsce obok mnie. Marszczę brwi. Praktycznie zawsze śpię z ciałem rozciągniętym po przekątnej, więc w tym momencie dla mnie to nic nadzwyczajnego.
- Co ty tutaj robisz? – pytam nadal nie do końca rozumiejąc, dlaczego ta sytuacja w ogóle zaistniała. Zatrzymuje się i mierzy mnie wzrokiem. Po chwili przesuwam się nieco, przez co może się wygodnie ułożyć.
- Namówiłam Nathaniela, żeby zrobił nam śniadanie i zawołał nas, kiedy już skończy – tłumaczy wtulając się w mój bok. Krzywię się.
- Kto ci powiedział, że możesz się tak rozpychać w moim łóżku, bo to moje łóżko, jakbyś nie zauważyła i jeszcze się do mnie miziasz. Ciepła jesteś, to okropne – wybucha na to śmiechem.
- Nie lubisz ludzkiego ciepła? – pyta dosłownie przez łzy.
- Nie, po prostu nie lubię gdy jest mi gorąco, kiedy śpię – mruczę i odwracam twarz do niej, wracając do pierwotnej pozycji – na chwilę się odsuwa, ale ostatnie znowu wpycha się w mój bok. – Denerwująca jesteś, wiesz?
- Może cię to zaskoczy pani idealny, ale ty też jesteś denerwujący i irytujący i rasistowski względem niskich ludzi i…
- Szowinistyczny – podpowiadam jej, co potwierdza i oczywiście udowadnia przykładem.
- A najbardziej denerwuje mnie w tobie to, że akurat kiedy wszyscy traktują mnie jak jajko i chcę, żeby ktoś dał mi od tego odpocząć, to trafiasz się taki ty! – jej dramatyczny ton wywołuje u mnie uśmiech. – To tak, jakby los specjalnie się na mnie uwziął, że nie doceniam tego, co mam, to dopadła mnie karma i dostałam to co chciałam z twoimi humorami w pakiecie.
- Mi tam się nawet podoba – odpowiadam, delikatnie wzruszając ramionami.
- Dlaczego?
- Bo miałaś wczoraj rację, mało osób ze mną wytrzymuje i nigdy było to dla mnie raczej zbawieniem niż katorgą, ale kiedy przez tyle lat widzisz codziennie wszędzie jedną i tą samą twarz tego durnego blondyna, to pomimo że jest niebywale przystojny i go kocham, to mam go dosyć. Ty okazałaś się niezłą rozrywką i odmianą – odpowiadam nie za bardzo przejmując się tym, jak dużo czy nieduże z moich myśli jej zdradzam.
- Podoba ci się Nathe?! – mówi to taki szeptem, jednak słychać, że chce krzyczeć. Odwracam twarz w jej stronę i unoszę brew.
- Czy ja kiedykolwiek powiedziałem, że podobają mi się wyłącznie kobiety? Piękno, to piękno, jestem na ASP nie oczekuj ode mnie cudów, że nagle będę wyłączał połowę mojej natury poza uczelnią i pracą – odpowiadam i ponownie zamykam oczy. – Nawet nie próbuj odpowiadać, daj mi spać. Okropnie się śpi na tej kanapie. Nie dość, że jest niewygodna, to jeszcze jestem na nią za długi.
Izzy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz