Spoglądałam z ciepłem na Brooke, która gładziła Sherlocka za uchem. Widać było po niej, że lubi zwierzęta. Słysząc jej pytanie o poznaniu się, upiłam łyk zielonej herbaty i odstawiłam kubek na mniejszy stolik obok kanapy, żeby przypadkiem nie wylać podczas opowiadania.
- Studiuję kryminologię. Wynajmuję u Shane’a pokój i zajmuję mieszkaniem. Nie nadaje się na panią domu – wspominając o jego umiejętnościach, dostrzegłam cień strachu, który przebiegł po twarzy ciemnowłosej. - Spokojnie. Shane to projektant, więc o ubraniach wie wszystko i każde traktuje z wielką ostrożnością – dodałam, próbując w jakiś sposób uspokoić dziewczynę. Poprawiłam okulary, znowu spoglądając na białego owczarka. Acony poczuła się zmęczona i położyła się na fotelu nieco dalej, smacznie śpiąc. Było to do niej niepodobne, ale biorąc pod uwagę to, jak szalała w parku, mogła sobie pozwolić na odpoczynek. Wcześniej w pokoju dostrzegłam Inej w terrarium, więc został do znalezienia tylko Parapet. A tego, jak na zawołanie nie było w pobliżu. Aż byłam zdziwiona.
- A ty czym się zajmujesz, Brooke? - zagadałam do nowej koleżanki, biorąc ze stołu kubek z herbatą. - Jesteś głodna? Mam jeszcze carry z wczoraj – przypomniałam sobie i powoli wstałam z tapczana, poprawiając znowu swoje okulary.
- Nie, nie chcę sprawiać kłopotu… - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się do niej, delikatnie uśmiechając.
- Nie masz nic do stracenia. Najwyżej Shane zje – Otworzyłam lodówkę, wyjmując garnek z potrawą. Ryżu wszakże nie ma, ale mogę nastawić nowy.
- Niech… będzie… À propos, właśnie zaczęłam pracę w kwiaciarni – dodała. Kiwnęłam głową w odpowiedzi, chcąc otworzyć szafkę, w której trzymałam różne makarony i ryże. Odskoczyłam do tyłu, gdy z półki wypadł kot. Jak on tam wlazł?!
- Parapet – jęknęłam, schylając się, aby go podnieść.
- Co to było? - Brooke musiała usłyszeć huk, który towarzyszył uderzeniu kocura o blat i spadnięciu na podłogę. W odpowiedzi zwierzak wydał z siebie miauknięcie, powtarzając je, gdy wzięłam go w ramiona. Wyszłam z kuchni, idąc do ciemnowłosej.
- Kot – odpowiedziałam, tuląc w ramionach jego ciało. - Wypadł z szafki kuchennej – dodałam.
- Zrobił sobie coś?
- Raczej nie… Na co dzień spada ze schodów, z blatu, z drapaka… Wiele przeżył – zaczęłam drapać go po głowie. Zaczął cicho mruczeć. - Chcesz go na kolana? - zapytałam. Dziewczyna w odpowiedzi usiadła z powrotem na kanapie, więc podałam jej kota. Na wpół rozwalił się na kolanach Brooke, wystawiając tylne łapy. Gdy zdążyłam się wyprostować, trzasnęły drzwi od gabinetu Shane’a.
- Mam wenę!! - zawołała, przybiegając, aby mnie uściskać. Wydałam z siebie jęk, gdy mnie puścił. Chciał jeszcze przytulić Brooke, ale sobie darował, widząc Parapeta na jej nogach. Zamiast tego wziął jej dłoń w swoje i energicznie nią potrząsnął.
- Dzięki tobie mam pomysły na kolekcję! - zawołał. Nie widziałam jego twarzy, ale mogłam się założyć, że jego oczy błyszczały z entuzjazmu. Puścił rękę dziewczyny i odwrócił się w moją stronę.
- To będzie kolekcja ze wzorami imitującymi plamy po napojach i jedzeniach! - znowu podniósł głos. Zrobił obrót i wskazał palcem na naszego gościa. - A ty zostaniesz moją modelką wraz z Koko! - dodał, po czym pobiegł do swojego gabinetu. I tyle go widzieli. Teraz będzie rysował projekty, aż nie padnie.
Brooke?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz