Tego wieczoru chciałem Odette gdzieś zabrać. Wyrwać się z tego domu, który ostatnimi czasy stał się jakimś chorym domem wariatów i zabrać ją w miłe, odosobnione i spokojne miejsce. Z dala od trosk, myśli, że jej ojciec mnie udusi, czy też mój przyszły szwagier zajrzy jej pod sukienkę. A uwierzcie mi, gdyby to zrobił, to już nie miałby zębów. Jednak moje plany pokrzyżował nie kto inny, jak znany nam wszem i wobec Kenneth, który po południu zadzwonił do Odette z prośbą o udzielenie mu korków. Miał tu przyjechać. No w sumie nie dziwię się jej. Kolega prosi ją o pomoc z czymś, w czym ona jest naprawdę dobra, i ta nie miałaby mu w tym pomóc? Nie tyle że nie wypadało, tylko po prostu ona na pewno by się z tym za dobrze nie czuła. Także już machnąłem na to ręką - nie przeszkadzało mi to. Swoją drogą nawet ostatnimi czasy udało mi się polubić tego chłopaka. Dosyć młodszy ode mnie, przystojny typ, który zupełnie tak jak ja na studiach, woli skakać od imprezy do imprezy, niżeli się uczyć. Nawet się mu nie dziwię. Chociaż jemu pewnie też kiedyś się przyda kobieta z charakterem Odette, która go trochę przychamuje. Jak na razie mnie to nie zaszkodziło i nawet całkiem dobrze na mnie wpłynęło.
Pół godziny później razem z Odettką siedzieliśmy w kuchni przy stole przy herbacie i rozmawialiśmy o zwykłych, przyziemnych sprawach, oczekując przyjazdu naszego bardzo spodziewanego gościa. Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszałem jak jakieś auto podjeżdża pod nasz dom. Szepnąłem tylko w stronę Odette, że to chyba on i podniosłem się z miejsca, by otworzyć przed nim drzwi i zaprosić go do środka. Oczywiście nie obyło się bez tradycyjnego, męskiego uścisku i szybkiego pytania o życie codzienne.
- Odette jest w kuchni - oznajmiłem, zamykając za nim drzwi i wskazując dłonią miejsce, w które ma się udać. - Tylko nie mów jej tego samego, co mnie, bo ci zrobi reprymendę - parsknąłem pod nosem i ruszyłem za nim. On tylko mi zawtórował.
W czasie, gdy ci powoli otwierali te wszystkie podręczniki, napisane w chińskim dla mnie języku, ja, ze stoickim wręcz spokojem, wykładałem rzeczy ze zmywarki. Powoli, by niczego przypadkiem nie upuścić. W szczególności sentymentalnego kubka mojego dziadka, który by mnie zabił, gdybym coś z nim zrobił. Prawdopodobnie nie miałbym też życia przez następne pare miesięcy. Historia tego naczynia jest bardzo żmudna, długa i nudna, więc nie ma sensu jej tutaj opisywać. Może innym razem.
- Pomóc ci, Adam? - usłyszałem spokojny głos mojej młodszej siostry. Kiedy podniosłem na nią swój wzrok, udało mi się dostrzec w jej spojrzeniu skruchę. Widocznie męczyły ją jakieś wyrzuty sumienia, po naszej ostatniej rozmowie. Nie chce tego mówić, ale bardzo mnie to cieszy. Może w końcu do niej dojdzie, że Ben nie jest dla niej odpowiedni.
Od samego początku wiedziałem, że coś tu jebie.
- Nie, nie trzeba - uśmiechnąłem się drętwo. Jakoś nie miałem zbytnio ani ochoty, ani potrzeby, by zachowywać się do niej tak samo, jak do każdego innego w tym domu. Nadal miałem w głowie te wszystkie ostatnie zdarzenia, a ich tak po prostu nie da się pozbyć. One po prostu siedzą w głowie i będą siedzieć, dopóki ta cała napięta atmosfera się nie rozluźni.
- Kim jest ten chłopak, który siedzi z Odette przy stole? - zerka ukradkiem w ich stronę. Widać na pierwszy rzut oka, że jest ciekawa. Uśmiechnąłem się pod nosem, od zawsze poznałbym to jej spojrzenie.
Widać było, że typ wpadł jej w oko.
I na co ci było, Jenna, zaręczać się z tym bucem, skoro tutaj masz idealnego kandydata?
I to akurat w twoim wieku.
- Kolega Odette z wydziału - powiedziałem spokojnie, starając się nie zdradzać tego, że bez większego problemu potrafie ją rozszyfrować. - Zadzwonił dzisiaj do niej, żeby pomogła mu z materiałem, bo biedak nie dawał sobie rady sam. - Powoli chowałem talerze do szafek, kątem oka obserwując jej zachowanie.
- Jak myślisz, jest wolny? - Kobieta w końcu wkroczyła na cienki grunt.
- Jest... - powiedziałem, wahając się odrobinę. - A po co ci ta wiedza, moja droga? Masz przecież narzeczonego i to nim powinnaś się teraz przejmować.
Macha na to ręką.
- To, że mam faceta, nie znaczy, że nie mogę się oglądać za innymi.
Uniosłem jedną brew do góry.
Gdyby tak było, to nie dostawałbym od Odette torebką w łeb za każdym razem, gdy obracam się za jakąś babką.
- No co ty nie powiesz... - Skierowałem wzrok w stronę chłopka, który też co chwila uciekał wzrokiem do mojej siostry. Nosz kuźwa, przecież to się nigdy nie zdarza.
Wyglądało to zupełnie na to, że oboje sobie wpadli w oko.
Szkoda tylko, że Jenny mieszka kilometry stąd i ma tego nieszczęsnego narzeczonego, którym jest Ben.
Przez pewien moment stałem trochę jakby w szoku, lecz dosyć szybko się z niego otrząsnąłem. Przecież to tylko zauroczenie, podobają się sobie. Nie da się zakochać od pierwszego wejrzenia, to są tylko jakieś durne spekulacje. W tym nawet nie ma większego sensu. Ale co gdyby oni jednak..?
W tym samym momencie stanąłem w miejscu jak wryty, nie wiedząc nawet co ze sobą zrobić. Byłem świadkiem, jak moja siostra ma w poważaniu swojego narzeczonego i bez więszych wyrzutów sumienia solidnie obczaja wzrokiem kolegę Odette z wydziału. Kiedy skupiłem się na tym, żeby bardziej zwracać uwagę na jej zachowanie, zauważyłem, jak puszcza w jego stronę zalotne spojrzenia, uśmiecha się niewinnie, a on durny jej na to odpowiada!
Nidgy bym się tego po niej nie spodziewał. Zupełnie jak nie moja siostra.
< Odette? Hej po przerwie c: >
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz