Nastawiłam wodę na gorące picie dla mnie i Hangagoga, następnie otwierając szafkę, gdzie znajdowały się kubki.
- Komedię – odpowiedziałam.
„Dziękuję, że przyjechałaś” - te słowa ciągle odbijały się echem w mojej głowie. Dodawały mi jakiejś radości w duchu i sprawiały, że byłam szczęśliwa. W końcu miałam wrażenie, że jednak mój przyjazd sprawił ciemnowłosemu nie lada kłopot i tak naprawdę nie chciał, żebym tu była.
Poza tym myślałam, że się zdenerwuje po tej akcji z dorysowanymi okularami, ale… wbrew pozorom przyjął to dosyć spokojnie. Nie licząc momentu, gdy krzyknął moje imię, kiedy poszłam po telefon, aby zrobić mu zdjęcie.
Włożyłam do jednego kubka herbatę, a do drugiego wsypałam kawę.
- Co byś powiedziała na… „Landrynka”? - zaczął. Zostawiłam kuchnię i przeszłam się do kanapy, zaglądając niebieskookiemu znad ramienia. - Laska kocha kolor różowy, próbuje otworzyć kawiarnię, ale jej nie idzie… Ogólnie niby też romans. Decyzja należy do ciebie, piękna – dopowiedział i odwrócił do mnie. Poczułam ciepło na policzkach.
- Jasne, może być – odpowiedziałam z początkowym lekkim wahaniem. Wtem usłyszałam bulgoczącą wodę, a chwilę potem zalałam wrzątkiem kubki z kawą i herbatą. Posłodziłam oba napoje i delikatnie wzięłam w dłonie, żeby zabrać je na stolik obok kanapy. Stawiałam ostrożne kroki, uważając, aby nie wylać. Mimo doświadczenia w kawiarni zawsze bałam się tego najgorszego i że napój wyląduje na moich ubraniach.
Moje obawy stały się prawdą. Byłam już blisko miejsca, gdzie siedział Hangagog, próbujący włączyć nam film. Wystarczyło tylko, że rzuciłam okiem na ekran telewizora, zachwiałam się i momentalnie część kawy znalazła się na moim swetrze. Z większym skupieniem odstawiłam kubki na stolik i przyjrzałam się ciemnej plamie na musztardowym materiale.
- Hangagog – jęknęłam, pokazując chłopakowi ubrudzony sweter. Obejrzał ślad, syknął, a potem się zaśmiał.
- Masz trzy wyjścia – powiedział, pokazując mi trzy palce. - Pierwsze, zostajesz w brudnym ubraniu – Wolałam nie. - Drugie, ściągasz sweter i siedzisz przy mnie na wpół rozebrana – szeroko się uśmiechnął. Ta opcja odpadała z góry. - Trzecia, idziesz do mnie do sypialni, zabierasz sobie jakąś bluzę z mojej garderoby i dajesz ciuch do prania.
- To wydaje się najbardziej realne… - odpowiedziałam, niechętnie spoglądając na plamę. Że też musiałam wylać tę kawę!
- Cóż, ze wstaniem u mnie kiepsko. Mam nadzieję, że pamiętasz drogę do mojego pokoju – Na szczęście coś mi świtało w głowie.
- To… zaraz wracam – szepnęłam nieśmiało i ruszyłam się z miejsca w stronę schodów, prowadzących na górę. Niepewnie otworzyłam drzwi znajdujące się najbliżej schodów. Trafiłam od razu. Teraz na prawo… i oczami ujrzałam męską garderobę.
- Gdzie były bluzy… - powiedziałam do siebie, próbując przypomnieć sobie to miejsce sprzed kilku tygodni. Po jakiś pięciu minutach zamiast musztardowego swetra miałam na sobie czarną koszulkę z jakimś losowym napisem. Czym prędzej wyszłam z sypialni Hangagoga i wróciłam na dół.
- Sweter możesz wrzucić do kosza na pranie – usłyszałam za sobą, gdy minęłam kanapę, idąc do łazienki. Jak mi polecono, tak zrobiłam. Przed wyjściem do chłopaka stanęłam jeszcze przed lustrem nad umywalką i starłam ślad tuszu na powiece, a także nieco rozmazany eyeliner. Że ja tak przy nim siedziałam i nic nie powiedział…
Hangagog?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz