Wkrótce mój wzrok wyostrzył się na tyle, że widziałam siedzącego przede mną chłopaka. O dziwo, znałam go, a kiedy doszła do mnie powaga sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, spuściłam wzrok wbijając go w podłogę.
– Nic się nie stało – rzucił w moją stronę, a ja niezauważalnie się skrzywiłam. W pewnym momencie chłopak ujął mój nadgarstek, a ja widząc w jakim jest stanie, w zdziwieniu chciałam go wyrwać, jednak ten mi nie pozwolił. – Co zrobiłaś?
Nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam. Ponadto było mi głupio, że nieznajomy mi chłopak robi dla mnie takie rzeczy, bo przecież równie dobrze mógł mieć mnie kompletnie gdzieś. Poczułam nagle falę gorąca przechodzącą przez moje ciało, ale jednocześnie było mi przeraźliwie zimno, co chyba świadczyło o gorączce.
– Na zewnątrz w torbie mam jakąś maść przeciwbólową i na opuchliznę. Jeśli się zgodzisz, mogę posmarować twój nadgarstek – powiedział, na co ja skinęłam głową.
– Jeśli możesz – tak się złożyło, że siedziałam niedaleko mojej torby, tak więc wystarczyło, abym pochyliła się nad dwoma innymi, a mogłam wziąć swoją bluzę leżącą na ławce. Naciągnęłam ją na siebie, wkładając przez głowę, gdyż nadal było mi zimno i nieco się trzęsłam.
Wystawiłam rękę w stronę chłopaka, który w przeciągu kilku minut przyniósł maść. Otworzył ją, wycisnął trochę na mój nadgarstek, po czym rozsmarował, a ja automatycznie poczułam ulgę, czując chłodzącą maź. Nie wiedziałam co to było, ale działało, a to było najważniejsze.
– Nie musiałeś tego dla mnie robić, ale dziękuję – mruknęłam, uważając że w innym wypadku nieokazanie wdzięczności byłoby bardzo niekulturalne. – Możemy wracać.
– Nie wiem czy to dobry pomysł – podsumował. – Pewnie nawet cię nie dopuszczą do próby.
Wydałam z siebie ciche „och", zdając sobie z tego sprawę. Odeślą mnie do domu, a że to była pierwsza próba i nie byłam w nic wtajemniczona, to pewnie całkowicie odstawią mnie od przedstawienia, aby nie tracić czasu na „drugą pierwszą próbę", abym zapoznała się ze scenariuszem. Jęknęłam sfrustrowana. Jak zwykle nic nie wyszło po mojej myśli.
– W każdym razie dziękuję. Ja się przebiorę, a ty wracaj, żeby nie tracić więcej próby – posyłam mu blady uśmiech, powoli wstając. Moje nogi dalej sprawiały wrażenie, jakby były z waty. Chłopak skinął głową, uśmiechnął się, a następnie wyszedł. Zaczęłam się przebierać, wciągnęłam na nogi czarne dżinsy, założyłam błękitny golf, a następnie bluzę. Zmieniłam buty, wszystkie rzeczy wpakowałam do torby, po czym wyszłam, uprzednio rozpuszczając i rozczesując kręcące się włosy. – Brianne! – pierwsze, co słyszę po wyjściu z szatni, to nawoływanie pani Vibes. Nadal nie czuję się najlepiej, dlatego gwar na sali przyprawia mnie o jeszcze większy ból głowy. – Jak się czujesz, dziecko? Dasz radę wrócić do domu? To nie pierwszy raz, kiedy coś ci się dzieje. Może idź lepiej na jakieś badania? – gadała jak najęta.
– Nie trzeba. Wszystko jest w porządku. To tylko niegroźna astma – uśmiecham się, w duchu prychając. Kolejne kłamstwo, aby tylko nikt nic nie zauważył.
To jest to, czym zawsze się tłumaczysz, Brianne? Słyszę w duchu, mój wewnętrzny głos niestety odzywa się zawsze w nie najlepszych momentach.
– W porządku – podpiera rękę na biodrze, obrzucając scenę spojrzeniem. – Najchętniej odstawiłabym cię od tej sztuki dla twojego dobra, ale wiem, że będziesz niepocieszona, a my potrzebujemy tancerek. Dlatego jutro razem z Kenem spotkacie się trzydzieści minut przed próbą i przećwiczycie razem przedstawienie. Wasze kwestie, rzecz jasna, a raczej jego. I twoje kroki – poklepała mnie po ramieniu, a ja jedynie przytaknęłam.
Taki stan rzeczy bardzo mi odpowiadał, może oprócz spotkania się sam na sam z chłopakiem, który mi dzisiaj pomógł. I wczoraj. Po co to było? Przecież stracił jedynie kilka minut próby, czyli tak naprawdę nic. Dałabym sobie radę sama, ale nie odzywam się, wiem, że i tak nic nie wskóram. Wychodzę z sali, ostatni raz spoglądając na resztę. Kątem oka łapię kontakt wzrokowy z... Kenem. Uśmiecham się lekko w jego stronę, bo nawet nie wiem, czy do niego, a następnie opuszczam salę. Kierunek dom. Miałam nadzieję, że nie zemdleje w losowej uliczce po drodze do domu, w którym z resztą czekała mnie jeszcze na dodatek konfrontacja z matką. To, że jej nie uniknę, wiedziałam od rana, kiedy się pokłóciłyśmy, ja zapowiedziałam wtedy, że widzi mnie ostatni raz, a ona, że ze wzajemnością i jeszcze będzie taka hojna, że mnie spakuje. Prychnęłam na samo przypomnienie o tym, w duchu myśląc, czy naprawdę mnie spakowała. W takim wypadku nie bardzo miałam się gdzie podziać, ale to w końcu ja w większości odpowiadałam za to, że mieszkałyśmy jeszcze w domu, a nie pod mostem i za to, że jadłyśmy normalne jedzenie, a nie tekturę. Potarłam twarz dłońmi, przechodząc przez zardzewiałą bramę prowadzącą do domu, który teraz wyglądał jak najgorsze zamczysko, a nie dom mieszkalny.
Ken?
+60PD
+40 PD za bonus adwentowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz