Strony

29 gru 2019

Od Michaeli C.D Jonathana

Jesienny, chłodny wiatr wkrada się pod poły zamszowego, stylowego płaszcza i podrywa je w górę. Mimo przenikliwego zimna kłującego w każdy centymetr ciała, usta Michaeli wykrzywiają się w nieco skośnym uśmiechu. Pusty, ulegający dewastacji plac pomału nabiera kolorów poprzez barwne maszyny i stroje biorących udział w kolejnym, dostarczającym dreszczyku emocji wyścigu.  Przestrzeń między rozpadającymi blokami mieszkalnymi wypełnia jej głos:
– Musimy się sprężać, zaraz zapadnie czarna noc – ponagla towarzyszy, krzątających się przy swoich własnościach; wszelakich motocyklach i samochodach. – A chyba nie chcemy pałętać się w takich ciemnościach – wzdycha męczeńsko, uważnie kontrolując przygotowania do wieczornego spotkania.
Widok znajomych jej osób pucujących srebrne felgi i gładkie, mieniące się kolorami maski sportowych samochodów przyprawia blondynkę w błogi nastrój. Nie zostaje on zakłócony nawet wtedy gdy wśród towarzystwa powstaje zamęt z niewiadomych blondynce przyczyn. Wolno kieruje się do największego tłoku, gdzie ciasno stojący tłum wydaje z siebie ciche westchnięcia podziwu czy pofukiwania zazdrości. Pokrótce sama dostrzega obiekt podekscytowania swoich znajomych i poniekąd prowodyra przepychanek wszystkich miłośników mocnych wrażeń.
– No już, wszyscy na swoje miejsca – wywraca oczami podirytowana. – Mamy coraz mniej czasu, pamiętajcie. Musimy rozegrać to jak najszybciej – ludzie przed nią momentalnie się rozpierzchli i wrócili do obowiązków, mamrocząc słowa pogardy pod nosem. – Zgaduję, że chcesz się ścigać razem z nami – odwraca głowę do nowego.
– Tak. Ponadto chciałbym trafić na najlepszego zawodnika, jeśli łaska – niski, typowo męski głos przeszywa każdą komórkę ciała Michaeli, powodując u niej dreszcze.
– Mój brat z pewnością będzie chętny, lubi wyzwania – lustruje przyjemny dla oka motocykl chłopaka. Z taką maszyną każdy głupi miałby spore szanse na wygraną, ale cóż, kto bogatemu zabroni.
Po dłuższej chwili demonstracyjnie odchrząkuje, starając zwrócić na siebie uwagę ciemnowłosego. Ten, mimo że zerka na nią kątem oka, wydaje się być wyraźnie zaciekawiony.
– Kiedy miniesz trzeci blok mieszkalny i zawrócisz za zielonym kontenerem, w drodze powrotnej uważaj na kolczatki. Pierwsza jest rozłożona jakieś dziesięć metrów od miejsca zwrotu, następna natomiast - około stu – informuje z sielskim uśmiechem, błąkającym się po jej promieniującej entuzjazmem twarzy. – Mogę życzyć jedynie powodzenia i zwrócić się z prośbą o to, aby w końcu ktoś poczęstował Dominica gorzkim smakiem obrzydliwej porażki. Na zachętę powiem, że rozliczamy się według schematu "Zwycięzca zgarnia maszynę przegranego", więc... – zauważając rozdziawione usta nowego, błyskawicznie przerywa. - Więc sobie poradzisz. Dom tylko zgrywa niepokonanego; ma problem ze zmianą biegów i sprzęgłem, wtedy zarzuca mu tyłem, co łatwo, a ponadto z klasą można wykorzystać na jego niekorzyść.
– Ta – prycha, a w jego głosie wyczuć można pogardę. – Poradzę sobie – przeczesuje gęste, ciemne włosy smukłymi palcami, a następnie zakłada błyszczący kask na bujną czuprynę. Doskakuje do swojego motocykla i przerzuca nogę przez skórzane siedzisko.
Po mniej niż kwadransie jest już po wszystkim.
   Wszyscy zebrani wstrzymują oddech, jedynie jej kąciki ust unoszą się w rozbawieniu, uwydatniając delikatne dołeczki w policzkach. Nieugiętość nowo poznanego mężczyzny natychmiastowo przypadła do gustu Michaeli. Jego pojazd zatrzymuje się niedaleko dziewczyny, a zaraz obok zadbanego motocykla parkuje wypolerowany, czarny samochód Dominica. Zważywszy na wynik wyścigu, auto zmieniło właściciela w momencie przekroczenia linii mety przez przednie koło jednośladu nowego przybysza.
– Proszę, proszę, proszę – zaczyna, doskakując do brata. Jego smukła twarz pozostaje kamienna i nieruchoma, ze wzrokiem wbitym poza horyzont. Podnosi rękę i upuszcza klucze, które dźwięcznie lądują na otwartej dłoni dziewczyny.
– Dziękuję, mój drogi. Twoje zagranie...
– Dość – Dominic zaciska śnieżnobiałe zęby i warczy przez nie. – Stop, już po wszystkim – fuczy gniewnie, zaciskając palce w pięści do tego stopnia, że sinieją. Stoi chwilę jak słup po czym odwraca się na pięcie i pospiesznie oddała.
Blondynka na ten widok bezradnie wzrusza ramionami, a sama zwraca się ku niespodziewanemu zwycięzcy, zapatrzonemu w swoją nową zdobycz.
– Należą ci się gromkie brawa – nieznacznie skłania głowę, okazując szacunek, a zarazem niebywały podziw nieznajomemu.
– Może zgodzisz się na pomoc? Wspólnie przetransportujemy te cacka do miejsca, które wyznaczysz – oferuje sielsko, jakby to była jedna z normalniejszych rzeczy, mających miejsce w życiu szarego człowieka.
– Z chęcią – ciemnowłosy przystaje na propozycję. Zdawać by się mogło, że po wygranej odżył, a wyraz jego twarzy stał się o wiele bardziej przyjazny. Zauroczony przygląda się Dodge Chargerowi z 1970 roku.
– Na marginesie, Michaela, ale mów mi Mish – wyciąga do mężczyzny dłoń, która łączy się w uścisku z przyjemnie szorstką ręką rajdowca.
– Jace – uśmiech, który zakwita na jego twarzy sprawia, że blondynka momentalnie się rozpływa. – Chyba jestem twoim dłużnikiem, co? – wskazuje brodą na samochód, w dalszym ciągu z ustami rozciągniętymi w kuszącym uśmiechu. – Dlatego też myślę, że powinienem się jakoś zrewanżować. 
Ilość słów: 724
[ Jace? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz