- Widzi pani tamtą tabliczkę? - zapytał pan w granatowym mundurze.
- Owszem widzę, jest to papieros na zielonym tle. Albo panowie nie znacie swojego własnego terenu, albo jest to źle oznaczone. Jeżeli dany obiekt nie jest przekreślony, do tego jest na tle koloru, który w waszym otoczeniu uznawany jest za ten kolor miły, przyjazny i dostępny. Nie wiem o co panom chodzi. - rozłożyłam się bardziej na ławce i uśmiechnęłam szeroko, kiedy panowie główkowali nad danym znaczkiem.
- Nie wydaje się pani i tak, że jest to nieodpowiednie? Tak palić w miejscu publicznym? Źle o pani to świadczy.
Wstałam nagle. Dopiero teraz zauważyłam, że mili panowie dosięgają mi do ramion. Jakież było ich zdziwienie, kiedy zgasiłam papierosa w dłoń.
- Nic pani nie jest? - zapytał jeden i już chciał wyrwać się, aby mi pomóc.
- Oczywiście, że nie. Nie chcę zaśmiecać środowiska bardziej, niż tym dymem. Zaraz wyrzucę dany przedmiot do kosza, aby nie robić większej pracy sprzątaczom. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Chłopaki chyba zaczęli dostrzegać, że coś jest nie tak, bo, no nie oszukujmy się, na kilometr waliło ode mnie skunem, a oczy miałam praktycznie zamknięte i czerwone. Ominęłam panów i poszłam w swoją stronę. Zapomniałam jednak o psie, który cały czas radośnie biegał po parku, przynajmniej tak mi się zdawało. Okazało się, że moja mała towarzyszka siedzi na kolanach u jakiejś dziewczyny. Pies był niewyobrażalnie zadowolony, z resztą, tak samo jak dziewczyna. Podeszłam do nich powoli.
- Witaj. Chyba właśnie głaszczesz mojego psa.
- O... dzień dobry... Przepraszam, już go daję... - powiedziała kobieta i niechętnie oddała suczkę.
- Mieszkasz tu gdzieś niedaleko? - zapytałam.
- Nie, ale nie mam jak wrócić. - zawinęła się ramionami.
- Chodź odwiozę cię, mam samochód niedaleko banku.
Brooke?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz