29 gru 2019

Od Noelii do Brooke

Zaczęłam lubić spacery. Nie wiem czemu, ale jakoś zaczęła mnie jeszcze bardziej fascynować ludzka głupota. Po pierwsze, jeżeli lubisz jakiś specyficzny rodzaj muzyki, to nie musisz go zaraz wygłaszać całemu światu, dokładając do tego jeszcze najmocniejszego basu w swoim samochodzie. Po drugie, jeżeli próbujesz zaimponować lasce, to nie musisz robić tokio driftu na rondzie. I po trzecie, jeżeli masz zamiar zarywać do jakiejś dziewczyny, bez jej zainteresowania (to się chyba gwałt nazywało), to uwierz, że będziesz miał do czynienia ze mną, a to już nie będzie takie miłe. Uh, jaka ja agresywna. Wzięłam Sońkę na jakąś dłuższą przechadzkę. Oczywiście bała się najbardziej cichego dźwięku. Wreszcie wzięłam ją na ręce, bo w otoczeniu było za dużo, większych psów. Kilka próbowało atakować tego biednego psiaczka, ale zaraz spotkało się z dość mocnym kopniakiem z mojej strony. Wszystkie stworzenia uciekły, a ja wreszcie mogłam puścić psa, aby spokojnie pobiegał po parku. Usiadłam w końcu na pierwszej, lepszej ławce. Z torby wyjęłam paczkę Marlboro i naftową zapalniczkę. W parku panował lekki zamęt, przez biegające kundle. I te w radiowozach i te czworonożne. Delektowałam się smakiem mocnego tytoniu z lekką, upchniętą dawką THC, kiedy to nagle pierwszy rodzaj kundli podszedł do mnie z wielkim spokojem.
- Widzi pani tamtą tabliczkę? - zapytał pan w granatowym mundurze.
- Owszem widzę, jest to papieros na zielonym tle. Albo panowie nie znacie swojego własnego terenu, albo jest to źle oznaczone. Jeżeli dany obiekt nie jest przekreślony, do tego jest na tle koloru, który w waszym otoczeniu uznawany jest za ten kolor miły, przyjazny i dostępny. Nie wiem o co panom chodzi. - rozłożyłam się bardziej na ławce i uśmiechnęłam szeroko, kiedy panowie główkowali nad danym znaczkiem.
- Nie wydaje się pani i tak, że jest to nieodpowiednie? Tak palić w miejscu publicznym? Źle o pani to świadczy.
Wstałam nagle. Dopiero teraz zauważyłam, że mili panowie dosięgają mi do ramion. Jakież było ich zdziwienie, kiedy zgasiłam papierosa w dłoń.
- Nic pani nie jest? - zapytał jeden i już chciał wyrwać się, aby mi pomóc.
- Oczywiście, że nie. Nie chcę zaśmiecać środowiska bardziej, niż tym dymem. Zaraz wyrzucę dany przedmiot do kosza, aby nie robić większej pracy sprzątaczom. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Chłopaki chyba zaczęli dostrzegać, że coś jest nie tak, bo, no nie oszukujmy się, na kilometr waliło ode mnie skunem, a oczy miałam praktycznie zamknięte i czerwone. Ominęłam panów i poszłam w swoją stronę. Zapomniałam jednak o psie, który cały czas radośnie biegał po parku, przynajmniej tak mi się zdawało. Okazało się, że moja mała towarzyszka siedzi na kolanach u jakiejś dziewczyny. Pies był niewyobrażalnie zadowolony, z resztą, tak samo jak dziewczyna. Podeszłam do nich powoli.
- Witaj. Chyba właśnie głaszczesz mojego psa.
- O... dzień dobry... Przepraszam, już go daję... - powiedziała kobieta i niechętnie oddała suczkę.
- Mieszkasz tu gdzieś niedaleko? - zapytałam.
- Nie, ale nie mam jak wrócić. - zawinęła się ramionami.
- Chodź odwiozę cię, mam samochód niedaleko banku.
Brooke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz