25 gru 2019

Od Izzy cd. Candice

Dobra. Nie spodziewałam się.
Candice złożyła mi życzenia urodzinowe, fakt faktem powiedziała, że prezent będzie nieco później, ale nic poza tym się nie działo. Było spokojnie. A potem zaczęła się dziwnie zachowywać.
A teraz nagle ciągnie mnie w kiecce nie wiadomo gdzie i znajduję się w sali razem z moją rodzinką, która zresztą pary z ust nie puściła.
Nie wydobywam z siebie słowa. Rudowłosa ciągnie mnie do rodziny, więc zamykam na wpół otwarte usta i zaczynam samodzielnie w końcu iść. Mama wychodzi na przód, ale prześciga ją ciocia. W stylowej sukience, niezaprzeczalnie perfekcyjnie ułożonej fryzurze, imprezowym makijażu i jakimś przystojnym facetem u boku.
Cała ciocia Melanie.
- Kochanie moje najdroższe - obejmuje mnie tak mocno, że przez chwilę brakuje mi tchu - Niech ci się żyje sto lat, a nawet dłużej, bądź zawsze taka piękna - i tu mnie dyskretnie mierzy wzrokiem, poruszając sugestywnie brwiami - i znajdź jakiegoś, wiadomo, przystojniaka - mruga do mnie porozumiewawczo i przytula ponownie.
Rick podśmiechuje się z boku, a ja mrużę oczy, zaciskając usta w wąską kreskę, będąc utkwiona w ramionach cioci.
- Dziękuję, ciociu - wydostaję się z jej objęć, ale od razu natrafiam na mamę.
Przez następne piętnaście minut nie będę w stanie się od nich uwolnić. Na szczęście trwa to krótko, bo tylko mama się rozgadała, jak zawsze, a chłopaki bywają oszczędni.
Obsypana prezentami, uściskami i całusami, w końcu znajduję czas na chwilę wytchnienia. Zauważam stojącą z boku Candice rozmawiającą z naszymi wspólnymi znajomymi i podchodzę do niej.
- Potrzebuję cię skarbie - chwytam ją za nadgarstek i ciągnę za sobą na bok. Po drodze chwytam też Nathaniela za koszulę, który mruczy cicho pod nosem "ał, ał" i stawiam ich pod ścianą.
Najlepiej do wystrzelania.
- I jak niespodzianka? - mój brat szczerzy się jak nigdy, bo to nie jest u niego normalne. Candice chichocze, ale zaraz poważnieje.
- Po pierwsze... - unoszę w górę palec i patrzę po tej dwójce. Następnie przytulam ich oboje w miarę swoim możliwości - Dziękuję, jesteście wspaniali - odsuwam się z uśmiechem - A po drugie... - każdego uderzam po dłoni - To mnie, kurna, tak nie straszcie następny raz! Myślicie, że co mogłam pomyśleć!? Wy spiskowcy.
- Nie mogliśmy dopuścić, żebyś się chociaż domyśliła - tłumaczy Candy - Szczerze mówiąc, to ty ubzdurałaś sobie, że coś nas łączy. Błagam cię, ja i Nate? A święta zasada przyjaźni?
- No dzięki - odzywa się pretensjonalnie Nathaniel, a potem rozlega się jego śmiech - Na początku myśleliśmy, że naprawdę się domyśliłaś, ale ty tylko jak zwykle dopowiedziałaś sobie niemożliwe, a skoro tak - wzrusza ramionami - to wykorzystaliśmy to.
- Nie wiem, czy wam to wybaczę, ale prawdopodobnie dzisiaj będę do tego zdolna. Albo po prostu się upiję i wtedy was zabiję. Mniejsza kara za morderstwo, bo będę nieświadoma swojego czynu - wzruszam obojętnie ramionami.
- Albo twoja percepcja będzie tak zaburzona, że nie trafisz nikomu w głowę.
- Błagam cię, Candy. Mam tylu ludzi do pomocy, że nawet się nie zorientujesz.
- Proponuję iść do gości i nie planować już zemsty.
- Mój drogi, moja zemsta będzie doprawdy bolesna, ale na razie nie chce mi się jej realizować. Chodźcie spiskowcy - ciągnę ich za sobą do gości.
Pierwszą część można określić za naprawdę spokojną. W końcu przy rodzicach nie wypada zachowywać się jak na imprezie w klubie. Zresztą Candy pomyślała i o tym, więc naszym znajomym wysłała wiadomość, że mają się zjawić nieco później. Tym samym zaoszczędziliśmy cierpienia zarówno rodzicom, jak i nam.
- My już się będziemy zbierać. Młodzi są padnięci - mama zaczepia mnie, więc odchodzę z nią na bok.
- Na pewno chcecie wracać? W razie czego jest miejsce na przenocowanie - proponuję, ale z mamą nie ma sensu się kłócić. Już w tej chwili wiem, że ma wszystko dokładnie zaplanowane.
- Franco nie może zasnąć w obcym miejscu, poza tym muszę ogarnąć bliźniaków, ale dziękuję kochanie za propozycję - mama daje mi całusa w policzek - Wyglądasz oszałamiająco. Bawcie się dobrze, ale nie za dobrze, tak?
- Pewnie, mamo - uśmiecham się niewinnie i odprowadzam rodzinkę do samochodu, żegnając się z każdym po kolei.
Gdy Nathaniel staje obok mnie, odwracam się, szukając spojrzeniem tej jednej osoby.
- Nie powiedziałeś cioci, że libacje zaczynają się dopiero później, prawda? - nachylam się do brata, a właściwie on nade mną, żeby usłyszeć.
- Masz na myśli to, czy ciotka wyczuła, że zabawa zaczyna się dopiero wtedy, gdy nasi rodzice znikną? Błagam cię, ona ma szósty zmysł do tych spraw. I zapewne będzie wieść prym wśród młodzieży.
- Ciocia przejmie tę imprezę jak każdą. Ta kobieta ma w sobie diabła.
- Jesteś pewna, że pani Lilianne jest twoją matką? - prycham cicho pod nosem na słowa Candice.
- Ciotka nie ma dzieci, ale jakby je miała, byłaby najgorszym przykładem matki.
- Przez jakiś czas nas wychowywała, więc... cóż Candy... może to się przeniosło na jednego z nas?
- Sprawdź, czy przypadkiem nie ma cię tam, gdzie powinieneś być, braciszku - chłopak chichocze nisko, a potem odchodzi, zapewne po to, żebym nie puściła salwy wiązanek na jego temat.
- Nie sądziłam, że twoja rodzina zostanie aż do pierwszej w nocy - trąca mnie w ramię przyjaciółka.
- Kochana, zabawa dopiero się zacznie - macham z uśmiechem do rodzinki, która po chwili znika w bramie - Potrzymaj mi szpilki.
Candice mierzy mnie wątpliwym spojrzeniem. Obie wiemy, co się będzie działo. Mam tylko nadzieję, że moja droga przyjaciółka brała pod uwagę to, że ja na urodzinach bawię się zawsze do upadłego. Nie zawsze dosłownie, ale w końcu to mój dzień, prawda?
Zaklaskałam w dłonie, aby grono naszych wspólnych znajomych zwróciło na mnie uwagę.
- Słuchać mnie teraz - odzywam się głośno - Podobno Candice z Nathem, czyli fundatorami całej tej zabawy, za co im ogromnie dziękujemy, zapewnili dla was wiele atrakcji, o ile Gabriel nie wychleje całego alkoholu sam - mój brat posyła mi szeroki uśmiech i unosi kieliszek w górę. Przewracam oczami i kontynuuję - Tak czy inaczej, zapraszam, bawcie się dobrze, bezpiecznie i zapomnijcie wszystkie żenujące momenty, które się wydarzą - nalewam sobie alkohol do kieliszka i wszyscy razem pijemy toast.
Niezapomniana impreza? Nie ze mną. Po takiej ilości alkoholu we krwi zapomina się wszystko. Więc wszyscy ci, którzy mówią, że na imprezach nie potrzeba alkoholu, niech sobie tak mówią. On jest po to, aby zapominać to, jak bardzo się zbłaźniło.

*Rano koło południa*
- Jesteś pewna, że nie zjesz absolutnie nic? - pyta Candice i mam wrażenie, że się ze mnie naśmiewa.
Marszczę brwi i robię naburmuszoną minę.
Od rana leżę na naszej sofie i wpatruję się w sufit, chociaż teraz już nie jestem stałym bywalcem łazienkowej toalety. Moim przyjacielem jest jedynie woda, bo rudowłosa to złośliwa małpa i przez cały czas rzuca jakieś prześmiewcze wspominki. Oczywiście nie pozostaję jej dłużna, bo ona sama wygląda nie najlepiej. Zresztą, to nie tak, że tylko ja nie pamiętam części imprezy. Lepiej niech powie, co sama robiła. Na przykład z Danielem, kolegą ze studiów. Jednego się jednak nie wyprę - obie jesteśmy zdechłe, ale żywe i szczęśliwe. Przynajmniej to ostatnie jest prawdą.
Czy było warto?
Co za głupie pytanie. Oczywiście, że tak!
- Nie tknę alkoholu nigdy - jęczę, przyciskając poduszkę do brzucha - Żartuję, tylko przez miesiąc - Candice siada po drugiej stronie, obok moich nóg.
- Dałaś czadu, dziewczyno. Długo będę wspominać te wszystkie rzeczy, a na twoim pogrzebie wyczytam wszystko, co się tam działo w ramach dobrych wspomnień na temat twojej osoby - kopię ją w udo, ale uśmiecham się rozbawiona.
- Żebym przypadkiem ja nie stworzyła takiej listy na twój pogrzeb, mądralo - opuszczam z powrotem ciężką głowę - A wierz mi, to może być już niedługo - ruda chichocze rozbawiona.
W tym samym czasie, do mieszkania wchodzi Nathaniel, zapewne po to, aby sprawdzić, czy nie umarłam z odwodnienia, albo z przedawkowania.
- Oddycha. A myślałem, że będę wynosił ciało - ale się z niego śmieszek nagle zrobił. Takie kurna zabawne jak śnieg ostatniej zimy.
- Jeszcze nie, najwyraźniej jest silniejsza, niż podejrzewaliśmy.
Obydwoje śmieszki takie!
- Halo! Ja tu cierpię! Ludzie kochani!
- Nie drzyj się, bo mi głowa pęknie zaraz - Candice się krzywi i zasłania skronie.
- I dobrze ci tak, za upijanie mnie - prycham.
- Kto tu kogo upijał? Przypomnieć ci, kto wynosił potajemnie butelki ze schowka? - wzdrygam się na przypomnienie sobie gorzkiego smaku wódki, palącej gardło przy przełykaniu.
- A czy panna Snow pamięta, jak ratowałam ją spod stołu? - podnoszę się, nazbyt gwałtownie.
Mogłybyśmy tak wymieniać przez pięć minut, o mało nie wybuchając przy tym śmiechem.
- I tak uważam, że karaoke było najlepszą rzeczą, na jaką mogłyście wpaść - Nate opiera się o ścianę i zaczyna wyjadać moje ciasteczka, które zabrałam ze stołu, zanim zdążyłam o tym zapomnieć.
Spoglądamy na siebie. Najpierw ja na Candice, ale po jej minie wnioskuję, że ona tak samo nie wie, o czym on do cholerci mówi.
- Chociaż patrzenie, jak ktoś bacznie obserwuje tyłek mojej siostry i jej przyjaciółki, nie należy do przyjemnych rzeczy - wzrusza ramionami i znowu zabiera jedno ciasteczko.
- Możesz nie wyżerać moich zapasów?
- Izzy! On właśnie mówi o jakimś karaoke, a ty się interesujesz ciasteczkami!?
- To moje ciasteczka, nie ma prawa ich brać, dobra?
- A nie interesuje cię to, co się tam działo?
- A po co mam się dowiadywać czegoś, czego prawdopodobnie nie chcę wiedzieć?
- Zgodzę się z moją siostrą w tej kwestii - chłopak podchodzi bliżej - Nie chcecie wiedzieć.
- Kurka rurka... - mówi pod nosem Candice.
- Chyba "o kurwa", przepraszam za to, co właśnie powiedziałam, przeklinanie jest złe, ale idealnie to słowo się tu nadaje - mówię to w razie, jakby Nathaniel miał posłać mi to jedno ze swoich "złych" spojrzeń - Jak właściwie znalazłyśmy się w mieszkaniu? Nogi mnie tak bolą, że nie zdziwiłabym się, gdybym wracała pieszo na szpilkach albo i bez nich. Jest też opcja, że potrafisz trzeźwieć na zawołanie.
- Spokojnie, po tym, jak zobaczyłem, co wyprawiacie, postanowiłem nie pić zbyt dużo, a przynajmniej zwolnić tempo i umówiłem się ze znajomym, który niedawno tu przyjechał z zespołem, aby nas podwiózł.
- Czy mam go za coś przeprosić albo podziękować?
- Co masz na myśli?
- Ty dobrze wiesz, co mam na myśli.
- Raczej nie. Prócz tego, że zaczęłaś opowiadać o tym, jak jego kumpel, czyli ja, kręci z twoją przyjaciółką, a ona mu daje, to myślę, że wszystko było w normie.
- Słucham!? Obcy facet wiezie dwie pijane kobiety, z czego jedna z nich jest siostrą jego kumpla i opowiada mu, jak on perfidnie bzyka ją na boku! No co on sobie mógł pomyśleć!?
- Wierz mi, nie jeden raz miał ciekawsze historie i pewnie nie jeden raz jeszcze będzie miał. Mówił, że było całkiem zabawnie.
- Zabawnie!? Otaczają mnie kretyni.
Candice wybucha śmiechem, a ja zaraz za nią.
- I z czego rżysz, kobieto?
- Wyobrażasz sobie minę tego biednego kolesia? Przecież ja na jego miejscu, to bym w tym samochodzie umarła ze śmiechu.
- Nie wiem, co bym zrobiła na jego miejscu, ale na bank w życiu nie zamierzam go spotkać. Nie wyjdę z mieszkania przez okrągłe pół roku.

Candy?
Takie sobie, ale w końcu wróciłam do pisania

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz