28 gru 2019

Od Noelii do Carneya

Dzień miał być w porządku. Wyleczyłam się z męczącej moją głowę migreny. Przez równe trzy dni leżałam w domu zupełnie nic nie robiąc. Mogę się założyć, że schudłam bardzo przez ten trudny czas. Po wybraniu odpowiedniego ubioru na dzisiejszy dzień, udałam się w stronę łazienki. Zgrabnym ruchem zrzuciłam z siebie ubranie. Stałam chwilę przed lustrem. Jakoś lubiłam swoje ciało. Szerokie biodra, duże piersi, pośladki, umięśniony brzuch i te zadziorne rysy twarzy. Zaczynam się sama sobie podobać. Po krótkim wślepianiu się w swój wygląd udałam się pod zimny, odświeżający prysznic. Woda miło otulała moją skórę. Zastanawiałam się, czemu tak piękna istota jak ja, paprze się w zabójstwach, bójkach i molestowaniach? Sprawiało mi to ogromną przyjemność, ale powoli się nudziło. Zabijanie zwykłych ludzi wyszło u mnie z mody. Namyślałam się nad ważnymi osobowościami, politykami i stróżami prawa. To mogło być jakieś urozmaicenie dla mojego hobby. Wyszłam spod prysznica i otuliłam się czarnym ręcznikiem. Rozczesałam niesamowicie długie włosy i podążyłam w stronę sypialni. Usiadłam na łóżku i rozwinęłam ręcznik. Nie przejmowałam się tym, że moje okno wędruje akurat na widok miasta. Mam się czym chwalić, do tego może i zdałaby mi się jakaś rozrywka, w formie pana na kilka nocy. W moich uszach wciąż grał rozbrzmiewający w pokoju metal. Ten konkretny rodzaj muzyki dawał mi energię i siłę na przeżycie dnia. Chciałam jak najszybciej załatwić dzisiejsze sprawy i wrócić spokojnie do domu. Miałam dzisiaj przystanek w urzędzie, na komendzie oraz w kawiarni. Nie wiem jak zdążę to zrobić w ciągu jednego dnia, ale się postaram. Stanęłam przed powieszonymi na drzwiach szafy ubraniami i przyglądałam się przygotowanym przyodzieniom. Będzie na mnie dzisiaj bardzo dużo wzroku, ale do tego już się przyzwyczaiłam. Nie powinnam tak kusić, ale to nie moja wina. Wyglądu się nie wybiera, a psychopata nie zmieni swojego charakteru. Przejechałam paznokciami dosyć mocno po swojej szyi i zabrałam się za ubieranie. Czarna bielizna podkreślała kajmakowy odcień mojej karnacji. Na to ponętne, czarne rajstopy w kratę. Cały mój ubiór dopełniła miodowa, dopasowana sukienka z dużym dekoltem na długi rękaw. Na to nałożyłam hebanową marynarkę. Włosy zostały upięte w niechlujnego koka, w którym, o dziwo, było mi najlepiej. Pan komendant się mi nie oprze. I znowu sprawa pójdzie pod dywan, bo przecież biedna Noelka muchy by nie skrzywdziła. Aby tego wszystkiego było mało - założyłam długie, wysokie botki. Złota biżuteria mieniła się teraz dwa razy mocniej przy tak pięknie odstrojonej pani Wunderbrischer. Chwyciłam za kluczyki od samochodu. Dopiłam jeszcze na szybko już zimną herbatę i wybiegłam do garażu. Samochód świeżo po umyciu, wypolerowany i przygotowany na spotkania z ważnymi indywiduum. Wsiadłam do mojej pięknej, czarnej strzały i odpaliłam w mgnieniu oka. Samochód na pierwszym odcinku drogi nie mógł się wykazać, jednak po wjechaniu na drogę główną licznik zaczął szaleć. Prędkość zmieniała się niesamowicie szybko, a zakręty pokonywałam bezproblemowo, nawet nie zdejmując nogi z gazu. Po chwili wjechałam na drogę szybkiego ruchu. Nie zauważyłam, że światło zmienia się na czerwone, a ktoś z prostopadłej chciał ruszyć za szybko i... stało się... Widziałam ten ostatni moment, kiedy Audi wjechało w bok mojego Volkwagena. Próbowałam zachować spokój. Oddychać miarowo i z zamkniętymi oczami myśleć o tym, że naprawa nie będzie wcale taka droga. Zaraz jednak zdałam sobie sprawę z tego, że nie dojadę na żadne wyznaczone miejsce, ani nie zrobię wszystkiego co dzisiaj miałam w planach uczynić. Do szału doprowadziło mnie pukanie w szybę przez nieznanego mężczyznę. Wysiadłam z samochodu dosyć szybko, trzasnęłam drzwiami i ślepiłam wzrokiem faceta, z którym miałam stłuczkę.
- Powiedz mi moja droga panienko... Czy ty wiesz, co właśnie zrobiłaś? - zapytał na razie spokojnie przypatrując się obiciom.
- Co przepraszam?! Gościu wyjechałeś z tych świateł jak debil i mówisz, że to moja wina? - chwyciłam za komórkę.
- Na policję radzę nie dzwonić. Już wszystko załatwione.
- Jak to kurwa załatwione?! Mój samochód jeszcze dziesięć minut temu był cały i zdrowy, a teraz nie, bo jakiś palant wjechał mi w bok.
- Wypraszam sobie. Spójrz na mój samochód, jest wart więcej niż całe twoje życie, a co mi po tym twoim Arteonku.
- Nie wkurwiaj mnie, bo zaraz i ty ucierpisz.
- Jeszcze słowo, a podjedziemy sobie do mojego biura. - podał mi wizytówkę - Prokurator Carney Uvarov-Zimnicki.
Na moją twarz wbiegła dosyć przestraszona mina, ale w głowie przypomniały się dzisiejsze rozmyślania.
Carney?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz