22 gru 2019

Od Carneya CD. Michaeli

- Jak mówiłem, sam nie wiem, co się stało z twoim bratem- zacząłem, podając dziewczynie kubek z gorącą herbatą.
Jej pies kręcił się niespokojnie, czując zapach kota, który schował się pod łóżkiem w sypialni, gdy tylko wkroczyliśmy do mieszkania. Całe szczęście, Mel wyjechała do jakiegoś spa na dwa dni razem ze swoją opiekunką.
- Okazuje się, że nie pracował tylko dla mnie- wyciągnąłem butelkę whisky z barku i nalałem alkohol do szklanki.
Nie chciałem jej okłamywać, ale nienawidziła mnie już wystarczająco mocno. Lepiej, żeby myślała, że nie mam z tym nic wspólnego. Przyjąłem zbolały wyraz twarzy, pociągając łyk i opadając na fotel.
- Zgaduję, że ci inni ludzie przyczynili się do jego zniknięcia- wyjaśniłem, obserwując reakcję blondynki.
- To znaczy że on...-głos Michaeli załamał się.
- Bardzo możliwe- starałem się, aby mój głos brzmiał jak najdelikatniej.- Ale nie można zakładać najgorszego.


Dominic nie żył, oczywiście. Nie było mi żal, wręcz cieszyłem się z jego śmierci. Był tylko kłopotem. Wciąż wpadał w kolejne tarapaty, narażając cały biznes na straty. Nie chciałem nawet myśleć jak wiele spraw przez niego poszło się pierdolić. Nie potrafił słuchać poleceń, nawet groźby na niego nie działały. Był zbyt niesubordynowany, by zajmować się takimi rzeczami.
- Co do ostatnich wydarzeń- zacząłem, zerując szklankę.
Mish spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawiła się iskra gniewu.
- Nie chciałem cię zostawić, naprawdę nie chciałem- powiedziałem szczerze, patrząc jej prosto w oczy.- Straciłem przytomność, jak się obudziłem, byłem w zupełnie innym miejscu. Od razu jak się ocknąłem, zacząłem cię szukać. Wybacz mi, że zostałaś sama.
Blondynka westchnęła ciężko, ale nie odezwała się ani słowem. Śledziła wzrokiem moją dłoń, kiedy odstawiałem szklankę na blat. Roztarłem skronie, też na nią patrząc.
- Tak cholernie cię przepraszam, że cię w to wpakowałem- powiedziałem po chwili kompletnej ciszy.- Nie oczekuję, że mi wybaczysz.
- To dobrze. Bo byś się tylko rozczarował- rzuciła, niemal przytulając do siebie kubek z gorącym napojem.
- Zostań chociaż na noc. Nie masz dokąd pójść- mruknąłem, podnosząc się z fotela.- Ale i tak wybór zależy od ciebie, drzwi są otwarte.

Litery rozmazywały mi się przed oczami, kiedy po raz setny przeglądałem papiery dotyczące śmierci Adriena Helvsena. Sprawa nie była moja, jednak główną podejrzaną wciąż pozostawała Michaela. Nie mogłem pozwolić na to, by trafiła za kratki. Tym bardziej za coś, czego nie zrobiła. Załatwiłem jej jednego z najlepszych prawników w Avenley River, jednak nawet on nie był niepokonany. Od kilku dni czytałem dokumentację raz po raz, wciąż przekonując siebie, że trafię na coś, czego nie zauważyłem przy poprzedniej próbie. Jednak dalej nie mogłem znaleźć nic, co podniosłoby szanse Mish na uniewinnienie. Miałem jedynie nadzieję, że Chris, czyli prawnik którego zatrudniłem, trafi na coś lepszego.
Drzwi łazienki otworzyły się, a ze środka wyskoczyła Michaela w samym ręczniku. Mój wzrok automatycznie spoczął na jej długich nogach, które od samego początku były moją słabością.
- Nie mam nic na przebranie- powiedziała po chwili, sprowadzając mnie na ziemię.
- Zaraz coś ci skombinuję, masz rozmiar podobny do...- przerwałem, chrząkając nieznacznie i podnosząc się z miejsca.
Zbliżyłem się do szafy i zacząłem przeszukiwać jej zawartość, by po chwili wyciągnąć z niej pierwsze lepsze ubrania, które idealnie pasowałyby na blondynkę. Złożyłem je w kostkę, po czym podszedłem z nimi do Michaeli. Gdy tylko dłoń dziewczyny przypadkowo otarła się o moją, natychmiast coś we mnie zapłonęło. Zupełnie nie myśląc, pocałowałem ją żarliwie, od razu przypierając ją do ściany. Nie zaprotestowała, kiedy wsunąłem język między jej wargi. Gdy przesunąłem dłonią po jej udzie, zadrżała i zacisnęła nogi delikatnie. Sunąłem dłonią wyżej i wyżej, już niemal dotykając najwrażliwszego punktu jej ciała.
Drzwi mieszkania otworzyły się, a próg przekroczyły dwie kobiety. Kiedy Melissa dostrzegła mnie w niedwuznacznej sytuacji, jej torba opadła na ziemię, a z jej ust wydobył się pisk.
- Kochanie, to nie tak jak myślisz- wypaliłem, odsuwając się od Mish jak oparzony.
- Co ta szmata robi w naszym mieszkaniu?- wydarła się moja najdroższa żona, niemal wbiegając do dużego pokoju.
- To moja koleżanka- powiedziałem spokojnie, podchodząc do Mel.
Byłem przekonany, że zaraz rzuci się na Michaelę i wydrapie jej oczy. Nie wiedziałem, czego spodziewać się po tej wariatce.
- Właśnie widzę jaka koleżanka- prychnęła, gromiąc blondynkę wzrokiem.- To jakaś dziwka, tak?
- Nie- powiedziałem, przyjmując nieco ostrzejszy ton głosu.
Mish, nie chcąc mieszać się w nasz spór, weszła do łazienki, głośno trzaskając za sobą drzwiami. Roztarłem skronie, patrząc na moją żonę, której głos już po kilku zdaniach powodował u mnie migrenę. Zaczęła krzyczeć, obrzucając mnie wyzwiskami i wymachując przy tym rękoma, jakby miała zaraz odlecieć jak jakiś pieprzony śmigłowiec. Jej opiekunka usilnie próbowała ją uspokoić, również coś mamrocząc. Pies Michaeli zaczął szczekać, reagując tym na napiętą atmosferę.
- Zamknij się w końcu!- ryknąłem.
W domu zapanowała cisza. Sherlock pisnął cicho i zwiał do kuchni, Melissa i Amy spojrzały na mnie przerażone. Drzwi łazienki otworzyły się, a ze środka wyłoniła się Mish, tym razem ubrana. Ruszyła w stronę wejścia, a ja nawet nie próbowałem jej zatrzymać. Jej pies podążył za nią wiernie, po czym razem z nią opuścił mieszkanie. Mel zaczęła płakać niczym małe dziecko, któremu właśnie zabrano lizaka. Amy przytuliła ją tylko i obie ewakuowały się na górę. Oparłem się o ścianę, by po chwili się po niej zsunąć i usiąść na podłodze. Przyciągnąłem kolana do klatki, kuląc się. Nie wiedziałem, co się ze mną stało.

Trzy dni później

Ponownie zapukałem do drzwi, drugą ręką opierając się o framugę i starając się nie wywrócić. Nie byłem aż tak pijany, by zapomnieć o tym gdzie jestem i co robię, jednak świat już zaczynał wirować. Pukałem w te pieprzone drzwi już jakoś z pół godziny. Ujadanie psa zaczynało mnie już męczyć, tak samo jak zapewne wszystkich sąsiadów. Właścicielka jednak dalej nie otworzyła drzwi, jakby czekając na moment, aż doprowadzi do szału dosłownie wszystkich.
- Na wszystkie świętości, Michaelo!- jęknąłem zrezygnowany, po raz kolejny pukając.
Dziewczyna miała już chyba dość i już po chwili usłyszałem kroki. Drzwi otworzyły się szeroko, a moim oczom ukazała się Mish w luźnych spodniach i koszulce, sięgającej jej do połowy uda.
- Czego chcesz?- zapytała, patrząc na mnie obojętnie.
Przełknąłem ślinę, po czym złapałem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją szybko. Dziewczyna odsunęła się i spojrzała na mnie z lekkim obrzydzeniem.
- Jesteś pijany- stwierdziła, poprawiając włosy.
- Opijałem nasze zwycięstwo- uśmiechnąłem się szeroko, opierając się dłonią o ścianę i zamykając za sobą drzwi.- Uniewinniono cię, dzięki mnie.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, wyraźnie niezadowolona. Złapałem ją za nadgarstek i delikatnie przyciągnąłem do siebie, po czym położyłem dłoń na jej biodrze i spojrzałem jej prosto w oczy.
- Naprawdę przepraszam, że tyle przeze mnie wycierpiałaś- powiedziałem cicho.
Dziewczyna westchnęła ciężko, kiedy przytuliłem ją do siebie.
- Mógłbym zostać u ciebie na noc?- mruknąłem po chwili, całując blondynkę w czubek głowy.

Michaela?
(Jest źle, wiem) 
Słowa: 1093
+20 PD


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz