Zasnął, a ja wiedziałam, że muszę mu pomóc. Muszę mu udowodnić, że dla niego jestem w stanie się zmienić. Chcę mu udowodnić, jak bardzo go kocham. Zeszłam więc z jego ud i położyłam go na kanapie. Pobiegłam do kuchni po apteczkę. Wyjęłam kilka strzykawek, bandaży i okładów. Na klatkę piersiową nałożyłam mu okłady, tak samo jak na rozpalone czoło. Kark też został obdarzony tym podarkiem. Teraz zajęła się ranami. Mocno krwawiące rany na udzie zawinęłam bandażami. Za to zranione, małe ranki na ramionach zakleiłam plastrami. Nos także potrzebował pomocy, po mocnym uderzeniu z kastetu. Złapałam go mocno z dwóch stron i ustawiłam na swoje poprzednie miejsce. Zakleiłam go także plastrami, aby pod żadnym pozorem nie ruszył się z miejsca. Patrzyłam się na te jego pogruchotane ciało. Nie mogłam uwierzyć, że potrafię być taką bestią. A może mnie też pokocha, jeżeli zrozumie, że nie chcę mu zrobić krzywdy? Wątpię, ale będę o tą miłość walczyć. Chwyciłam za strzykawki i nabrałam trochę potrzebnego płynu z buteleczek. Wstrzyknęłam w najgorzej wyglądające rany. Ostatnim krokiem była transfuzja krwi. Tylko ja mogłam jej dokonać, więc podłączyłam i siebie i jego do aparatury. W obie ręce wbiłam sobie igły. Położyłam się na podłodze, a plecami oparłam się o kanapę. Po półtorej godziny opadłam bezwładnie na ziemie, nie zasnęłam jednak. Wiedziałam, że muszę nad nim czuwać. Muszę go pilnować. Nie chcę, aby pod moją nieobecność coś mu się stało. Podeszłam do niego bliżej. Dłonią gładziłam jego chłodny policzek. Wyglądał tak bezwładnie, jak kiedy za pierwszym razem go torturowałam. Mam nadzieję, że wie o tym, że małej nic nie jest, że jest bezpieczna w domu. Przybliżyłam swoje wargi do jego bezwładnej szyi. Położyłam głowę tuż obok niego. Po chwili poczułam, że moje dłonie zaczynają się robić niesamowicie zimne, tak samo jak policzki. Chciałam już się odpinać, bo wiedziałam, że oddałam mu już za dużo krwi, jednak nie zdążyłam zareagować i już straciłam przytomność.
~*~
Obudziłam się w bardzo złym stanie. Blada, praktycznie biała. Kręciło mi się porządnie w głowie, mroczki biegały przed oczami. Musiałam stracić niewyobrażalną ilość krwi. Dłonie miałam strasznie suche. Odwróciłam się ledwo w stronę kanapy. Byłam już odpięta od wszystkich sprzętów, a ciało wciąż było niesamowicie zimne, jakbym dotykała własnego trupa. Rurki od transfuzji leżały na podłodze, a wokół mnie leżały krople krwi. Spojrzałam na kanapę ponownie. Siedział na niej Trace, któremu na twarz wróciły kolory życia. Nie wiem, czy spojrzę jeszcze kiedyś w te zabłąkane, nieufne oczy. Jego wzrok mnie przeszywał i czułam to z całych sił na swoim ciele.
- Wytłumacz mi proszę, dlaczego to robisz? - zapytał.
Zawinęłam się ramionami. Czułam, jakby w pomieszczeniu było minus dwadzieścia stopni. Czułam, że zaraz stracę ponownie przytomność.
- B... B-Bo cię kocham.... - wymamrotałam - M-myślałam, że nigdy to nie nastąpi, ż-że nie zakocham się. Ale zjawiłeś się ty. Przy pierwszych torturowaniach tego nie czułam. Widziałam w tobie ofiarę, tak jak zawsze widzę. Myślałam, że cię wykończę i wyniosę twoje truchło psom. Jednak po tej akcji w domu Alexa zmieniłam nastawienie w stosunku do ciebie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie wiedziałam, że poznam kiedyś kogoś na tyle odważnego i wytrzymałego na ból. Moment, w którym mnie przytulałeś zapadł mi w pamięć najbardziej. Czułam twój przeszywający zapach, twoje umięśnione ramię, które mnie owijało. Nie wiem czemu, ale wtedy pierwszy raz w życiu coś poczułam. Jakby przelatujące przez moje ciało stado motyli.
Wstałam nagle, ledwo utrzymując równowagę. Podeszłam do Trace'a.
- Ja po prostu boję się o to, że umrę w samotności, rozumiesz? Że nikt mnie nie obejmie przed śmiercią. - z moich oczy poleciały ścieżki łez, a ciało samo wtuliło się w tors mężczyzny.
Trace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz