Strony

16 lut 2020

Od Izzy cd. Candice

Może i czułam się beznadziejnie, ale nie straciłam trzeźwego myślenia. Kiedy przyjedzie tu mój brat, nawet nie spyta się o to, czy mam jakieś inne propozycje, tylko od razu wpakuje mnie w samochód i zawiezie do tego okropnego miejsca. A potem postawi na swoim tak, jak ja to mam w zwyczaju i będzie twierdził, że on jako jedyny ma tutaj wyłączną rację.
Jednak nie udaje mi się zniweczyć planu przyjaciółki, bo zanim zdążyłam zareagować, ona już rozmawiała z Nathanielem. Krótko i zwięźle.
Kiwała tylko głową, bo w pewnym momencie pewnie mojemu braciszkowi włączył się tryb dominanta i to on przejmował stery.
Szybko się też rozłączyli, bo przyjaciółka schowała telefon do kieszeni i jeszcze raz przyjrzała mi się uważnie, jakbym miała zaraz niespodziewanie sama znowu polecieć w dół.
- Zaraz będzie lepiej - mówię niewyraźnie, starając się opanować drżenie nóg. Opierałam ręce na zimnym blacie ławki, na której posadziła mnie Candice i wcale nie miałam ochoty wstać, ale ręką przyjaciółki na moim ramieniu dawała wyraźnie znać, że nawet jeśli miałabym taki zamiar, ona by na to nie pozwoliła - Zadzwonienie po mojego brata równa się z zawiezieniem do szpitala i doskonale o tym wiesz, wciskasz mi tylko kit, żebym się nie kłóciła - dukam, wysilając się o sugestywny ton, ale mi to nie wychodzi.
Jest mi niedobrze, a zawroty głowy tylko to umacniają, dlatego nawet nie orientuję się, że z całej siły zaciskam palce na brzegu stolika. Świat wiruje, ale nie tak przyjemnie, jak podczas moich alkoholowych urodzin, ale w ten sposób, że masz ochotę paść na ziemię i zamknąć oczy, bo zaraz zwymiotujesz.
Ale jestem w końcu Isabelle Ghate Mortensen i nie przyznam się do tego, że mam problem.
Szkoda tylko, że moja siostrzana dusza o tym też wie.
- Możesz się ze mną teraz nie zgadzać, ale akurat obecnie jestem w pełni świadoma tego, co robię. I pilnuję, żebyś ty też ją utrzymała - siada obok, nadal przytrzymując mnie za rękę. Pozwala mi się o siebie oprzeć, czego początkowo nie robię, ale potem samo jakoś tak wychodzi.
- Trzęsiesz się. Zimno ci? - chciałabym teraz przewrócić oczami, ale staram się utrzymać połowę swojego ciała w pozycji pionowej.
- Proszę, czuję się głupio, gdy tak się nade mną roztrząsasz - besztam ją beznamiętnie - Wiesz, że tego nie lubię.
- Wiem, ale raz na jakiś czas dałabyś sobie pozwolić pomóc.
Oj, nawet nie wiesz, ile razy w życiu to słyszałam. Jednak moja wewnętrzna wyzwolona, niezależna kobieta buntuje się w obliczu wyciągniętej ręki. Obie uważamy, że dajemy sobie świetnie radę, pomimo trudności, jakie nam życie stawia na drodze.
Niedługo potem w dali słychać samochód i trzaśnięcie drzwiami. Nathaniel dotarł tu w maksymalnie najkrótszym czasie, a to oznacza, że znowu będę traktowana jak dziecko.
Mój brat podchodzi i kładzie obie dłonie na moich ramionach, co zmusza mnie do uniesienia głowy i spojrzenia na niego. Nie uchodzi mu uwadze moja bardziej blada niż zwykle cera, nawet pomimo zimna panującego wokół.
- Co się stało? - pyta tak, jakby wcale Candy nie przedstawiła mu całego raportu z sytuacji. Więc to pewnie pytanie retoryczne.
- Nic mi nie jest, Nate - uspokajam go - Po prostu gorzej się poczułam, to nic takiego.
Brat mnie jednak ignoruje, tylko zwraca się do Candice:
- Dzięki, że zadzwoniłaś. Muszą ją zbadać.
Potem bez pytania bierze mnie na ręce i idziemy do samochodu. Chwytam się jedną rękę za jego kark i kręcę głową.
- Nie chcę jechać do szpitala - mówię nader pewnie, jak na kogoś, kto tak pewny w tej chwili nie jest.
- Wiem.
- Więc dlaczego mnie tam zabierasz? - mój głos smutnieje, bo już teraz wiem, że zostaje mi jedynie mówić tej dwójce, że robią to wbrew mojej woli.
- Bo ja wielu rzeczy też nie chcę, ale trzeba je zaakceptować, niezależnie od naszej woli.
Nie odpowiadam, tylko daję się wsadzić do samochodu. Candice zajmuje miejsce obok mnie i chociaż wie, że pewnie nie jestem zadowolona z obrotu tej sprawy, obejmuje mnie ramieniem. Choć może i jestem na nich lekko zła, to opieram głowę o jej ramię i zamykam oczy dla ulżenia sobie przy zawrotach głowy.
~*~
Mój lekarz oczywiście przyjmuje mnie natychmiast, co tylko jeszcze bardziej mnie frustruje, bo miał pacjentów. Przez drogę zdążyło mi się w miarę polepszyć, ale dopiero, gdy zrobili mi wszystkie te badania i podali coś na polepszenie stanu, zobaczył mój pretensjonalny wyraz twarzy.
Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, usta nabrały naturalnego koloru, a ja odzyskałam siły na wyzywanie wszystkich wokół za to, że się tu znalazłam.
Rzecz jasna musiałam też na to poczekać, bo w sali na razie był tylko lekarz. Nathaniel załatwiał rzeczy papierkowe szpitala, a Candice poszła po jakąś herbatę, jak ją oczywiście zmusiłam do wyjścia choćby na chwilę.
- Niech pani przestanie w końcu patrzyć na mnie w taki sposób, jakbym zabił pani papugę - odzywa się lekarz, który notuje coś w swoim zeszycie.
- Nie posiadam papugi - mówię pod nosem - Posiadam psa, który na pewno za mną tęskni, dlatego lepiej dla pana, jakby mnie pan wypuścił wcześniej. A najlepiej zaraz.
- Ale...
- Nie zostanę tu do jutra, niech się pan spodziewa, że się wypiszę - krzyżuję ręce, bo już nie leżę.
- A czy wtedy przyjdzie do mnie pani za tydzień na wizytę? - uśmiecha się delikatnie.
I tak wygląda nasza standardowa rozmowa.
Naburmuszam się jeszcze bardziej i wzruszam ramieniem, ale ostatecznie odbieram od niego karteczkę z napisaną datą i godziną wizyty.
- Dopilnuję tego, żeby przyszła - w tym momencie do sali wchodzi mój brat i podchodzi do naszej dwójki.
- Dziękuję - mówi lekarz, a ja prycham - W takim razie pani będzie mogła wrócić do domu, ale od razu mówię, że jak się pani nie dostosuje do moich zaleceń, to zamknę panią w gabinecie i nie wypuszczę.
- To ubezwłasnowolnienie - mówię.
- Czasem trzeba stosować drastyczne środki.
- Pozwę pana do sądu i straci pan prawa do wykonywania zawodu. Chce pan tego? - unoszę brew wyzywająco, ale mężczyzna się tylko śmieje i poprawia kitel na sobie.
- To do zobaczenia - podaje nam obydwóm rękę i wychodzi.
Nathaniel czeka, aż lekarz wyjdzie, pocierając ręce o spodnie i staje w miejscu lekarza. Obserwuję go uważnie, bo zachowuje się dziwnie. Gdy drzwi zamykają się za doktorem i zostajemy sami, patrzy na mnie, jak na dziecko, które coś zbroiło. Robię zaskoczoną minę, pytając się bez słów, o co mu chodzi.
- Robiłaś badania? - przewracam oczami.
- Tak. Mówiłam ci, że po prostu spadł mi cukier. To przez ten alkohol. Muszę uzupełnić elektrolity - widzę ten jego wzrok i od razu zgaduję, co on oznacza. Przechylam głowę z zaciętą miną, choć jeszcze nic nie powiedział - O nie, Nate. Nawet o tym nie myśl. Nie zostanę wieczną abstynentką. Zapomnij.
- Wcale nie myślałem o alkoholu. Raczej o nakładzie pracy. Przemęczasz się, a to nie jest dla ciebie dobre.
- Sama wiem, co jest dla mnie dobre, a co nie - mówię zaciętym tonem głosu i zeskakuję z łóżka, nie czekając na jego odpowiedź - A teraz, jeśli chcesz mi wyświadczyć przysługę, idź powiedzieć, że zbieram się do domu.
- Rozmawiałem z Candice i wnioskuję, że nic jej nie powiedziałaś - prostuję się natychmiast i odwracam gwałtownie w jego stronę.
- Powiedziałeś jej coś!? - pytam spanikowana, a Nate od razu mnie uspokaja.
- Nie, bo to zadanie nie należy do mnie - chowa ręce w kieszenie i znowu zbiera się na ten sugestywny wzrok. Nienawidzę go za to, ale z drugiej strony muszę chyba posiadać tę samą umiejętność co on - Uważam, że akurat ona powinna wiedzieć. To twoja najbliższa przyjaciółka. Zatajasz przed nią prawdę, ale... - przerywa, a ja uniosłam wzrok. Zaciska usta i wiem, że po prostu trudno mu jest przepuścić to przez gardło. Pociera czoło i nabiera powietrza - W końcu nie będziesz w stanie tego ukryć. Chyba jej się akurat to należy? Porozmawiaj z nią.
Zamyśliłam się przez chwilę, pocierając przy tym palce. Miałam swoje powody, aby nie mówić Candice o tej konkretnej sprawie, dlatego też przeciągałam to w czasie.
Właśnie. Czas. Człowiek tak bardzo się w nim zatraca, że nawet nie zauważa, ile go już minęło. Tak bardzo chciałabym mieć dla siebie wieczność i nie musieć zbierać się na wielkie, decydujące chwile.
Kiwam głową na znak, że rozumiem. Z tym akurat nie zamierzałam się kłócić. Nathaniel miał rację.
- Powiem jej w odpowiednim momencie i obiecuję, że nie będę tego przeciągać - brat przyciąga mnie do siebie i przytula, aby dodać mi odwagi.
Po raz pierwszy tak bardzo mi jej brakuje. Jak za pierwszym razem, gdy musiałam powiedzieć o tym rodzinie. Cały czas zostawiam to za sobą w nadziei, że być może uda mi się uciec. W końcu jednak się przewrócę.
Po krótkiej chwili wychodzimy z sali i zastajemy czekającą Candice z herbatą w ręku.
- Widziałam, że rozmawialiście, więc nie chciałam się wtrącać - tłumaczy.
- I dobrze. To ty mnie wysłałaś do tego okropnego miejsca... małpo - mówię i uśmiecham się.
Ruda przewraca oczami, a potem ją przytulam.
- Zrobimy sobie dzisiaj babski wieczór, co ty na to? - unoszę brwi, gdy Candy otwiera usta, kręcąc przy tym głową - Oj, no nie będzie alkoholu - patrzę na ich miny i zaczynam chichotać - Jak z dziećmi - mówię bardziej sama do siebie i ich wyprzedzam.
Nathaniel odwozi nas do mieszkania, a potem jedzie z powrotem do siebie. W szpitalu nam trochę zeszło, więc gdy docieramy, jest już ciemno. Uroki zimy.
Zamawiamy z Candice pizzę, bo przecież dbam o jej dobrą linię i wyciągam z lodówki puszkowaną colę. Wyjmuję z szafki słomki, które oczywiście w imię czystej planety za każdym razem po użyciu myjemy i włączam film typu horror, czyli to, co tygryski lubią najbardziej.
Jestem nieco rozkojarzona, bo przez cały czas myślę o tym, co mam powiedzieć podczas rozmowy, którą muszę zacząć i jak konkretnie mam mówić. Domyślam się, że Candice to dostrzega, ale z racji dzisiejszych wydarzeń mi tego nie wypomina. Pyta się tylko raz, czy wszystko w porządku, ale odpowiadam jej twierdząco. Czuję się o wiele lepiej, tylko po prostu zżera mnie stres. I choć wiem, że ona nie będzie na mnie bardzo zła, to mimo wszystko obawiam się reakcji.
Brittany układa się pomiędzy nami na kanapie, a ja już nie mam siły go wyganiać. Poza tym jest taki ciepły, że obydwie korzystamy, grzejąc się o jego sierść, którą już nie zostawia na szczęście wszędzie, gdzie popadnie. Owca nie pies i na pewno lepszy facet niż niejeden facet.
Na filmie ledwo się skupiam. Oglądam, ale bez głowy, dlatego pół scen nie pamiętam. Zresztą przez część i tak gadamy o naszych bezsensownych, kobiecych sprawach, na przykład o tym, że Candice z racji tego, że dostała dobrze płatną pracę, wyjeżdża na istotnie, według mnie, zajebiste wakacje. Nie wiem tylko dlaczego tak narzeka, moim zdaniem to super okazja do zwiedzenia czegoś ciekawego. W końcu nie jedzie z jakimś podstarzałym muzykiem od country, tylko z rockową gwiazdą, któremu chyba Michał Anioł nie tylko twarz rzeźbił.
Nie wiem, czy ona naprawdę myślała, że nie obczaję go w internecie zaraz po tym, jak spał u niej w sypialni? Jednak nie podzielała mojego entuzjazmu, ale powysyłałam jej parę naprawdę "ciekawych" i gorących zdjęć z sesji zdjęciowej i nie ma bata, żeby nie przyznała, że trafił jej się naprawdę przystojny facet. A ta, zamiast brać byka za rogi, narzeka, że kawał z niego dupka.
Cóż, przystojni książęta na białych koniach nie jeżdżą.
Film kończy się po dwóch godzinach. Przyciszam napisy, a Candice się przeciąga.
- Daję mu takie sześć na dziesięć. Przewidywalne, a zresztą połowa była całkiem bez sensu. Dodatkowe punkty za aktorów - posyła mi wymowny uśmiech.
Kiwa głową na znak, że się zgadzam, gładząc sierść psa.
- Musimy porozmawiać - mówię, urywając temat filmu.
Przyjaciółka wydaje się nieco zmieszana, ale przekręca się na bok, podpiera głowę o rękę, którą zakłada o oparcie kanapy i czeka.
Biorę rozpoczynający wdech.
- Dobrze. Cokolwiek teraz ci powiem, to nie musi oznaczać konkretnie tego, okey? - mówię dla ubezpieczenia, patrząc, jak jej mina nieco rzednie.
- Rozumiem, że to jednak rozmowa z rodzaju tych poważnych? - pyta, choć nie brzmi to, jak pytanie.
Przytakuję ruchem głowy.
- Mój stan nie ma z tym nic wspólnego. To jest zwykłe przemęczenie. Znaczy... inaczej. Owszem, mój stan dzisiaj rano mógł być w jakiś sposób wynikiem, ale zdecydowanie zaważyło to, że byłam niewyspana, nadmiar nauki, stresu... - zaczęłam się nieco plątać - Dobra, prosto z mostu. No więc... parę lat wcześniej wykryli u mnie guzka na jajniku. Operacja zmniejszała ryzyko. Szybko jednak okazało się, że drugiego też trzeba wyciąć, co pozbawiło mnie możliwości urodzenia kiedykolwiek dziecka. Przepisali mi chemię i przez jakiś czas na nią chodziłam, ale to było coś za coś. Zrezygnowałam z tego, wyniki były bardzo dobre. Liczyłam, że być może jestem wyjątkiem od reguły, ale potem wyszło, że był przerzut i... tak, dlatego chodzę co jakiś czas na badania, żeby wykluczyć najgorsze, sprawdzić jak bardzo to postępuje i tak, żeby radość nie przyćmiła mnie za bardzo. Na razie jest wszystko w porządku... wiem, co myślisz, że rak i... i że w ogóle, ale... nie musisz się niczym przejmować. To nie jest groźne stadium - do końca błądziłam wzrokiem gdzieś po pokoju, ale na koniec spojrzałam jej z przykrością w oczy.
- Jesteś chora? - pyta szybko.
- Nie, Candice - odpowiadam z lekkim uśmiechem, na który jednak ledwo mnie stać - Nie jestem. Tylko tak lekko. To coś, jak przeziębienie - przerywam na chwilę - Wiem, że nie powinnam tego przed tobą ukrywać, ale z doświadczenia wiem, że ludzie się nade mną roztrząsają. Przepraszam, że zawiodłam twoje zaufanie, ale nie chciałam, abyś i ty została jednym z nich i na każdym kroku pilnowała mnie, jak pięcioletniego dziecka. Chciałam się bawić, żyć tak, jak każdy normalny bez opiekunów, co mi mówią, że co innego jest lepsze dla mojego zdrowia. Jestem w pełni świadoma tego, co robię, to jest mój wybór, ale czuję się winna. I nie chcę przed tobą tego dłużej ukrywać. Zabroniłam komukolwiek mówić. Nate chyba miał największy problem z tym.

Candice?

2234 słów

+40 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz