Strony

19 lut 2020

Od Kaia cd. Izzy

Czy chciałbym wiedzieć, dlaczego Isabelle jest akurat w tym samym miejscu co ja z jakimś obcym mi mężczyzną, którego mam ochotę teraz udusić? Jasne, ale to nie jest sednem sprawy. Problemem jest tutaj raczej moja nieumiejętność do mówienia tego co chcę, a w zamian mówienia kompletnych głupot, które sprawiają, że wszystko staje się jeszcze nieco bardziej skomplikowane, niż już w zasadzie jest.
Odwracam się ramieniem, tylko skręcając tułów, aby zobaczyć w którą stronę idzie. Po co? Sam nie wiem. Przecież i tak wiem, że do niej nie podejdę. Mam niebywałą skłonność do ładowania się w coraz większe bagno uciekając od poprzedniego. Bagno w tym kontekście może oznaczać dosłownie wszystko, jednak głównie chodzi tutaj o wszelkie sytuacje, które wymagają ode mnie pokazania uczuć, radzenia sobie z emocjami, czy interakcji z ludźmi. Ten ciągle powtarzający się schemat strachu i fobii, która łapie mnie za gardło w nieodpowiednim momencie i zabiera mi wszystko co mam i na czym mi zależy. Patetyczne gadanie.
Z drugiej strony za często czuję, że nie jestem w stanie sobie pomóc, a skoro ja nie mogę tego zrobić, to w jaki sposób miałby zrobić to ktokolwiek inny... Ona znika za tłumem, a ja się odwracam i wypijam resztę whisky z mojej szklanki. Patrzę na szklane dno i czuję się obserwowany. Wiem, że to tylko Nath cicho sprawdzający mój stan, ale ten cichy głos z tyłu głowy mówi coś innego. Wstaję zbyt raptownie. Barman odskakuje od blatu, chyba patrzy na mnie z wyrzutem, brzęk szklanki Natha wybija mnie z równowagi jeszcze bardziej. Przepycham się przez tłum, nie patrzę na kogo wpadam. Mam nadzieję, że ktoś wreszcie mi przywali i wszystko się uspokoi, ale docieram do męskiej toalety cały. Łapię trochę za mocno za blat przez jedną z umywalek i trochę za mocno zaciskam szczęki. Kiedy podnoszę wzrok spotykam swoje odbicie. Patrzę w swoje złe, wściekłe, zagubione, radosne i zarazem przerażająco smutne oczy... i tutaj właśnie następuje mała dygresja.
Mój lekarz powiedział mi na jednym z naszych spotkań, że może dobrym pomysłem byłoby przyprowadzenie osoby trzeciej. Osoby bardzo mi bliskiej, na przykład rodziców. Zaśmiałem się na tą myśl. Oni nic o mnie nie wiedzą, sam o sobie wiem niewiele, więc skoro sam wydaję się sobie obcy, jak ktoś inny może mi być bliski? Poszedł ze mną Nath, jak zwykle. Jak ten uporczywy cień, chodzący za tobą krok w krok. Podobno miało to pomóc, a sprawiło tylko, że mój własny przyjaciel zaczął mnie uważać za kompletnego wariata. Nie w znaczeniu psychopaty, ale kogoś kompletnie zatraconego. Zaczął o mnie myśleć inaczej i to chyba w tym momencie znienawidziłem mojego lekarza. Wtedy na pewno postanowiłem już nigdy do niego nie pójść. Zniszczył ostatnią cząstkę normalności w moim zniszczonym życiu. Pomógł mi jednak zrozumieć, że nie mam złego życia, że nie jestem niczym i mam duszę, emocje i dobroć w sobie, tylko nie potrafię tego wszystkiego poukładać. Mój umysł będąc wszędzie i nigdzie powoduje, że wszystko co się dzieje przesypuje mi się między palcami jak piasek i przyzwyczaiłem się już do tego, że ten piasek łapie w swoje dłonie Nathaniel i buduje z niego piękne rzeczy.
Ręka ściskająca moje ramię wyrywa mnie z głębi mojego umysłu. Obok mnie stoi Nath. Patrzy na mnie w ciszy, jego oczy mówią wszystko, więc on sam nie musi otwierać ust. On jest jak otwarta księga, ja jak najbardziej strzeżony i zabezpieczony sejf, którego nie da się otworzyć.
Jestem zmęczony.
To zawsze się tak kończy, że kiedy przechodzi, zostawia mnie zmęczonego nie psychicznie, a fizycznie.
Mój umysł biegnie dalej, a nogi się pode mną uginają, jakby moje ciało zmęczyło się opieraniem się.
- Czujesz się już trochę lepiej? - pyta w końcu, dłonią gładząc mojego plecy. Kręcę głową. Spoglądam przed siebie, ale szybko zabieram wzrok. Czasem mam ochotę zbić każde lustro, aby już nigdy nie musieć spojrzeć na swoje odbicie. Nienawidzę siebie. Kiedyś zastanawiałem się za co tak naprawdę. Nie wiem. Po prostu nienawidzę siebie. Nikt mnie już o to nie pyta. Żadna mała dłoń nie chwyta za moją i nie pyta cichym, dziewczęcym głosem, dlaczego taki jestem. Chyba właśnie za to nienawidzę siebie w tym momencie. Ona dała mi powód do nienawidzenia siebie i tego nienawidzę jeszcze bardziej. Nienawidzę wszystkiego. Mam tak bardzo dosyć, chcę wreszcie chwilę spokoju, żeby móc przypomnieć sobie jak wyglądała i jak bardzo była do mnie podobna, ale nie mogę, bo ciągły głos w mojej głowie krzyczy, rozrywa moją duszę, wyrywa mi serce...
Chyba zbiłem lustro...
Łzy zalewają moje oczy, chyba siedzę na podłodze, wiem, że nie mogę poruszyć dłonią. Czuję jak coś przesuwa się po ścięgnach i ociera o kości. Nóż był jednak lepszym rozwiązaniem, jak się wyciągnęło, to nie przeszkadzał tak bardzo jak te odłamki. To są odłamki prawda?
Patrzę na moją dłoń, z której leci krew. Nath próbuje ją zatamować. Woła kogoś, ktoś mu pomaga.
Ja sobie tylko siedzę i patrzę jak martwy na tą krew na podłodze.
Przysięgam. Kiedy obetnę tą dłoń.

Nikt nie pyta dlaczego, tylko w ciszy wyciągają odłamki lustra z mojej dłoni. Jakimś cudem nie rozbiło się ono na tysiące kawałeczków, tylko pękło na duże elementy, Podobno to uczyniło większe szkody, ale za to szybciej i prościej to wszystko usunąć. Przez chwilę ktoś próbował się czegoś dowiedzieć, wiem, że Nath odpowiedział na każde ich pytanie, które miało medyczne znaczenie. Sam nadal nie otworzyłem ust. Zaczyna mnie zastanawiać jak do tego doszło. Nie rozumiem. Czy to wina alkoholu? Isabelle na randce z kimś innym? Nie wiem jak od małego uczucia zazdrości w tak szybkim tempie mogłem przejść do tak ogromnej paniki, a później złości i desperacji w przeciągu, z tego z czego zdaje sobie sprawę, maksymalnie trzech minut. Ostatni taki wypadek zdarzył się, jeśli dobrze pamiętam, kilka lat temu. To niestety, ale oznacza problemy, poważne problemy. Kontrola własnego ciała i umysłu to najważniejszy element mojego bezpieczeństwa. Tak mam trochę problemów, ale ich świadomość jest chyba jeszcze gorsza od nich samych. A ja mam tą świadomość. Chciałbym umieć obudzić się z myślą, że co było to było, pora wziąć się w garść i naprawdę do zrobić. To jak walka z ciągłą depresją, tylko że bez depresji. Walka z gniewem, złością, która wzięła się znikąd i już nigdy mnie nie opuściła, z charakterem na tyle zmiennym i impulsywnym, że zdołała ze mną wytrzymać tylko jedna osoba. Muszę przestać rozwiązywać nagromadzenie we mnie emocji w agresywny sposób, bo w końcu ktoś mnie zamknie w psychiatryku... Prawdę mówiąc gdyby nie to, że zawsze jest to autoagresja, to pewnie już dawno byłbym odizolowany od społeczeństwa.
A wszystko zaczyna się mniej więcej podobnie. Nagle znikąd pojawia się osoba, do której chcąc nie chcąc czujesz pewnego rodzaju przywiązanie, tak jakbyście się znali całe życie. Później zdajesz sobie sprawę, że nie znasz jej całe życie, masz problemy, twoje umiejętności interakcji z ludźmi to cyrk, a później leci jak z górki. Właściwie nie wiem co leci, ale zawsze kończy się na mnie w szpitalu, gdzie mnie zszywają. Zawsze.
Kiedy wychodzimy, Nathaniel jakoś automatycznie łapie mnie za ramię i prowadzi do wyjścia, jakby się bał, że ucieknę. Cóż nie ma co się mu dziwić, bo kilka razy się zdarzyło. Nie lubię radzić sobie z rzeczywistością i tyle. Czekamy spokojnie na taksówkę.
- Chcesz jakoś to skomentować wreszcie? - nagle pyta, a ja tylko spuszczam głowę. - Czyli nie... no jasne.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć - wzruszam ramieniem. - Sam tego nie rozumiem.
- Z czego to się w ogóle zrobiło? Dwa zamienione zdania z obcą kobietą są aż tak w stanie wyprowadzić cię z równowagi? - przeciera dłonią twarz. - Co się dzieje do jasnej cholery? Znowu zaczynasz świrować, a obaj wiemy, jak to się może skończyć. Trzeba na nią uważać, albo najlepiej zerwij z nią kontakt. To nie takie trudne, znacie się za krótko.
- Tak... Pierwsza osoba, która jest do mnie charakterologicznie tak podobna. To tak jakbym z wierzchu patrzył w lustro i doprowadza mnie to najpierw do śmiechu, a później do szału. Nie chcę jej już nigdy w życiu widzieć, ale... pokusa spojrzenia w to lustro jest większa, nie?
- Masz jakąś fobię z tymi lustrami, przysięgam - warczy.
- Mam. Nienawidzę luster - zapada cisza.
- Jak możesz być teraz nagle tak cholernie spokojny? - kręci głową. Sam nie wiem. Ukryty talent pewnie czy coś. Zerkam na niego.
- Zjemy coś?

Izzy?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz