Strony

1 gru 2020

Od Oliego cd Renegeusza

 Zamyśliłem się chwilę, papieros tkwił w moich ustach, ale się nim nie zaciągałem. 

-Od małego? Uczyli mnie gotować, lubię gotować- Wymamrotałem w końcu. Nie potrzebna mu moja życiowa historia o dziadku i o jego pasji. Zaciągnąłem się wreszcie tytoniem i zakaszlałem w rękaw. Co jest? Odchrząknąłem i zgasiłem peta, nawet go nie kończąc. Za dużo ostatnio paliłem.

-A co to? Nagle kaszelek cię zniechęca?

-Nie mam ochoty- Burknąłem i wróciłem do mieszkania, przymknąłem okno, ale nie zamknąłem go, niech ma jak wrócić. Tom miał rację, to mnie zabije, ale to samo można powiedzieć o motorach prawda? Zaśmiałem się pod nosem. Boże, jakie to wszystko pojebane. Masowałem łososia marynatą kiedy Ren wrócił do kuchni. Podniósł nóż i zaczął mordować bezbronne warzywa.

-Nie zabij się jak się już na nich wyżyjesz - Mruknąłem i wrzuciłem rybę do piekarnika. Spojrzał na mnie znad marchewki i ziemniaków i zmarszczył brwi, warzywa wyglądały... Nie były idealne, ale nie mogłem narzekać, widziałem gorsze. Zabrałem mu miskę i wrzuciłem wszystko do garnka i na patelnię. Ren w ciszy odstawił nóż do zlewu i podszedł do mnie, lekko kładąc dłoń na moim biodrze.

-Jakiś dzisiaj milczący jesteś, może chciałbyś pokrzyczeć- Uśmiechnął się i zniżył dłoń. Palnąłem go łyżką w palec i wróciłem do gotowania.

- Spierdalaj- Burknął zły. Kiwnąłem głową w odpowiedzi i mieszałem dalej, starałem się nie patrzeć na osobnika, który przeglądał aktualnie moje prace.

-Tak, możesz pooglądać- Mruknąłem sam do siebie.  Większość kartek w notesie, który miał w rękach była zapełniona jakimiś bazgrołami, nie umiałem się skupić na pracach,  mazałem dość bezmyślnie po kartkach.

-I ludzie za to płacą?- Jego głos ociekał złośliwością.

-Nie, to są moje prywatne prace, nie sprzedaję ich, tam- Wskazałem na półkę, na której stały trzy grube zeszyty.- Tam masz prace na sprzedaż, te wykreślone sprzedałem.

Odłożył notes i podszedł do wskazanej półki, przeglądał w ciszy. Nagle odkaszlnął. Podniósł moją pracę. Thomas. Zbladłem, dosłownie zbladłem. Był pół nagi, miał obojętny wyraz twarzy, czytał coś. Chyba książkę, albo artykuł z gazety. Patrzyłem z szokiem na pracę, która nagle się pojawiła, myślałem, że pozbyłem się wszystkiego, wyłączyłem gaz pod patelnią,  szybko znalazłem się obok Rena. Wyrwałem kartkę z jego ręki. Lekko wygładziłem róg, który się zgiął. 

-Kto to?- Marszczył brwi. Przeniosłem znów wzrok na kartkę. Pierścionki na łańcuszku nagle zaczęły piec mnie w pierś. Sięgnąłem dłonią i zacisnąłem palce na obrączkach. Serce m okropnie waliło, świat trochę wirował. Zanim cokolwiek powiedział, zamknąłem się w łazience. Odpaliłem zimny prysznic i starałem się uspokoić. Jak jakaś smutna dameska uspakajałem się po utracie ukochanego. Tfu, byłego ukochanego. Ren zapukał.

-Eeee ryba z piekarnika mocno pachnie.- To mnie wyrwało z pewnego transu. Złapałem klamkę i cały mokry wyskoczyłem z toalety. Wyłączyłem piekarnik i zacząłem wyciągać obiad. Nie miałem ochoty o tym gadać. Ren nie pytał. Za to po obiedzie postanowił, wpakować mnie do łóżka. Skończyło się jednak na jednostronnej przyjemności Rena. Ja nie byłem jakoś w stanie się podniecić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz