Po zakończeniu pracy zostało mi już tylko wypuścić wszystkie konie na padok. Wróciłam do stajni. Najpierw otworzyłam boks Morgany i Ermaca, konie radośnie wybiegły ze stajni, a zaraz za nimi reszta rumaków. Psy, oprócz Sonii, zostały na padoku z końmi. Mała suczka wskoczyła mi na kolana, kiedy wraz z książką popijałam kakao na fotelu. Pies wpatrywał się we mnie bardzo uważnie, jakby mógł wyczytać z moich oczu to, jaką pustkę mam w sobie. Może to dziwne, ale czułam jakby mówiła do mnie ,,Już okej... Masz nas, masz to co lubisz robić najbardziej. Nie potrzebujesz nic więcej do szczęścia. Spójrz...'' A ja głupia w głowie miałam tylko obecność innych ludzi, którzy by mnie wspierali, a może nawet ktoś, kto by mnie pokochał. Nie umiałabym jednak żyć bez tych wszystkich zwierząt. Wpatrywać się w ich radosne miny, rżenie, szczekanie, miałczenie. Nigdy nie mogłabym zamienić tego na ludzkie słowa. Czasem wydaje mi się, że te zwierzęta rozumieją mnie milion razy lepiej, niż każdy człowiek na tym zapchlonym świecie. Nagle moje myśli spadły w jeden punkt, najgorszy jaki mogłam sobie wyobrazić. Ręka zaczęła mi się mocno trząść. Nienawidzę o niej myśleć... Okropna kobieta... Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Spojrzałam na zdjęcie, które widniało w samym środku książki... Na obrazku widniały dwa zakrwawione noże, w rękach blondwłosej kobiety. Była ona odwrócona tyłem do obiektywu. Na podłodze leżał policjant. Z jego głowy sączyła się krew. Drugi nie miał skóry na dłoni, był w o wiele gorszym stanie niż poprzedni... Dłonie ułożyły mi się w pięści...
- Noelia... Jak ja się cieszę, że cię tu nie ma. Cieszę się, że już nigdy się nie spotkamy. Poszłaś na inny świat. Miejmy nadzieję... - powiedziałam i zamknęłam książkę. Zaczęło się robić bardzo zimno, więc wraz z psem weszłyśmy do domu i zawinęłyśmy się w kołdrę. Zaśnięcie, choć wydaje się proste, to jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy w takich chwilach. Patrzyłam się w sufit. Wzięłam w końcu tabletki nasenne. Przekonałam się, że nie był to dobry pomysł. Widziałam ją. Wisiała nade mną na czworaka. Miała na sobie swój znany, długi, czarny płaszcz. Trzymała mnie za szyję... rękę wkładała pod bluzkę. Przycisnęła mnie do siebie, włożyła rękę w spodnie.
- Powiedz, że mnie kochasz. - pokręciłam głową, na co kobieta przyspieszyła ruchy ręki - No mów.
-Koc.. aam... Cię... - mówiłam poprzez dyszenie.
- Było tak ciężko to powiedzieć? Od dziś kochana robisz mi zdjęcia w trakcie każdej ''zabawy''. Jasne?
Pokręciłam przecząco głową. Chwilę później kobieta odwróciła się, słychać można było tylko brzdęk metalu.
- Niegrzeczna dziewczynka... Hahahah... Niegrzeczna! - krzyknęła, odwróciła się gwałtownie i włożyła mi nóż prosto w kość miedniczą.
- A... a... - jęczałam przez płacz...
Dźwięk telefonu wybudził mnie, całą spoconą i zapłakaną ze złego snu.
- Tata Leona? O matko już późno...
Strony
▼
14 gru 2020
Od Serafiny cd. Leona
Leon?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz