14 wrz 2019

Od Michaeli C.D. Carneya

Przez resztę drogi byliśmy skazani tylko na miarowy odgłos silnika; z moich ust nie padły żadne słowa, z ust Carneya również. Milczeliśmy, zapewne rozmyślając nad własnymi sprawami. Po dłużących się w nieskończoność minutach nareszcie dotarliśmy do celu. Nachyliłam się nieznacznie w fotelu, z lekka zadzierając głowę, aby lepiej ujrzeć ogromny budynek. Mogłabym przysiąc, że piął się jeszcze kilometrami nad kłębowiskiem chmur.
Wyszedłszy z luksusowego samochodu, mężczyzna wyjaśnił, dlaczegóż to przesłuchanie nie odbędzie się w bardziej oficjalnym miejscu. Odparłam krótko, tym samym ucinając bezowocną konwersację. Chciałam jak najprędzej mieć to z głowy, nasycić się wyczerpującymi odpowiedziami, które dotyczyć miały mojego nieodpowiedzialnego brata, jego działań i kłopotów, przez które miała miejsce nic niewnosząca rozprawa sądowa. Następne sekundy przenikliwej ciszy minęły na dostaniu się do mieszkania prokuratora, gdzie zastałam nieoczekiwany widok. 
– Masz kota? – nie zdołałam opanować entuzjazmu w swoim głosie ani też chęci, aby zgarnąć sierściucha w ramiona. Miąucząc smętnie, znalazł się w moich dłoniach.
– Żona ma – lakoniczna odpowiedź zadźwięczała mi w uszach, następnie boleśnie przeszyła umysł. Tamta pamiętna, upojna noc była poniekąd aktem zdrady małżeńskiej, czemu ponadto się przysłużyłam.
– Kawy? – doniosły głos mężczyzny przywołał mnie do rzeczywistości. Przyjęłam propozycję bez wahania, po czym opadłam ciężko na kanapę, wyczekując istotnych pytań.
– A więc, panno Toretto, powiedz mi czy wiesz, czym zajmuje się twój brat? – otwierałam i zamykałam usta, nie mając bladego pojęcia, co mogłabym powiedzieć. Przeszukałam zasoby informacji o problemach Doma, ale nie natrafiłam chociażby na jeden punkt, wokół którego mogłabym się skupić.
Przyjemnie ciepła, ale i nieco szorstka dłoń ciemnowłosego ucięła dalszą część rozmowy. Bez słowa zaczęliśmy chłonąć i delektować się każdym pojedynczym dotknięciem czy też oddechem. Gdy znalazłam się pod rozpalonym, nagim ciałem starszego, moje pragnienie stało się nie do zniesienia, potęgowało się w zawrotnym tempie. Dotyk i głęboki głos ciemnowłosego rozbudzały wszystkie moje zmysły do granic możliwości, rozpalały wcześniej niespotykany żar. Wraz ze ścieżką wytyczaną przez mokre pocałunki wędrowały również i obezwładniające całe moje ciało dreszcze. Z każdym momentem pragnęłam coraz więcej i więcej, chciałam czuć na sobie rozpaloną skórę Carneya, jednakże ekscytujące i orgiastyczne igraszki przerwał dźwięk otwieranych drzwi od apartamentu. Odskoczyliśmy od siebie niczym rażeni prądem.
– Zbieraj się – jego głos był perfekcyjnie opanowany, jakby przed chwilą między nami zupełnie nic nie zaistniało. Z poczuciem winy wyminęłam szczebiocącą kobietę, której twarz w następnej sekundzie wykrzywił grymas żałości i rozpaczy.
Przez kilkanaście minut drogi atmosfera między prokuratorem a mną była gęsta do tego stopnia, że można byłoby zawiesić w niej siekierę. Uległo to zmianie dopiero wtedy, gdy mój brat zjawił się na horyzoncie, który niemalże siłą nakazał mi wygramolić się z samochodu. Przyciągnął mnie do siebie i ścisnął nieprzyjemnie mocno. Nerwowa wymiana zdań przez mężczyzn naprowadziła mnie na pewien trop, jednakże nim zdążyłam otworzyć usta w celu wtrącenia swoich trzech groszy, zabrakło mi tchu w piersi, ponieważ Dominic brutalnie odepchnął mnie, co skutkowało wylądowaniem na zimnym chodniku. Zdecydowanie bardziej uderzył mnie szok i niezrozumienie zaistniałej sytuacji aniżeli ból spowodowany spotkaniem z brukiem.
– Dom, co ty zrobiłeś? – wyszeptałam, kiedy oszalały z nerwów Carney odjechał. – Coś ty narobił? – wznowiłam pytanie, tym razem ciszej.
– Chciałem tylko, abyście w końcu byli ze mnie dumni – załkał, niemal krztusząc się łzami cieknącymi strugami po jego bladych policzkach.
– „Abyśmy”?
– Chodź do środka – jego wzrok skierował się ku kamienicy. Zdawało mi się, że od razu wychwycił moje mieszkanie, a dokładniej barwne żaluzje w kuchni.
Zdołałam tylko kiwnąć głową i przygotować się na gorzką i trudną do przełknięcia prawdę.


13 wrz 2019

Od Kena C.D Lucy

Zgadza się? Ona się zgadza?! O mój boże, tak! Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech, głównie z ulgi. Nim się spostrzegłem, to mocno obejmowałem Lucy, niemal ją dusząc.
- Tak! Dzięki, ratujesz mi życie! - wyrzuciłem, jeszcze mocniej ją obejmując.
- K-ken… D-dusisz… - usłyszałem jej szept. Od razu się opanowałem, puszczając ją.

Od Koyori C.D Brooke

 - Shane, serio musimy szukać inspiracji w parku?
Dobra, może nie było tak źle, Acony i Sherlock miło spędzali ze sobą czas. No dobra, może tylko Acony, która biegała za patykiem rzucanym przeze mnie. Owczarek siedział obok i wszystkiemu się przyglądał.
- Wiesz, że w parku mam najlepsze pomysły – odpowiedział mój współlokator. Siedział na ławce po turecku z dłońmi na kolanach i zamkniętymi oczami. Tak się skupiał. Nawet nie wiem, po co mnie też wyciągnął z domu.

12 wrz 2019

Od Candice C.D Izzy

Nie mogę się skupić na żadnej innej myśli, która nie dotyczy mojej przyjaciółki — ciągle wracam właśnie do niej, czując nękające mój umysł wyrzuty sumienia. Mogłam nie szperać w jej życiu. Ani prywatnych sprawach. Przecież jeśli chciałaby mi to powiedzieć, zrobiłaby to. Teraz nie wiem nawet gdzie jest, a co dopiero szukać odpowiedzi na to, dlaczego przychodzi do lekarza. Niebezpieczny gorąc wypełnia mnie od stóp do głów, trudno mi złapać powietrze i chodzę od kąta do kąta. Jest godzina dwudziesta druga. Za oknem niebo chłonie wszędobylska ciemność. Księżyc wisi nade mną wysoko i rozświetla pobliski park.
Nie ma jej. 
Ciągle jej nie ma. 

11 wrz 2019

Od Tylera C.D Althea

     - Kochanka - powtórzyłem, by po chwili prychnąć pod nosem. Zabawnie było patrzeć na niczego nieświadomą dziewczynę. - Audrey to... cóż, moja narzeczona - przyznałem, luzując sobie krawat pod szyją. Swoją drogą w tym lokalu było niesamowicie gorąco. Ciekawe czy kiedykolwiek ktoś pomyśli o zainwestowaniu w klimatyzację.

10 wrz 2019

Od Caina cd. Candice

Nigdy się nie przygotowywałem na żaden koncert, występ, zwyczajnie tego nie potrzebowałem. Znam swoją muzykę. Wiem, który klawisz nacisnąć, wiem co potrzeba, aby melodia zawładnęła człowiekiem dogłębnie. Moje powalone ciało i umysł miało w tym zdecydowanie przewagę nad innymi twórcami. Czy przejmuję się tym, że właśnie stwierdzam, iż jestem lepszy niż inni? Absolutnie nie. Mogą mieć mnie za zarozumiałego narcyza, ale prawda jest taka, że moja muzyka żyje. Tylko ja sam jestem w stanie agonalnym.
Nikt nie rusza się ze swoich miejsc, gdy słyszymy kroki po pustym korytarzu, tylko Harvey - no bo któż inny? - zrywa się z miejsca. Po cholerę mu szklanka z sokiem?
Gdy Nowa pojawia się w salonie, narasta we mnie irytacja. Nie dość, że jest przed czasem, to jeszcze zachowuje się, jakby chciała za wszelką cenę przypodobać się Savannah. Idealnie nadawałaby się na kolejnego garniaka, gdyby jednak potrafiła utrzymywać swoje emocje bardziej. Już wczoraj widziałem chęć mordu w jej oczach. Teraz gdy nie reaguję w żaden sposób na jej głos, znowu jest wkurzona. Skoro denerwuje ją moja ignorancja, to niech ją wszyscy święci mają w opiece.
- A ty jesteś gotowa na spędzenie miłego wieczoru ze mną? - poruszam brwiami - Będziemy się ze sobą świetnie bawić. Potrafię zadowolić kobiety - kątem oka obserwuję Harvey'a. Specjalnie chcę go wkurzyć.

Od Dustina C.D Brianne

Ten dzień w pracy był dość spokojny. O dziwo mało jakichkolwiek wyjazdów, a jeśli już były, były to wyjazdy raczej do spokojnych i bardziej przyjemnych rzeczy. Tego dnia akurat miałem dwadzieścia cztery godziny, więc wcale się nie martwiłem faktem, że jest mało wyjazdów. Plan był dość prosty. Poranek spędzić na kanapie, ugotować i zjeść pyszny obiadek, może rosół, przetrwać do piętnastej. Od piętnastej do dziewiętnastej już mogło się dziać, co chciało, a potem do domu.