Kiedy brązowa kaczka zanurzyła swój niewielki łebek w wodzie, do głowy przyszedł mi niby niemądry pomysł. Słońce przygrzewało niemiłosiernie, powodując zalanie niektórych falą potu (choć ja nie pociłam się wyjątkowo bardzo). Chwilę wahania przerwało zachęcające kwaknięcie kaczuszki, czyżby zauważyła? Skinęłam sama do siebie głową, spoglądając szybko na Mallory. Ściągnęłam koszulkę, zdjęłam buty, torebka skończyła na trawie, wśród niebieskich kwiatków. Pierw zamoczyłam nogę, aby przejść do następnej fazy — całkowitego zanurzenia.
Strony
29 maj 2018
Od Kendall cd. Mallory
Kiedy brązowa kaczka zanurzyła swój niewielki łebek w wodzie, do głowy przyszedł mi niby niemądry pomysł. Słońce przygrzewało niemiłosiernie, powodując zalanie niektórych falą potu (choć ja nie pociłam się wyjątkowo bardzo). Chwilę wahania przerwało zachęcające kwaknięcie kaczuszki, czyżby zauważyła? Skinęłam sama do siebie głową, spoglądając szybko na Mallory. Ściągnęłam koszulkę, zdjęłam buty, torebka skończyła na trawie, wśród niebieskich kwiatków. Pierw zamoczyłam nogę, aby przejść do następnej fazy — całkowitego zanurzenia.
28 maj 2018
Bridget Janet Hemmings
25 maj 2018
Od Christiana
- Teraz prosisz?! - zapytałem z szatańskim uśmiechem.
Bawiło mnie to, że był taki bezradny, taki słaby. Powoli pod chodziłem do niego, a on resztkami sił próbował się ode mnie oddalić, gdy poczuł za plecami ścianę, jakby zamarł. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, wyglądałem jak szaleniec, który przed chwilą uciekł z psychiatryku. Sięgnąłem prawą dłonią do pasa, gdzie był pokrowiec. Wyciągnęłam z niego nóż.
- Błagam, nie rób tego! - jego głos rozniósł się po całym pomieszczeniu, a także znalazł się w mojej głowie.
- Nie jęcz ku*wa - wrzasnęłam, a on jak na komendę ucichł. Kucnąłem przy nim i przystawiłem mu nóż do gardła. Usłyszałem, jak głośno przełyka ślinę. - Trzeba było myśleć o tym wcześniej - powiedziałem spokojnie.
- Błagam, nie rób tego - powiedział niemal spokojnie - Ja.. ja oddam wszystkie długi, obiecuje - zaczął skamleć jak pies.
- Każdy tak mówi, jak przykładam mu nóż do gardła - zaśmiałem się, ale w sekundzie spoważniałem - Tylko po ten oddają całą sumę, albo po prostu uciekają z kraju, myśląc, że ich nie znajdę - zacząłem się bawić nożem, przy jego szyi.
- Ja oddam całą sumę, obiecuje - wciąż skamlał jak pies.
- Denerwujesz mnie tym - powiedziałem już zdenerwowany. Tak jakby co sekundę zmieniał się mój nastrój.
Przyłożyłem mu nóż do gardła, on zaczął płakać, krzyczeć, błagać. Przycisnąłem nóż do jego gardła i nagle zamarłem. Rozejrzałem się, do około opuściłem nóż na podłogę. Wstałem na równe nogi. Zachowywałem się tak, jakbym nie wiedział, gdzie jestem.
- Co ja robię? - zapytałem szeptem sam siebie. - To przecież nie ja - chciałem spojrzeć na człowieka, któremu miałem przed chwilą podciąć gardło, lecz go tam nie było. - To tylko gra - szepnąłem do siebie.
Nagle stanęła postać przede mną, to byłem ja, lecz nie do końca.
- Christian, co się stało? - zapytał przyjemnym głosem, jakby przed chwilą nic się nie stało. Nic nie odpowiedziałem. - Powoli słabniesz - zaczął - Niedługo już całkiem zawładnę twoim ciałem.
- Nie - zacisnąłem swoją pięść. - Nigdy tego nie zrobisz - krzyknąłem - Ty jesteś tylko fikcją, wymyśloną na potrzebę mojej gry! - przerwałem i spojrzałem mu głęboko w oczy - TO TYLKO GRA - krzyknąłem
***
Natychmiast podniosłem się z łóżka i rozejrzałem się dookoła. To był tylko sen.. Mój oddech był szybki i nie równomierny, serce biło jak oszalałe. Opadłem głową na poduszkę.
- To tylko gra - szepnąłem do siebie. - "Od pewnego czasu zacząłem zachowywać się jak moja fikcyjna osobowość, chyba się w niego zmieniam... " - pomyślałem sobie.
Nagle usłyszałem wibracje mojego telefonu, który leżał na szafce nocnej. Wziąłem go do rąk i od razu odebrałem.
- Halo? - zapytałem do telefonu - Tak jasne będę wcześniej - rozlączyłem się.
Dzisiaj musiałem się pojawić w pracy wcześniej niż zwykle. Wstałem leniwie z łóżka i się przeciągnąłem. Od razu zmierzyłem do swojej łazienki. W pomieszczeniu oparłem się o umywalkę i spojrzałem w lustro.
- Jak ty wyglądasz - powiedziałem sam do siebie i pokręciłem głową z niedowierzaniem.
Zdjąłem bokserki i wszedłem pod kabinę prysznicową. Odkręciłem korki z zimną wodą, która szybko spotkała się z moim ciałem. Zimne krople wędrowały po moim ciele, powoli mnie rozbudzając. Po umyciu się wyszedłem z kabiny i od razu sięgnąłem po ręcznik, aby się wytrzeć. Wróciłem do sypialni i wyciągnąłem z szafy czarne spodnie i białą koszulkę. Gdy się ubrałem, zszedłem na dół, miałem przejść do kuchni, ale nagle usłyszałem rozlegający się odgłos dzwonienia do drzwi. Westchnąłem ciężko pod nosem i poszedłem je otworzyć.
- Dzień dobry - powiedziała osoba, trzymającą listy w prawej dłoni. Ach tak jak zawsze listonosz przychodził do mnie o tej porze.
- Dzień dobry - odpowiedziałem mu z niemrawym uśmiechem.
- Dzisiaj dla pana mam aż trzy listy - powiedział dumnie.
- Dziękuję - sięgnąłem po nie i zamknąłem mu drzwi przed nosem.
Ach biedny listonosz tak zawsze się stara, by być dla mnie miłym, a ja to olewam. Skąd on bierze na to chęć i siłę?
Trzymając listy w dłoni, od razu zauważyłem, że jeden jest od mamy. Od razu go Otworzyłem. Jednak żadnej niespodzianki tam nie znalazłem, to było to samo zaproszenie na rodzinny obiad jak co miesiąc. Reszta listów to były zwykłe rachunki. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie pyszne jedzenie. Po śniadaniu ułożyłem tylko włosy, włożyłem dokumenty i telefon do kieszeni. Wziąłem kluczyki w dłoń i wyszedłem z domu, zamykając drzwi na klucz. Wsiadłem do auta i ruszyłem do miasta. Do miasta dotarłem w miarę szybko. Do klubu przyjechałem idealnie na piętnastą.
- No w końcu jesteś - powiedział z lekkim zdenerwowaniem mój szef.
- Przecież się nie spóźniłem - wzruszyłem ramionami jak gdyby nic.
- Dobra, nie czas na dyskusje - powiedział nieco ostrzej - Do roboty o Dziewiętnastej otwieramy - powiedział.
Ja kiwnąłem jedynie i głowa i zabrałem się do roboty. Zacząłem układać stoły, krzesła, gadałem z zespołami i przygotowałem zaopatrzenie na dzisiejszą imprezę. W końcu wybiła Dziewiętnasta. Na początku prawie nikogo nie było, ale z czasem przychodziło co raz więcej ludzi. Ruch przy barze był coraz większy, ale nie byłbym sobą, gdybym do żadnej dziewczyny dzisiejszego wieczoru nie zagadał.
- Co dla pani? - zapytałem z uśmiechem, patrząc dziewczynie prosto w oczy.
- A co mi zaproponujesz? - zapytała, odwzajemniając mój uśmiech.
- No wiesz - zacząłem i oparłem się o blat baru - Robię niezłe szoty - powiedziałem
- Dobra, niech będzie sztos - powiedziała.
- Ej! Długo będziesz z nią gadał, czy się zajmiesz innymi klijentami - odezwał się jakiś facet.
- Przepraszam na chwilę- powiedziałem, podszedłem do tego gościa - Jakiś problem? - zapytałem, patrząc mu prosto w oczy - Jak chcesz, możemy pogadać ale przed klubem - uśmiechnalem się szeroko.
- Nie chce kłopotów - powiedział i odsunął się od baru.
Zacząłem przygotowywać szoty dla dziewczyny i innych klientów.
Dziewczyno?
Christian Alexander Marrero Santos
Motto: "Pamiętaj, to tylko gra." „Jeśli ktoś się dowie, na czym najbardziej ci zależy, może to wykorzystać przeciwko tobie.”
Imię: Podaje się za niejakiego Juliana, choć tak naprawdę ma na imię Christian Alexander. Ma również ma parę przezwisk, którymi bez problemu można go nazywać: Juli, Chris, Alex.
Nazwisko: Do fałszywego imienia dodaje nazwisko Marrero, ale naprawdę na nazwisko ma Marrero Santos.
Wiek: Christian, który podaje się za Juliana, ma już dwadzieścia dwie wiosny za sobą, z wiekiem nigdy nie oszukuje.
Płeć: Widać, że to mężczyzna z krwi i kości.
Miejsce zamieszkania: Christian mieszka niedaleko miasta Avenley River. Chociaż jest towarzyski, to uważa, że najlepiej mu się śpi w "odgłosach natury". Dom Chrisa stoi w lesie, można się tam dostać główną autostradą do miasta, przed nim około 10 kilometrów jest ścieżka prowadząca w las. Jadąc nią, po niedługim czasie można zobaczyć "willę" z drewna. Z zewnątrz niepozorny domek, wewnątrz pełen luksu. Dom ma dwa piętra oraz ogród z tyłu domu, z basenem.
Orientacja: Christiana Alexandra Marrero Santosa nigdy, ale to przenigdy nie ciągnęło do chłopców. Nawet kiedy w grze "butelka" dostał od kogoś zadanie, aby pocałować chłopaka, ten ktoś mógł dostać w nos. Chris zawsze miał, ma i raczej będzie miał słabość tylko do kobiet, zwłaszcza do tych z długimi nogami i niezłym tyłeczkiem. Mimo że jest heteroseksualny, to akceptuje homoseksualność, ale tylko u kobiet, raczej wiadomo z jakiego powodu.
Praca: Głównie pracuje jako barman, ale jako barman, nigdy by się nie dorobił willi i swoich zabawek. Więc w jaki sposób dorabia? Otóż... Chris bierze udział w nielegalnych wyścigach samochodowych, a także motocyklowych. Zbija na tym niezłą kasę. Każdy kto go zna, ma do niego szacunek, dorobił się swojego własnego gangu, gdzie jest szefem. Spokojnie, nie atakują nikogo... (chyba, że im staniesz na drodze).
Charakter: Jak już można zauważyć, Christian to dość tajemnicza osoba. Ma dwie osobowości, jedna jest prawdziwa (Christian), a druga fikcyjna (Julian), stworzona tylko na potrzebę swojej "gry". Opowiedzmy na początku o tej fikcyjnej.
* Julian - jest to specyficzna postać, która ma osobliwy charakter. Można by było powiedzieć, że chłopak jest typem egoisty, nic ani nikt go nie interesuje, najczęściej kieruje się własnym interesem, myśli o tym, aby wyjść najlepiej w każdej sytuacji. Wykazuje się dużą cierpliwością do ludzi, nie raz innych zjadają nerwy, a on spokojnie czeka. Często z pozoru można było stwierdzić, że jest po prostu głupi. Nic bardziej mylnego! On może jedynie to udawać. Julian wykazuje się inteligencją i dużym sprytem. Często w czasie walki bokserskiej najpierw obserwuje ruchy przeciwnika, tak, aby odkryć jego strategię, a gdy ją już odkryje, atakuje. Przy kontaktach z kobietami można od razu zauważyć, że jest flirciarzem i to całkiem niezłym. Niestety często w kontaktach z płcią piękną zachowuje się bezczelnie, nie jedna chciała go uderzyć w twarz, lecz on był na tyle cwany, aby uniknąć liścia w twarz. Ludzie często mówią, że jest arogancki i chamski, ale to mylne pojęcia jego szczerości. Zawsze powie prawdę, nawet gdyby ta prawda mogłaby zabić. Szarość stawia na pierwszym miejscu. Jego przyjaciele zawsze mogą na niego liczyć. Jest wobec nich lojalny. Ostatnią jego cechą jest odwaga. Rzadko kiedy się boi, uwielbia ryzyko. Mówi: "Strach zawsze można pokonać".
Teraz przedstawimy tę prawdziwą osobowość Christiana, którą rzadko kiedy wyłania na światło dzienne.
* Christian - o jego osobowości nie wiadomo zbyt dużo. Tak jak wcześniej było mówione, rzadko pokazuje ją światu. Chłopak był grzeczny, miły i uprzejmy, nigdy nie odmówił pomocy innym. Dla swojej siostry, mamy i dziewczyny był troskliwy i opiekuńczy. Od czasu wybuchu jego agresji cztery lata temu, zamknął się w sobie. Stworzył swoją nową osobowość i nazwał siebie Julian.
Hobby: Julian głównie interesuje się motoryzacją, to jest jego konik. Uwielbia szybkie, naprawdę szybkie auta i motocykle, co jakiś czas kupuje nowe maszyny, a sprzedaje stare. Na drugim miejscu jest muzyka, kiedy tylko może słucha jej, a nawet sam śpiewa. Ma niesamowity głos, z łatwością by mógł zostać piosenkarzem, wiąże z tym swoje plany, ale jak to powiedział, "świat nie jest gotowy na powstanie takiej gwiazdy jak on, a on nie jest gotowy dla świata". Jednak gdy będzie gotowy, będzie się o to starał. O dziwo zainteresowanie kobietami u Chrisa jest na trzecim miejscu, żadna piękność nie przejdzie obok niego bez zaczepki. Kolejnym jego zainteresowaniem jest boks. Przede wszystkim, dlatego że może wyładować się na worku treningowym, albo po prostu w walce. Bardzo mu to pomaga z agresją, którą ma czasem aż zanadto. Kiedyś przez swoją agresję, zranił bliską jemu osobę, ona mu wybaczyła, a on sam sobie nigdy, od tamtej pory próbuje panować nad gniewem. Wracając do jego młodości, przez 3 lata chodził na kursy tańca. i to różnego, ponieważ jego matka wiązała z nim nadzieję, że tak jak ona zostanie tancerzem. Plan jednak się nie udał, chociaż Chris lubi tańczyć, sprawia mu to przyjemność i faktycznie mu to wychodzi, to nie chciał zostać tancerzem.
Aparycja|
- wzrost: Christian mierzy około metr dziewięćdziesiąt, choć bycie wysokim ma dużo atutów, on zawsze chciał mieć metr osiemdziesiąt pięć.
- waga: Chłopak ma szybką przemianę materii i dlatego ciężko mu przytyć, ale dzięki specjalnej diecie waży już około siedemdziesiąt osiem kilogramów.
- opis wyglądu: Ma ciemne włosy, które zawsze są ułożone, nikt nigdy nie zobaczył ich poczochranych. Jego spojrzenie można określić jako niesamowite, oczy ma koloru ciemnej czekolady, otoczone gęstymi rzęsami. Gdy patrzy się mu w oczy, można w nich odnaleźć spokój, bezpieczeństwo, po prostu można się w nich zatracić. Jego dużym atutem są widoczne kości policzkowe, które ozdabiają jego słodką buźkę. Ciało Christiana kiedyś było marne, szczupłe. Teraz dzięki treningom, siłowni oraz diecie, jego ciało zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Jego ciało zrobiło się bardziej muskularne, umięśnione i wysportowane, a klatka piersiowa wygląda, jakby sam Michał Anioł ją rzeźbił, dodatkowo ozdabiają jego ciało wystające obojczyki. Jego skóra zawsze jest równomiernie opalona.
- pozostałe informacje: Lewą brew ma "niecałą" przez zszywany łuk brwiowy, w jednym miejscu w ogóle nie ma włosów brwiowych.
- głos: -
Historia: Dawno, dawno temu spotkało się dwoje młodych ludzi w mieście Avenley River. Mężczyzna miał na imię Ralph, a kobieta Analise. Byli bardzo szczęśliwą parą, zawsze się dogadywali. Po trzech latach bycia razem postanowili, że się pobiorą i w ciągu trzech miesięcy to zrobili. Ona była najpiękniejszą panną młodą, on najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dorobili się dużego majątku, niektórym było to nie na rękę, że im się tak powodzi w życiu. Analise pracowała w bardzo dużej firmie na wysokim stanowisku. Pewnego dnia pojawił się tam młody, przystojny mężczyzna, który bez trudu ją rozkochał w sobie. Ralph oczywiście się dowiedział o zdradzie żony, żądał rozwodu i prawie zabił jej kochanka, lecz jednak w końcu się pogodzili. Niestety po miesiącu okazało się, że Analise jest w ciąży z byłym kochankiem. Ralph mówił "to nic, będę traktował jak swojego". Ale wciąż gdzieś tam miał gniew i żal do niej. I tak oto po parunastu miesiącach narodził się chłopiec o czekoladowych pięknych oczach. To Ana nadała mu imię Christian Alexander. Po kolejnych czterech latach przyszło na świat drugie ich dziecko, malutka Rosalie. Mały Chris zawsze był przy siostrze, nawet zasypiał przy niej. Żyło im się bardzo dobrze... Niestety, gdy Chris skończył pięć lat, wtedy jego ojciec pierwszy raz się na niego zdenerwował i powiedział, że nie jest jego synem. Myślicie sobie, że dziecko mające pięć lat nie rozumie jeszcze takich słów... ale Chris zawsze był pojętny i rozumiał, co się do niego mówi. Wtedy więź między nim a ojcem coś rozerwało. W kolejnych latach czekoladowooki zaczął chodzić do szkoły, uczył się języków, tańca, był w tym naprawdę niezły, tak naprawdę chciał zaimponować ojcu, który od niego dużo wymagał, lecz on przy każdej następnej kłótni słyszał: "Nie jesteś moim synem i nigdy nie będziesz". Analise zawsze go pocieszała, chociaż nie zawsze się udawało, to ona była dla niego największym wsparciem w tych sytuacjach. Gdy Chris osiągnął piętnaście lat miał już swoją pierwszą dziewczynę. Jednak i tu nic więcej o niej nie znajdziecie, o tej sytuacji powie jedynie on sam. Trzy lata później wyprowadził się z domu i zaczął żyć na własny rachunek. Zerwał kontakt tylko z ojcem, ale i tak go widzi co miesiąc na rodzinnym obiedzie.... Znalazł pracę w najpopularniejszym klubie jako barman, mały zarobek skłonił go do nielegalnych wyścigów, w końcu zaczęło mu się to podobać i wyścigi stały się jego prawdziwym życiem.
Rodzina: * ojciec Ralph - Wysoki mężczyzna mierzący około metr osiemdziesiąt, ciemne bujne włosy i zarost na twarzy. Zawsze ma przeszywające spojrzenie. Dla syna zawsze był surowy, może dlatego, że nie był jego synem? Jego matka zdradziła Ralpha z innym mężczyzną, wybaczył jej to, ale nigdy nie zaakceptował Chrisa. Mają ze sobą dość chłodne kontakty. Odzywają się tylko wtedy, gdy Julian przyjeżdża na rodzinny obiad, który jest raz w miesiącu. Nawet wtedy czuć między nimi chłód. Charakter Ralpha jest trudny. Przede wszystkim jest surowy i dużo wymaga od siebie i od innych. Nie jest zbytnio uczuciowy od tego czasu, gdy zdradziła go żona Analise.
* matka Analise - Niska blond kobieta o niebieskich oczach. Z Chrisem ma bardzo dobre kontakty, to jej zawsze ufał i mówił o wszystkim. Analise wie o ciemnych stronach swojego syna, chociaż tego nie pochwala, to szanuje, to co robi i wspiera go w tym. Zawsze przed każdym wyścigiem dzwoni do niej, na wszelki wypadek, gdyby to był jego ostatni wyścig. W przeciwieństwie do jej męża, Ana jest miła i ciepłą osobą, która zawsze wesprze i pocieszy.
* siostra Rosalie - Mimo, że właśnie skończyła osiemnaście lat, zawsze była dla niego małą siostrzyczka. W stosunku do niej jest bardzo opiekuńczy. Zawsze może na niego liczyć, kiedy ma problemy. Jego siostra jest szczuplutka, ma blond włosy, po mamie i jej niebieskie oczy. Ojciec zawsze traktował ją lepiej niż jego, ale nigdy jej nie miał tego za złe, ponieważ to ona była jego prawdziwym dzieckiem. Jego relacje są mocne i tego nic nie zmieni.
Partner: Ostatnią prawdziwą dziewczynę miał cztery lata temu. Ich związek trwał trzy lata, rozstali się przez pewny incydent. A teraz nie wierzy w związki i każda u niego jest na "jedną noc". I to mu pasuje.
Potomstwo: Santos o dziwo lubi dzieci, lubi się nimi zajmować, jest w stosunku nich opiekuńczy i bardzo odpowiedzialny, z pewnością zostawione z nim dziecko będzie bezpieczne. Jednak o swoich nie myśli w ogóle, a nawet w przybliżonym czasie nie chce ich mieć. Co by się stało ze światem, gdyby narodził się kolejny Chris, ludzkość by tego nie przetrwała.
Ciekawostki:
- Jest całkowicie zdrowy. Nie ma żadnej alergii, a choruje raz na ruski rok.
- Przez długie przebywanie w Hiszpanii oraz we Włoszech, umie biegle mówić w tych językach. Przy okazji, ze szkoły umie mówić po francusku, jeśli chcesz, chętnie cię nauczy.
- On nie jest święty, ma nałogi, którym nie umie się oprzeć. Uwielbia palić papierosy, ale bardziej od papierosów woli marihuanę, którą wielbi nad życie. Dzięki niej może "dotknąć nieba". A co z alkoholem? Pije tylko wtedy kiedy jest w towarzystwie, sam rzadko.
- Ta ciekawostka jest skierowana tylko do kobiet. Uważajcie na niego, to niezły flirciarz i zboczeniec, lubi złapać za to i tamto.
- Ma paru przyjaciół, którym bez granicy ufa i może na nich polegać, czyli: Nathan, ciemnowłosy chłopak, który jest starszy od Chrisa rok, poznali się na wyścigach. Dylan, szatyn z niebieskimi oczami, znają się od dziecka i to z nim najczęściej wychodzi na imprezy. Andy, blondyn, który jest najmłodszy z grupy, ma ledwo skończone osiemnaście lat.
- Skradnij jego serce, robiąc mu jego ulubione danie, czyli naleśniki z czekoladą i bananami.
- Od pewnego czasu myśli o tym, aby iść w stronę śpiewania lub całkiem w stronę boksu. Jednak całkiem nie umie się na to zdecydować.
- Ma swój tak jakby gang, w którym jest szefem. Członkami gangu są jego najlepsi przyjaciele.
- Umie bardzo dobrze gotować, jeśli zaprosi cię do siebie na obiad, możesz być spokojny, że byle czego nie zjesz.
- Może to was zdziwi, ale miał dziewczynę, tak naprawdę miał i był z nią bardzo szczęśliwy. Był z nią aż trzy lata, planowali razem swoją dalszą przyszłość. Każde szczęście, kiedyś się kończy, tak też było z tą historią. Po pewnym incydencie zerwali ze sobą, a Chris nigdy nie wspomina tego, co się wtedy stało.
- Jako iż pracuje jako barman, wykorzystuje każdą szansę, aby poderwać płeć piękną.
- Jeśli on zaczyna ci mówić pewne obietnice związane ze związkiem, nie licz na to, że je spełni.
- Chris nie pije zwykłego piwa, o nie. On preferuje Jack Danielsa, szoty, wina i inne mocne alkohole.
- Brunet nie przegrał jeszcze w żadnym wyścigu i jest z tego dumny.
- Pochodzi z dość bogatej rodziny.
- Zawsze idzie przez życie swoim dwoma mottami, które jedno brzmi "pamiętaj, to tylko gra". On sam stworzył swoją drugą postać i po prostu w większości gra, nie do końca wiadomo dlaczego, a drugie "Jeśli ktoś się dowie, na czym najbardziej ci zależy, może to wykorzystać przeciwko tobie.” Nigdy nie okazuje przy kimś, że zależy mu na kimś lub na czymś.
Zwierzęta: Zawsze chciał mieć zwierzaka, ale nie miałby na niego czasu, aczkolwiek ostatnio zaczyna myśleć o adopcji dobermana.
Pojazd: Jak narazie posiada tylko dwie ulubione maszyny, resztę posprzedawał. Zostawił sobie piękny czarny samochód marki "Ford Mustang"z VI generacji.
Mimo iż auto to nie jest najszybsze, dzięki Christianowi samochód w ciągu czterdziestu sekund może osiągnąć czterysta kilometrów na godzinę. Brunet jest z niego bardzo dumny, a także z siebie, że z takiego auta zrobił prawdziwą bestię. Drugą jego maszyną jest czarno-zielony motocykl marki "Kawasaki ninja h2r". To prawdziwa bestia w świecie motocykli. W dwadzieścia sześć sekund osiąga pełna prędkość czyli czterysta kilometrów na godzinę. Jeśli jadąc przez miasto zobaczysz, że coś ci mignęło przed autem to masz pewność, że to Chris na swojej bestii.
PD: 130
Kontakt: Zurek
Od Mallory cd. Kendall
Przeskoczyłam przez płot z szybkością, której nie powstydziłaby się żadna olimpijka (w końcu to ja), ale niefortunnie zahaczyłam połą kurtki o ostry drut i rozerwałam ją prawie w całości. Cholera jasna, to nowa, droga skóra, na którą musiałam trochę sobie zapracować, by móc pójść po nią do sklepu jak człowiek i rzucić kasjerce w twarz banknoty. Wolałabym rozpieprzyć własną rękę o ten drut, niż narażać czarny ciuch na zniszczenie, ale teraz nie miałam czasu, by nawet o tym myśleć. Pobiegłam dalej, klnąc w duchu i wyciągając z siebie niemal niemożliwe tempo, byleby mieć pewność, że mnie nie złapią.
A wszystko przez tego chorego psychicznie idiotę, Martineza, któremu nie ufałam ani nie wierzyłam w jego czyste intencje od samego początku. Ale oczywiście, drugi idiota, Frank, wkopał zarówno mnie i siebie w niezłe gówno, powierzając Froyowi szczegóły dotyczące naszego planu, bez mojej wiedzy o tym. Zdążył już tego pożałować, obecnie leżał gdzieś tam w kałuży własnej krwi w starym magazynie, a ja uciekałam przez Martinezem i jego bandą. Tu liczył się czas i moja szybkość, która dawała mi przewagę nad nimi. Wiedziałam, w jaki sposób uciec im na dobre, miałam opracowaną trasę na wszelki wypadek, ot taki plan c, no błagam, jestem Mallory Moore, czy ktoś kiedykolwiek byłby w stanie zwątpić w to, że wygram? To, że sprawy się pokomplikowały, nie jest jeszcze tak złe, odrobina zabawy nikomu nigdy nie zaszkodziła (może Frankowi), dlatego pozwoliłam sobie na drwiący śmiech, przeciskając się przez dziurę w płocie. Sayonara, frajerzy! Mallory's out.
Nie zmieniło to faktu, że uważałam na każdy swój ruch i nadstawiałam uszu, będąc gotowa na atak w każdej chwili. Za paskiem zatknięty miałam pistolet, którego jeszcze nie zdążyłam dziś użyć, mimo że mogłam. W magazynku znajdowało się kilka nabojów gotowych do wystrzału. Nie miałam ochoty ściągać na siebie uwagi służb miejskich, robiąc na środku drogi strzelaninę z bandą Martineza, ale na to mogło się zanosić, jeśli mnie znajdą.
Nie to, że mnie znajdą, bo nie znajdą.
Ale chciałabym sobie postrzelać.
Znajdowałam się coraz bliżej centrum miasta, co oznaczało, że pozornie tu powinno być bezpieczniej. Pozornie. Ja już ich znam, nie narażą się na odkrycie przez niepożądane osoby, ale trzeba mieć jakiś as w rękawie, na wypadek, gdyby coś im odbiło. Zawsze przewiduję każdą możliwą opcję, żeby nie dać się zaskoczyć.
Przemknęłam między kontenerami na śmieci, licząc na to, że nie będę musiała do nich wskakiwać by się ratować. Wolałabym kolejne postrzelenie niż zagrzebywanie się w śmieciach. Już raz to zrobiłam i nigdy, nigdy nie popełnię tego błędu ponownie. Czyszczenie moich cudownych włosów było długim i nieprzyjemnym zajęciem, ale za nic bym ich sobie nie ścięła, więc musiałam przez to przejść.
Gdy przebiegałam obok płotu, chwaląc się w duchu za swoją zarąbistą kondycję i szczycąc nią sama przed sobą, mój wzrok spoczął na wejściu do ciemnego zaułka, znajdującego się parę metrów przede mną. Skierowałam swoje kroki w tamtym kierunku. Będąc już za ścianą, przystanęłam i zaczęłam głęboko oddychać, regenerując siły. Tu już byłam bezpieczna. Pozbyłam się bandy idiotów i zarazem odbyłam niezły jogging. Same plusy sytuacji.
19 maj 2018
Od Alexaviera (do Mallory)
17 maj 2018
Od Kendall cd. Alexaviera
Tak, kochanie, szczerz się dalej, przy czym udawaj zainteresowanego mną pedała. Nie, nie jestem homofobem, nic z tych rzeczy.
— Nie — odparłam rozpromieniona. — Nie jestem idiotką ślepo zapatrzoną w takiego jak ty. Sukinsyn, nie dość, że pije i ćpa, do tego kradnie i pieprzy facetów na boku. Gratulacje, masz niezłe zajęcia na wieczory, takie jak te.
Bezcenna mina goszcząca na jego twarzy, godna zapamiętania. Nie wątpię w to, że niejedna już go tak spławiła, lecz on nadal głupi wierzył, że ochla ofiarę i okradnie, by przy następnym (najpewniej przypadkowym spotkaniu) udawać nieznajomego, taktyka była jasna. Nie zdążyłam go poznać, a mimo alkoholu bez problemu rozpoznałam plan działania, wzrok mówił zbyt wiele. Temu Pascalowi współczuję, biedak ma zbyt długi język, lecz z drugiej strony nie należał do najgorszych. Ale hej, co ma piernik do wiatraka? Nic.
Wracałam do bloku pod osłoną nocy, idąc coraz szybciej i szybciej, przy czym żywiłam nadzieją, że żaden zaciekawiony mężczyzna nie podąża za mną, aby później złapać mnie w pasie i zaciągnąć w ślepą ulicę. Nie ukrywam, bałam się przeokropnie. To zawsze było we mnie, strach, przed jeżdżącymi nocą samochodami, a w nich samotnych mężczyzn lub tych w grupie, kiedy zwolnił, puls podskoczył kilkukrotnie, nie dając zachować spokoju. Życie niejednokrotnie zmuszało mnie do wracania o tej porze, nie lubiłam tego. Tak było i teraz, światło małego poloneza oświetliło szarą ulicę, przy okazji oślepiając wszystkich wokoło. Tylko nikogo nie było, tak mi się wydawało od samego początku. Na pewno?
Otworzyłam lekko drzwi budynku, nosząc się z zamiarem wsunięcia przez szparę do środka.
Poczułam uścisk męskich dłoni na biodrach.
Powtarzałam sobie, żeby nie wracać późno.
Wróciłam.
Tak to się kończy, cholera jasna.
Wystraszona próbowałam wyrwać się z obcych rąk, szarpiąc na wszystkie strony. To było odruchowe, to przyszło mi do głowy jako pierwsze. Nie pomyślałam, że równie dobrze mogę podnieść nogę i uderzyć w jego kroczę szpilkiem, to było drugie. Wyrwywanie się nie zadziałało, na nic. Trzymał mocno. Wzięłam zamach nogą, podniosłam ją mocno do góry, oddając cios. Nie skończyłam na tym, mężczyzna jęknął, puszczając mnie jedną ręką. Złapałam za lewą, która trzymała mnie nadal, po czym wykręciłam mocno. Wylądowała na plecach. Zamruczałam coś pod nosem, równocześnie uderzając niedoszłego gwałciciela w głowę.
— Nie tak prędko. — Uniosłam triumfalnie głowę, kopiąc go po kostkach.
Ciekawe, czy i jego kostki są tak delikatne, jak większości. Och, tak, są, niespodzianka. Wyjęłam telefon, wybierając numer policyjny. Złożyłam dokładne zeznanie, podałam z dokładnością adres i z radością oczekiwałam na przyjazd glin. Pomyślałam, że dobrym pomysłem jest wyjęcie dokumentów z jego kieszeni, wystają, to widać. Przygwoździłam łysego do betonu, wysunęłam jego czarny portfel, na końcu zajrzałam do środka.
Benneth Thomilson. Lat 47.
Zachciało mu się zaczynać z laskami. Nie przewidział, że nie wszystkie są bezbronne i płaczliwe. Zresztą, znam osobę, która rozłożyla samowolnie nogi, nie wyrywała się, a w dodatku bez zastanowienia oznajmiła, że ma HIV i okres. Każda taktyka jest dobra, o ile skuteczna.
Dziesięć minut później zajechał niebieski wóz z syrenami, z niego wyszła dwójka mężczyzn w mundurach. Standardowo - wysłuchali mnie, zabrali faceta i odjechali, życząc miłej nocy.
Nie byłaby miła, gdyby udało mu się.
W ogóle nie mogła być miła.
Zatrzasnęłam się w łazience, ignorując żałosne pomiaukiwanie osamotnionego Nela. Niech rozmawia ze sobą. Rozebrałam się, następnie wskakując pod prysznic. Godzina spędzona w łazience, jeden z moich rekordów. O pierwszej wróciłam do sypialni. Zagarnęłam kota do siebie. Zasnęłam.
Alexavier?
Piszę to w autobusie, ok? Potem ogarnę błędy i poprawię, jak będę miała czas.
Od Alexaviera cd. Kendall
Od Kendall
Oprowadzanie tej dziewczyny nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, a w dodatku sama nie znam budynku na tyle, aby opowiadać o nim niczym profesjonalny przewodnik, a za takiego najwyraźniej uważa mnie Fredrick. Mógł sam się za to zabrać, nie byłoby nieścisłości. Uśmiechnęłam się lekko, nie chciałam, żeby nowa była tak zestresowana, jaka jest aktualnie. Westchnięciem podsumowała cały mój monolog na temat wchodzenia do gabinetu szefa bez pukania, kolejna rzecz na liście pod tytułem "Czego nienawidzi Fredrick Albert Clliford".
— Kochanie, jeśli masz zamiar zbywać mnie zwykłym wzdychaniem urażonej księżniczki, odpuśćmy sobie tę nędzną pogadankę i poproś Alyssę o opowiedzenie ci wszystkiego. Od A do Z, hm? — Wyraźnie zdenerwowana zwróciłam jej uwagę.
Bezczelna.
Cisza.
A w dodatku niemowa.
— Może porozmawiamy o pogodzie? — zaproponowałam ironicznie. — Alyss. — odwróciłam się do zajętej piłowaniem paznokci dziewczyny. — Weź ją, proszę. Nie mam siły, ani tym bardziej ochoty na dalszą rozmowę.
Zamruczała.
— Alysso, weź ją.
Tym razem wstała, zagarniając ramieniem blondynkę. Odetchnęłam z ulgą. Gdyby nie to, że szlachetny Fred zostawił ją pod moją opieką, wybywając ze studia, wyszłabym z pracy pół godziny temu. Teraz to było możliwe, dlaczego nie skorzystać?
Osiemnasta. Sześć godzin do północy.
Zaśmiałam się pod nosem, kiedy do głowy przyszedł mi zadziwiający pomysł. Może to odpowiedni moment, aby zaszaleć, po raz pierwszy od... długiego czasu? Opcja ta wydawała się korzystna, nie mogłam się oprzeć.
Potrzebowałam kilku dłuższych chwil, aby trafić kluczem w zamek, a następnie otworzyć go. Rzuciłam torbę na kanapę, wyjmując pierw telefon. Skoczyłam do sąsiedniego pokoju, inaczej mówiąc mojej sypialni. Poszukiwania odpowiedniej sukienki w stercie t-shirtów, spodni i innych bzdet nie uśmiechało się do mnie, podobnie jak nie uśmiechała się do mnie dzisiaj poznana współpracownica.
Wpół do dwudziestej, w pełni przygotowana opuszczałam mieszkanie. Zapowiadała się ciekawa noc.
Muzyka, pamiętam, że była głośna, dudniąca w uszach muzyka. Zresztą, jak w każdym klubie.
— Do pełna! — Męski głos obok dotarł do moich uszu, właściciel był nawet przystojny.
— Poproszę również. — Zza niego wychylił się drugi facet.
Obserwowałam ich ruchy za każdym razem, jeden z nich sporadycznie zerknął w moją stronę, po czym szeptał na ucho drugiemu. Brzmiało to pewnie: "Tamta laska się gapi, idiotka". Prychnęłam pod nosem, prosząc rudego barmana o pierwszego drinka, słabego. Nie chciałam zaczynać ostro, nie piłam nic z procentami od dawna. Do moich rąk trafiła spora szklanka wypełniona po brzegi zielono-przeźroczystym płynem, wewnątrz topiła się limonka, na wierzchu pływały listki zamoczonej mięty, zaś dno zasypane było nierozpuszczonych cukrem. Wyglądało jak mohito, najpewniej mohitem było. Byłam pewna jednego, było nieziemsko dobre. Poprosiłam o kolejne, i kolejne, wpadając w wir, dopóki nie ruszyłam na zaludniony parkiet, ale wtedy to był mój najmniejszy problem. Wszyscy wokoło skakali i krzyczeli, bawiąc się świetnie. Mimo procentów obecnych w mojej krwi, nie czułam się najpewniej w towarzystwie nieznajomych mi osób. Ludzie byli w grupkach, to znajomi, to pary, to wszystko na raz (grupy przyjaciół, w tym para bądź dwie osoby w friendzone).
Chciałam przejść dalej, na nieszczęście weszłam na jakiegoś chłopaka.
— Odsuń się, idioto — mruknęłam niechętnie.
Niech odejdzie, muszę iść dalej.
— Odejdź w bok, gdziekolwiek. Idź do baru, przysięgam, że drinki są najlepsze.
Pewnie to wiedział. Wyglądał na stałego bywalca, ciekawe po czym to poznałam.
Od Kendall
Zdyszana przekroczyłam próg studia Clifforda.
— Raczyłaś się zjawić — skwitował krótko Fredrick, biorąc kolejnego gryza grubszej od niego samego kanapki. Spojrzał na zegarek. — Ósma... siedemnaście. Coś ty robiła tyle czasu? Nie jesteś w stanie pojąć prostej rzeczy, to jest, że nie toleruję spóźniania się, a zdjęcia tego ślubu same się nie zrobią.
Ślubu?
— Ślubu? — powtórzyłam na głos pytanie, które zadałam sobie pierw w głowie. — Jest...
— Piątek — dokończył za mnie. — Sesja w plenerze, twoje zadanie. Zaczynasz o dwunastej, park kilka ulic stąd. To ważne, nie możesz zawalić.
Skinęłam głową, na znak zgody i zarazem obietnicy. Skoro według Freda miałam się postarać, musiałam to zrobić. Konsekwentny i pełny ambicji nie dałby mi kolejnej szansy, gdyby nowożeńcy nie byli zadowoleni ze zdjęć, to do przewidzenia. Każdy jego ruch był do przewidzenia, po trupach do celu. Czy go lubiłam? Nie, nie lubiłam. To też było do przewidzenia. Clifford jest tego świadomy, ale mimo wszystko nie myślałam o innej pracy. Gdyby nie on, lubiłabym to studio, wnętrze ma swój klimat, ładnie urządzone, sprzęt profesjonalny, nigdy nie narzekaliśmy na brak zleceń bądź pracy. Czułam się dobrze.
Dlaczego tak się denerwował, skoro dopiero na dwunastą przybyć miała para młoda, chcąca zrobić sobie plenerowe zdjęcia? Poprosiłam Alyssę o kubek gorącej kawy, bo chociaż nie piłam jej często, zmęczenie wzięło górę, zmuszając mnie do wypicia "małej czarnej". Nie zajęło mi to dużo czasu, przed dziesiątą byłam w pełni przygotowana do wyjścia. Nie, przeczekanie dwóch godzin nie uśmiechało się do mnie.
— Wolne? — szepnęłam, chowając się za ladą do Alyss.
Kiwnęła energicznie, odpowiadając, że szef poszedł do marketu niedaleko. Wyskoczyłam zza mebla, śmiejąc się w głos. Oświadczyłam koleżance, że wrócę wpół do dwunastej i poprosiłam, aby skłamała, wymyślając pierwszą lepszą wymówkę typu "Poszła do domu, bo zapomniała telefonu", co swoją drogą do najbezpieczniejszych wymówek nie należało, mógł mnie skarcić za słabą pamięć i wyjście z pracy. Trudno, nie miałam zamiaru kisić się w jednym pomieszczeniu tyle czasu. Moim celem stała się galeria handlowa, a w niej jedna z małych knajpek, należąca do ulubionych. Należało coś zjeść, mój żołądek był niemal pusty, wyłączając poranną kawę.
Podążałam wyuczoną na pamięć drogą, która prowadziła do owej galerii, kiedy moim oczom ukazała się czarnowłosa postać, ubrana w podarte ciuchy. Przemykała się za płotem, najwyraźniej licząc, że nikt jej nie zobaczy. Nie wyszło.
Niby dziewczyna jak dziewczyna, ale... przykuła mój wzrok. No to pobawimy się w stalkerkę.
Mknęła niczym strzała między uliczkami, przeskakując przez płoty i śmietniki, aby dostać się do kolejnego zaułku, ciemnego jak przeważająca część innych. Po długim biegu zatrzymała się, oddychając głęboko.
— Scena jak z filmów, przeskakująca rozmaite przeszkody laska, a za nią przypadkowa osoba, zaciekawiona, co zrobi dalej. — przeskoczyłam z nogi na nogę. — Collins, Kendall Collins.
Alexavier Griffith Carstairs
- Matka, Viann Carstairs; chyba nie ma na świecie istoty, której Alexavier nienawidziłby bardziej. To właśnie jego rodzicielka nieustannie obwinia go za śmierć ojca, chociaż nawet sam Xavier doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że ma z nią wspólnego tyle, co nic. To ona wywaliła go na zbity pysk, kiedy chciał z jej strony jedynie akceptacji i to ona tłukła go w dzieciństwie (z czego po jej atakach szału wciąż ma bliznę na plecach). Już nie raz i nie dwa groził jej nożem i zastraszał, choć wciąż jej nie tknął, bo Louis go powstrzymuje. Gdyby nie jego brat, Viann prawdopodobnie już dawno spoczywałaby sześć stóp pod ziemią.
- Zmarły ojciec, Quarrie Carstairs; jest - a raczej był - jego ukochanym rodzicem, osobą, której mógłby powiedzieć wszystko. Oczywiście do czasu, aż pewien incydent nie sprawił, że Quarrie opuścił nasz świat. Choć jeszcze jako dziecko Alexavier obwiniał się o śmierć ojca (podobnie jak Viann obwiniała syna), tak z czasem zrozumiał, że to nie jego wina, a czasu nijak nie cofnie. Zdarza się, że zagląda na grób ojca, kiedy czuje się zagubiony, chociaż nie wierzy ani w Boga, ani w duchy. W życie po śmierci w każdym znaczeniu zresztą też nie.
- Młodszy brat, Louis Jake Carstairs; irytuje go. Tak, Louis go naprawdę irytuje (zresztą, czy jest osoba, która nie irytowałaby Alexaviera? Błagam, dajcie mi na nią namiary, choć podobno im bardziej irytująca jest dana osoba, tym bardziej ją lubi). Z drugiej strony Carstairs Junior to jego młodszy braciszek, którego chroni, więc jak mógłby mu nie wybaczać jego chwilami irytującego charakteru? Poza tym Louis to jego zupełne przeciwieństwo, a przeciwieństwa się przyciągają, choć w tym przypadku trzeba się raczej ograniczyć do miłości braterskiej. Ta Różowa, Louisowa Larwa zapewnia Alexowi chociażby chwilowe poczucie bycia kochanym, a on w zamian chroni swojego młodszego braciszka przed swoim kryminalnym wcieleniem. Urocze, nieprawdaż?
PD: 150