- Zaraz Rachel. Zatrzymaj się - chłopak przyłożył mi
palec do ust, co trochę mnie zdziwiło, ale i rozbawiło.
- Co tam Carter?
- Popatrzmy na to logicznie. Ludzie lubią łatwe, ogłupiające książki,
które nie wnoszą nic do ich życia. Powodzeniem cieszą się lekkie lektury, które
skutecznie zabijają czas i są w stanie rozbawić, odprężyć.
- A tam, gadanie.
- Ktoś, kto jest zmęczony życiem i relaksuje się czytając książki, nie
dość, że ma dość monotonii dnia codziennego i zmartwień, dodatkowo czyta
książkę, która jest smutna. Poza tym, friendzone? Ach, najgorsze, co może
spotkać człowieka.
David usiadł w fotelu, a ja zamyśliłam się, może rzeczywiście, coś w tym jest.
No cóż, trzeba wytrwale stać przy swoim, co z tego, że jestem w błędzie.
- Potrafisz tylko krytykować, a sam nie napisałbyś nic lepszego -
odparłam.
- Nie krytykuję, tylko stwierdzam fakty. Temat jest trudny, ale myślę, że dasz
sobie radę i napiszesz to w chwytliwy sposób.
Chłopak puścił do mnie oczko i wyszedł na papierosa. Kurczę, jednak coś
naprawdę w tym jest. Położyłam się na łóżku Davida i pogrążyłam się w myślach.
Kurna, Carter ma rację, nikt już nie czyta depresyjnych książek o miłości.
Wszyscy kochają szczęśliwe zakończenia, zero wyrazu. Jak to ujął David, książki
łatwe, ogłupiające. No bo jak piszesz coś świeżego, ciekawego, nowego, nic nie
zarobisz. A może pójść w romans... Zaczęłam śmigać długopisem po papierze. Po
chwili zauważyłam Davida wchodzącego do pokoju z Croissantem i herbatą.
Ucieszyłam się, ale trzeba grać bad girl. Westchnęłam i odłożyłam kartkę.
- Mam jeszcze lepszy pomysł i właśnie go utrwaliłam - napotkałam wzrok
chłopaka, który wyraźnie mówił "znowu?" więc wzięłam się za
wyjaśnienia. - Miałeś rację, poważna książka byłaby nieopłacalna.
- W takim razie - Carter uśmiechnął się. - Zamieniam się w słuch.
- Anglia, XX wiek, już po wojnie. Poszłam w romans, będzie taniej i łatwiej.
Główna bohaterka jest śpiewaczką, a, że tak to ujmę, jej druga połówka gra na
fortepianie do jej występów. Naturalnie, muzyk nigdy nie powiedział
przyjaciółce, że ją kocha. I tu, nagle BUM, wchodzi jakiś bad boy francuz,
który czułymi słówkami i małymi, romantycznymi gestami wabi ją do łóżka,
relacja, tak zwane, "być może", niczym w piosence Doris Day. Kochasz
mnie? Być może, chodźmy się pieprzyć. W końcu charakter A ma już dość, zrywa
kontakt z charakterem C i odkrywa, że charakter B zawsze ją kochał. Szkoda, że
dopiero gdy charakter B jest już w drodze do innego miasta, podąża za karierą.
Charakter A odnajduje go, czułe słówka, ogólna cukrzyca i happy end. Łatwa,
szybka książka ze zwartą akcją.
Spojrzałam na Davida. Chwilę zastanawiał się co powiedzieć.
- No, całkiem dobrze.
<David?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz