Z jednej strony cieszyłem się, gdyż porucznik Gilbert, o którym dużo opowiadał mi mój ojciec, wierzył moim zeznaniom, a poza tym cała sprawa została [przynajmniej przeze mnie] wyjaśniona, jednak pozostawała w moim wnętrzu pewna gorycz, związana ze zdradą przyjaciela.
Znaliśmy się od roku i miałem wrażenie, że to naprawdę dobry człowiek. Jego zachowanie kompletnie mi nie pasowało. Chciałem z nim porozmawiać, dowiedzieć się, czegokolwiek. Czy robił do dla własnych korzyści, czy miał jakiś poważniejszy motyw.
Wsiadłem do samochodu, poprawiłem lusterko nad głową i ruszyłem w kierunku biura.
Gdy zobaczyłem znajomy szyld Brown Inc., zaparkowałem auto, zabrałem czarną, skórzaną teczkę i otworzyłem ciężkie, ozdobne drzwi do wieżowca. Od razu zauważyłem wszystkie znajome twarze, które uśmiechały się do mnie tak, jak zwykle. Witałem się z każdą napotkaną osobą krótkim „dzień dobry” i wsiadłem do zatłoczonej windy.
— O, witam panie Brown. Skąd Pan się wziął tu o tej porze? — zapytał jeden z pracowników i wystawił mi dłoń.
— Nagła sytuacja. — uścisnąłem mocno jego rękę i po dłuższej chwili wyszedłem z windy, kierując się zdecydowanym krokiem prosto do gabinetu Gartney’a.
Otworzyłem drzwi i uniosłem wzrok na mężczyznę, który oderwał się od komputera w natychmiastowym tempie. Domyślam się, dlaczego tak szybko.
— Dzień dobry Ron. — uśmiechnął się niewinnie i podszedł w moją stronę.
— Dla ciebie - panie Brown. — odparłem, złośliwie odwzajemniając uśmiech.
Zignorował moją zgryźliwą uwagę i próbował kontynuować rozmowę.
— Co pana tu sprowadza?
— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałem i splotłem ręce na wysokości klatki piersiowej, oczekując na odpowiedź.
— Ale… Ja nie rozumiem. Zrobiłem coś źle w wykresach? Przepraszam…
— Nie rób ze mnie durnia Phil.
Momentalnie na jego twarzy wymalował się grymas, złość i mieszanka jeszcze kilku emocji jednocześnie.
— Musiałem! On mnie do tego zmusił! — zaczął krzyczeć i chwycił mnie za kołnierzyk od koszuli, po czym docisnął do ściany. W tej samej chwili odepchnąłem go tak mocno, że uderzył o swoje biurko i się zachwiał.
— Uspokój się! Co jest z tobą nie tak?! — wrzasnąłem i poprawiłem koszulę.
— Nie rozumiesz! Byłem szantażowany, postradałem zmysły przez tego człowieka! Nie mogę normalnie funkcjonować, zrobił ze mnie pionka. — jego słowa zaczynały przypominać bełkot.
Chciałem wyciągnąć z niego więcej informacji, jednak w progu gabinetu stanęła detektyw Alexander.
— W czymś przeszkadzam? — mruknęła cicho. Widać było po niej zmęczenie. Co tu się dziwić, jej zawód nie należy do najłatwiejszych.
— Nie. — odparłem i zmierzyłem Phila zdenerwowanym spojrzeniem.
Stałem zdezorientowany na środku gabinetu do momentu, w którym mężczyzna podszedł i ponownie rzucił się na mnie z pięściami.
— Nienawidzę was! Wszyscy ludzie chcą mnie wrobić, zniszczyć mi życie! – wrzeszczał bez opamiętania. Czy on jest poczytalny? Może brał jakieś prochy?
Zręcznie unikałem jego ciosów, a następnie zdecydowanym ruchem chwyciłem jego ręce i zacisnąłem mu dłonie za plecami, po czym przygniotłem do biurka. Muszę przyznać, byłbym dobrym policjantem. Brakowało jeszcze – jesteś aresztowany, które byłoby swego rodzaju wisienką na torcie.
— Zostajesz aresztowany, Philipie Gartney. — odparła detektyw i zakuła mężczyznę w kajdanki.
— Co pana tu sprowadza?
— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałem i splotłem ręce na wysokości klatki piersiowej, oczekując na odpowiedź.
— Ale… Ja nie rozumiem. Zrobiłem coś źle w wykresach? Przepraszam…
— Nie rób ze mnie durnia Phil.
Momentalnie na jego twarzy wymalował się grymas, złość i mieszanka jeszcze kilku emocji jednocześnie.
— Musiałem! On mnie do tego zmusił! — zaczął krzyczeć i chwycił mnie za kołnierzyk od koszuli, po czym docisnął do ściany. W tej samej chwili odepchnąłem go tak mocno, że uderzył o swoje biurko i się zachwiał.
— Uspokój się! Co jest z tobą nie tak?! — wrzasnąłem i poprawiłem koszulę.
— Nie rozumiesz! Byłem szantażowany, postradałem zmysły przez tego człowieka! Nie mogę normalnie funkcjonować, zrobił ze mnie pionka. — jego słowa zaczynały przypominać bełkot.
Chciałem wyciągnąć z niego więcej informacji, jednak w progu gabinetu stanęła detektyw Alexander.
— W czymś przeszkadzam? — mruknęła cicho. Widać było po niej zmęczenie. Co tu się dziwić, jej zawód nie należy do najłatwiejszych.
— Nie. — odparłem i zmierzyłem Phila zdenerwowanym spojrzeniem.
Stałem zdezorientowany na środku gabinetu do momentu, w którym mężczyzna podszedł i ponownie rzucił się na mnie z pięściami.
— Nienawidzę was! Wszyscy ludzie chcą mnie wrobić, zniszczyć mi życie! – wrzeszczał bez opamiętania. Czy on jest poczytalny? Może brał jakieś prochy?
Zręcznie unikałem jego ciosów, a następnie zdecydowanym ruchem chwyciłem jego ręce i zacisnąłem mu dłonie za plecami, po czym przygniotłem do biurka. Muszę przyznać, byłbym dobrym policjantem. Brakowało jeszcze – jesteś aresztowany, które byłoby swego rodzaju wisienką na torcie.
— Zostajesz aresztowany, Philipie Gartney. — odparła detektyw i zakuła mężczyznę w kajdanki.
Czy to jawa, czy tani film?
J.C.?
J.C.?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz