Strony

3 sie 2018

Od Aarona CD J.C.

Po skończonych zeznaniach czym prędzej opuściłem komisariat. Od wczorajszego dnia czułem się tak, jakby nie było we mnie istnienia. Losy firmy, która stała się moim życiowym priorytetem, zaczęły się wahać. Na szczęście znalazłem dowody i odszukałem sprawcę, którego nigdy bym nie podejrzewał.
Z jednej strony cieszyłem się, gdyż porucznik Gilbert, o którym dużo opowiadał mi mój ojciec, wierzył moim zeznaniom, a poza tym cała sprawa została [przynajmniej przeze mnie] wyjaśniona, jednak pozostawała w moim wnętrzu pewna gorycz, związana ze zdradą przyjaciela.
Znaliśmy się od roku i miałem wrażenie, że to naprawdę dobry człowiek. Jego zachowanie kompletnie mi nie pasowało. Chciałem z nim porozmawiać, dowiedzieć się, czegokolwiek. Czy robił do dla własnych korzyści, czy miał jakiś poważniejszy motyw.
Wsiadłem do samochodu, poprawiłem lusterko nad głową i ruszyłem w kierunku biura.
Gdy zobaczyłem znajomy szyld Brown Inc., zaparkowałem auto, zabrałem czarną, skórzaną teczkę i otworzyłem ciężkie, ozdobne drzwi do wieżowca. Od razu zauważyłem wszystkie znajome twarze, które uśmiechały się do mnie tak, jak zwykle. Witałem się z każdą napotkaną osobą krótkim „dzień dobry” i wsiadłem do zatłoczonej windy.
— O, witam panie Brown. Skąd Pan się wziął tu o tej porze? — zapytał jeden z pracowników i wystawił mi dłoń.
— Nagła sytuacja. — uścisnąłem mocno jego rękę i po dłuższej chwili wyszedłem z windy, kierując się zdecydowanym krokiem prosto do gabinetu Gartney’a.
Otworzyłem drzwi i uniosłem wzrok na mężczyznę, który oderwał się od komputera w natychmiastowym tempie. Domyślam się, dlaczego tak szybko.
— Dzień dobry Ron. — uśmiechnął się niewinnie i podszedł w moją stronę.
— Dla ciebie - panie Brown. — odparłem, złośliwie odwzajemniając uśmiech.
Zignorował moją zgryźliwą uwagę i próbował kontynuować rozmowę.
— Co pana tu sprowadza?
— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałem i splotłem ręce na wysokości klatki piersiowej, oczekując na odpowiedź.
— Ale… Ja nie rozumiem. Zrobiłem coś źle w wykresach? Przepraszam…
— Nie rób ze mnie durnia Phil.
Momentalnie na jego twarzy wymalował się grymas, złość i mieszanka jeszcze kilku emocji jednocześnie.
— Musiałem! On mnie do tego zmusił! — zaczął krzyczeć i chwycił mnie za kołnierzyk od koszuli, po czym docisnął do ściany. W tej samej chwili odepchnąłem go tak mocno, że uderzył o swoje biurko i się zachwiał.
— Uspokój się! Co jest z tobą nie tak?! — wrzasnąłem i poprawiłem koszulę.
— Nie rozumiesz! Byłem szantażowany, postradałem zmysły przez tego człowieka! Nie mogę normalnie funkcjonować, zrobił ze mnie pionka. — jego słowa zaczynały przypominać bełkot.
Chciałem wyciągnąć z niego więcej informacji, jednak w progu gabinetu stanęła detektyw Alexander.
— W czymś przeszkadzam? — mruknęła cicho. Widać było po niej zmęczenie. Co tu się dziwić, jej zawód nie należy do najłatwiejszych.
— Nie. — odparłem i zmierzyłem Phila zdenerwowanym spojrzeniem.
Stałem zdezorientowany na środku gabinetu do momentu, w którym mężczyzna podszedł i ponownie rzucił się na mnie z pięściami.
— Nienawidzę was! Wszyscy ludzie chcą mnie wrobić, zniszczyć mi życie! – wrzeszczał bez opamiętania. Czy on jest poczytalny? Może brał jakieś prochy?
Zręcznie unikałem jego ciosów, a następnie zdecydowanym ruchem chwyciłem jego ręce i zacisnąłem mu dłonie za plecami, po czym przygniotłem do biurka. Muszę przyznać, byłbym dobrym policjantem. Brakowało jeszcze – jesteś aresztowany, które byłoby swego rodzaju wisienką na torcie.
— Zostajesz aresztowany, Philipie Gartney. — odparła detektyw i zakuła mężczyznę w kajdanki. 
Czy to jawa, czy tani film?


J.C.?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz