Strony

3 sie 2018

Od Althei C.D Bellami

    Ostatnie wyraźne wspomnienia to głośny pisk opon, nagłe szarpnięcie i zanim się obejrzałam, moje ciało upadło z hukiem na asfalt. Kask zamortyzował uderzenie, sprawiając, że głowa tylko obiła mi się o ścianki. Niemal natychmiast porwała mnie błoga nieświadomość i wtedy nie czułam już żadnego bólu, który uszedł ze mnie całkowicie. Powrócił wraz z ledwo otwierającymi się powiekami, jakie wprowadziły mnie w dziwny, biały świat. Pokój szpitalny. Westchnęłam cicho, kiedy do mojej głowy dochodziły jakiekolwiek myśli, takie, które mogłabym złożyć w porządny wniosek. Niemal od razu skazałam się na drażniące bóle, podnosząc się delikatnie z miejsca, a przynajmniej tak, by przeczesać świat leniwym spojrzeniem. Wokół mnie z obu stron leżeli inni pacjenci, w tym z lewej rozpoznałam mężczyznę, który spowodował cały wypadek. Co się stało… pamiętałam tylko ostry skręt i jasne światła samochodu. Wciąż nie dochodziło do mnie, dlaczego Bellami stracił panowanie nad motorem. Chociaż bardziej zastanawiała mnie ta jego energiczna rozmowa z lekarzem, po której nie mogłam nic wielkiego stwierdzić, oprócz jednego. Bellami widział jakieś dziecko? Zaczynałam myśleć, że drinki w barze nie były jego ostatnimi, ale tak właściwie wtedy, na ulicy, w ogóle się nie chwiał i to wprowadzało mnie w jeszcze większe refleksje.
    Leżałam spokojnie, nie starając się zbyt ruszać. Korzystałam z chwili totalnego odpoczynku, choć bolesnego, to szanowałam ten czas jak nic innego. Przesiedzenie tutaj jednak więcej niż godzinę czy dwie było ostatnim, czego chciałam, więc lekarz wyskakujący z jakąś kontrolą wywołał we mnie swego rodzaju bunt. Nie mogę leżeć zbyt długo. Przeniosłam się do siadu akurat w chwili, kiedy drzwi uchyliły się ze skrzypieniem, wpuszczając do pomieszczenia ładną dziewczynę o wręcz kruczoczarnych włosach. Chcąc nie chcąc, moje spojrzenie wędrowało za nią i doprowadziło mnie do łóżka Bellamiego, przy którym zasiadła. Nie podglądaj, Al, ani nie podsłuchuj, nie twoja sprawa. Zwróciłam głowę w sufit i jakby to było coś najnormalniejszego w świecie, wyjęłam wenflon z żyły, by odzyskać wolność. Szłam tak szybko, na ile pozwalały mi obolałe nogi, jednak nie na tyle, by uciec przed natrętnym lekarzem, który dopadł mnie niczym naprawdę denerwujący komar.
    - Nie może pani się podnosić – zaprotestował z powagą, na co zareagowałam podniesieniem ręk w znaczeniu spokojnie.
    - Chciałam tylko wyjść do łazienki. To poważna sprawa. – Westchnęłam cicho, nie kryjąc zmęczenia, które wyżerało mnie od środka.
    - Jeśli chce pani się załatwić, może pani to zrobić do… – przerwałam mu pewnie w zdaniu, na co spojrzał się zdezorientowany.
    - Nie, nie skorzystam. Mam sprawne nogi, wszystko, dam radę. – Minęłam lekarza i niemal natychmiast dobiegł do mnie nieprzyjemny zapach szpitali. Jak ja ich nienawidziłam. Ta dziwna woń i atmosfera, które sugerowały, że ludzie przychodzą tu, by umrzeć, a nie się wyleczyć.
    Omiotłam wzrokiem dokładnie długi, zapełniony korytarz i nagle wręcz poczułam, jakby ktoś złapał mnie za spojrzenie oraz zatrzymał je sobie, wbrew mojej woli. Niedaleko najbliższych drzwi stał rosły facet, ubrany w skórzaną kurtkę, z niebezpiecznym wzrokiem wbitym prosto we mnie. Z miejsca rozpoznałam kto to i nie umiałam nawet powstrzymać dreszczu niepokoju. Mężczyzna nazywał się Daryl, wisiałam mu pieniądze już dobre dwa miesiące. Zupełnie zapomniałam o jego istnieniu, a wrócił on do mojej pamięci z podwójną siłą, właśnie przy tym spotkaniu. Szybko cofnęłam się z powrotem do sali, speszona świdrującym spojrzeniem. Doszłam do wniosku, że póki tutaj jestem, nic nie powinno mi się stać.
    Trafiłam na moment, w którym Bellami i czarnowłosa kobieta kończyli wymianę zdań ostrymi szeptami. Prawie wpadła na mnie przy wyjściu, jednak mimo lekko opóźnionego refleksu udało mi się uniknąć ciosu pochodzącego od jej ramienia. Choć była znacznie niższa ode mnie, to wydawała się być osobą o dosyć silnym charakterze, co mogłam jedynie przypuszczać. Mój wybawiciel nie wyglądał na zbyt spokojnego i to było bardziej niż pewne. Nieustannie wlepiał gdzieś swoje spojrzenie, zatrzymując je na ścianie i to wyglądało tak, jakby jednocześnie nie patrzył w nic. Wpatrywał się w przestrzeń między atomami.
    - Hej, kierowco. – Przywitałam się cicho, ściągając na siebie jego wzrok, który na pewno wydawał się bardziej skupiony niż przed chwilą. – Jak się czujesz?
    Otworzyły się drzwi, przez które weszła pielęgniarka, a ja głupia ciągle bałam się, że to ten gość z korytarza. Czułam go wszędzie.
    - Na tyle dobrze, by wypisać się na własną odpowiedzialność. – Zgiął się wpół, chcąc podnieść górną część ciała, lecz wyrwało to z niego tylko ciche syknięcie.
    - Właśnie widzę, jak dobrze. A co z kontrolą? – Po tym pytaniu obdarował mnie wzrokiem, który mówił „taa, jakbyś sama miała zostać na kontroli”. Rzeczywiście miał rację. Mimo wszystko w odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami.
    - Drugiej takiej okazji do wyleżenia się może nie być, więc pomyśl nad tym – mruknęłam cicho i wróciłam do swojego łóżka, które znajdowało się zaraz obok.
    Mimowolnie ułożyłam się na wznak, przymykając oczy ze zmęczenia i zdawało mi się, że dzielą mnie chwile od zaśnięcia. Jednakże te chwile zaczęły przeciągać się w długie minuty, a zmęczenie nie schodziło mi z powiek, podsycając irytację. Zupełnie nie mogłam znaleźć drogi do snu. Bezustannie przewracałam się z boku na bok, zdenerwowana tymi białymi ścianami, które aż prosiły ludzi o szybkie wyzionięcie ducha. W końcu jednak do moich uszu dotarł dziwny dźwięk, który zjeżył mi włos na głowie – coś jakby drapania, usilnego szurania po czymś. Nie umiałam tego wytłumaczyć, dopóki nagły, rozdzierający krzyk nie przerwał każdej myśli. Zerwałam się wtedy z łóżka i zupełnie zaskoczona, a może zwyczajnie przerażona, zwróciłam głowę w kierunku źródła dźwięku.
    Odkryłam, że był nim Bellami. Miał zamknięte oczy, bez przerwy szamotał się na łóżku. Wręcz próbował wyszarpać się z własnych objęć. Sięgał rękoma za pracy jak tylko mógł, a ja zrozumiałam, że mimo iż trzymałam otwarte usta, nie wydostawało się z nich żadne słowo. Nim się obejrzałam, znajdowałam się już przy łóżku mężczyzny i próbowałam cokolwiek zrobić. Krzyknął jeszcze raz, potem drugi. Próbowałam go jakoś wybudzić, szturchałam jego ramię mocno, dosłownie ciągnęłam za jego ręce, by w końcu przestał sięgać pleców, lecz oprócz tego, że mężczyzna ciągle przeżywał koszmar, to także niebezpiecznie się szarpał. Widziałam smugi krwi na materacu i przerażało mnie to coraz bardziej. Przerażał mnie też fakt, że nie umiałam wydać z siebie żadnego porządnego dźwięku, każda choć zapowiedź słowa była uciszana krzykami mężczyzny.
    - Cholera, wybudź się! – Zamachnęłam się i trafiłam mocnego plaskacza w jego policzek, który natychmiast zaczerwienił się i uwolnił niesamowite ciepło. Coś podziałało. Dla wzmocnienia efektu, chciałam to powtórzyć, lecz w ostatniej chwili mężczyzna zatrzymał moją rękę przed swoją twarzą. Krew z jego paznokci i palców, ściekająca wszędzie, ubrudziła mi skórę i spoglądałam na to przez dobry moment. Mężczyzna był tak spocony, jakby przebiegł maraton i to był niezaprzeczalny fakt, jaki stwierdziłam zaraz po zobaczeniu jego twarzy.
    Przyłapałam się na mocno przyspieszonym, zdenerwowanym uśmiechu.
    - Coś ty sobie zrobił? – Zmarszczyłam nagle brwi, gdy tylko mnie puścił i przetarł ostrożnie czoło z potu. – Co z tobą, do cholery?! – Nie umiałam nawet powstrzymać pytań wręcz cisnących mi się na usta.

Bellami?

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz