18 sie 2018

Od Adama C.D Odette

    Poranek. Jak ja go nie znoszę.
    Pierwsze co usłyszałem tego dnia, to denerwujący dźwięk budzika, odbijający się w czterech ścianach mojej sypialni. W miarę sprawnie go wyłączyłem i obróciłem się na drugi bok, nie otwierając nawet oczu, a do moich uszu dotarł odgłos lekkiego uderzania o schody i panele w przedpokoju. Zaraz później ktoś otworzył drzwi i wparował do sypialni, wskakując na łóżko i obśliniając całą moją twarz. Tym kimś był mój pies.
     - Harv, daj spokój - mruknąłem, próbując zrzucić z siebie towarzysza, jednak to siedemdziesięciokilowe psisko nie chciało dać za wygraną. Jeszcze, jakby nie było tego wszystkiego mało, powoli zaczął mnie spychać z łóżka. Na samym początku zapierałem się i nie chciałem mu na to pozwolić. Jednak w końcu udało mu się, a ja wylądowałem na twardej podłodze. Stęskniłaś się za mną, co?
    Przez dłuższą chwilę, nie zamierzałem się podnosić. Nawet było mi tu całkiem wygodnie, ale wiedziałem, że praca nie będzie na mnie czekać. Nie zastanawiając się dłużej, złapałem się krawędzi łóżka i powoli wstałem. Nie zdziwił mnie widok Harvarda, w najlepsze śpiącego sobie w mojej pościeli. Jego pysk wyrażał ogrom zadowolenia. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poklepałem psa po łbie. Jak lubi spać całymi dniami, to niech śpi, nie będę mu tego zabraniał. Przynajmniej widać, że jest szczęśliwy i to mi w zupełności wystarczy.
    Szybko się ogarnąłem i w dobrym humorze zszedłem na dół do całej rodziny… a raczej do tego, co z niej zostało. Niedawno wybiła godzina dziewiąta. Oznaczało to, że większość z nich już poszła pracować. To w pole, w ogrodzie, wśród zwierząt czy też w restauracji. Dzieciarni też nie widziałem. Jedynie Cindy, siedzącą owiniętą kocem przed telewizorem. Niedawno zachorowała, więc najwidoczniej nadal się kuruje, siedząc w domu i dzień w dzień oglądając najróżniejsze bajki. Już się przyzwyczaiłem, że zawsze, gdy wracałem z pracy, to widziałem ją z pilotem w ręku. Za niedługo się to zmieni.
     - Cześć młoda. - Uśmiechnąłem się do dziewczynki i poczochrałem ja po włosach, na co ta zareagowała chichotem i cichym “przestań”. - Gdzie twoja mama z Harrym?
     - Na zewnątrz - powiedziała, kierując swój wzrok z telewizora na mnie. - A co?
     - Chciałabyś pojechać ze mną do restauracji? - spytałem, nawet się nad tym nie zastanawiając. Z takim grzecznym aniołkiem, to ja mogę jeździć wszędzie.
     - Mama się zgodzi? - spytała, patrząc na mnie z nadzieją i powoli wychodząc spod koca. - Nie lubię, jak krzyczy. - Skrzywiła się nieznacznie i zbliżyła do mnie, łapiąc za rękę.
     - Najwyżej to na mnie będzie krzyczeć, a nie na ciebie - uśmiechnąłem się szeroko i wstałem, ciągnąc siedmiolatkę za sobą. - Tylko ubierz się w coś i będziemy jechać. Zjemy coś na miejscu.
     - Frytki? - Uśmiechnęła się z nadzieją w oczach.
     - Tak, dużo frytków, tylko nie mów mamie. - Położyłem na ustach swój wskazujący palec w geście milczenia, co ona zaraz po mnie uczyniła i z uśmiechem na ustach, ruszyła pędem w stronę schodów. - Tylko wolniej! Nie przewróć się - krzyknąłem za nią.
    Przez czas, w którym na nią czekałem, zdążyłem poskładać koc, wyłączyć telewizor i ponudzić się przez chwilę, wpatrując w naścienny zegar. Od razu, gdy młoda zeszła na dół przebrana i uczesana, bez pośpiechu zabrałem ją do auta, uprzednio zawiadamiając Jannet o zabraniu przeze mnie jej córki do swojej pracy. Kiwnęła głową w geście zgody i wróciła do wyrywania chwastów z ogrodu.
    Droga do restauracji minęła nam śpiewająco. Dosłownie. Cindy uczyła mnie swoich ulubionych piosenek, poznanych w pierwszej klasie podstawówki. Nim się obejrzeliśmy byliśmy już pod restauracją. Dziewczynka szczęśliwa od razu wypruła do przodu i otworzyła drzwi lokalu, krzycząc na samym wejściu “cześć” do wszystkich pracowników, którzy zresztą znali ją doskonale. Zaraz po niej do budynku wszedłem ja, również witając się z wszystkimi obecnymi pracownikami, a także i klientami. Jak to mówią klient nasz pan.
    Pierwsze co zrobiłem, to podszedłem do baru, przy którym siedział mój brat. Dopóki ja nie przyjechałem, to on tu dowodził. Dzisiaj to jemu przypadło otwarcie lokalu, a ja tylko miałem dojechać w ciągu paru godzin. I fakt, dojechałem, ale nie sam. Nawet Tom się zdziwił, że zabrałem tu córkę mojej kuzynki. Nie chciałem, by przez następną większość dnia gniła przed telewizorem, jedząc same słodycze.
    Niedługo później, gdy Cindy zdążyła sobie już zamówić frytki u jednej z kucharek, podeszła do mnie jedna dziewczyna.
     - Przepraszam. - Odwróciłem się w jej stronę i musiałem spojrzeć w dół, by ujrzeć jej twarz. Kobieta uśmiechnęła się ciepło i dodała. - Można wiedzieć, gdzie tu znajdę szefa?
     - Tak się składa, że to ja. - Odwzajemniłem jej uśmiech, a zaraz potem zobaczyłem ogłoszenie, które trzymała w dłoni.
     - Jestem zainteresowana posadą kelnerki, ale spieszyłam się i niestety nie udało mi się zabrać CV z mieszkania. Miałby pan może czas na krótką rozmowę kwalifikacyjną? - Wpatrywała się w moje oczy z nadzieją, a ja starałem się ukryć zdziwienie. Posada kelnerki? Ogłoszenie? Przecież nic takiego nie pisałem…
    Spojrzałem pytająco na brata, a on zaśmiał się cicho, mówiąc.
     - To ja wystawiłem ogłoszenie. Nie zdążyłem cię poinformować, ale nie radzimy sobie tutaj i potrzebujemy pomocy.
    Kiwnąłem głową i zmarszczyłem brwi, zabierając dziewczynie ogłoszenie z dłoni. Dokładnie przestudiowałem tekst i podrapałem się po zaroście.
     - Chodź ze mną. Zrobię ci przesłuchanie… to znaczy rozmowę kwalifikacyjną - zaśmiałem się dźwięcznie i poprowadziłem ją prosto do mojego biura. Po drodze zadałem jej parę podstawowych pytań, takich, jakim jest imię, poprzednie miejsca pracy i wiele innych nie zawsze ciekawych rzeczy, o które musiał zapytać szef przyszłego pracownika.
    Nim się spostrzegłem, obok mnie już szła siedmiolatka, powoli zajadająca swoją ulubioną, ziemniaczaną przekąskę. Z uwagą przyglądała się Odette - bo tak miała na imię dziewczyna - i przez chwilę nie wypuściła z ust ani jednego słowa, ale w końcu odważyła się na ten pierwszy krok i złapała dziewczynę za bluzkę, zadając jej rozmaite pytania. Uśmiechnąłem się na ten widok. Cindy - od zawsze cicha, schowana w cieniu i skryta dziewczyna, nawiązuje kontakt z zupełnie obcą jej osobą.
    Chwilę później zaprosiłem obydwie damy do mojego biura. Sam zająłem miejsce za biurkiem i spojrzałem na dziewczynę, która usiadła naprzeciwko mnie, czekając na kolejne pytania z uśmiechem na ustach. Cindy wzięła sobie krzesełko z rogu pokoju, stawiając je obok mnie i na nim siadając.
     - Ma pani chłopaka? - spytała dziewczynka, wychylając się zza biurka i wyszczerzając się bezzębnie w stronę dziewczyny. Westchnąłem cicho, na razie jeszcze nie interweniując.
     - Niestety, ale nie - uśmiechnęła się wesoło, jakby nic nie mogło zakłócić jej spokoju i pogody ducha. Zmarszczyłem brwi, a Odette odbiła piłeczkę. - A ty?
     - Mam. - Siedmiolatka uniosła głowę dumnie do góry i bardziej nachyliła się w stronę kobiety. - A pani nie chciałaby mieć?
    Złapałem dziewczynkę za biodra i posadziłem sobie ją na kolanach, śmiejąc się pod nosem.
     - Wystarczy już tego przesłuchania, Cindy.


< Odette? Misiu > 

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz