I wlepił we mnie te swoje niebieskie, duże oczęta, a ja mogłem tylko uśmiechać się pod nosem, zastanawiając się, jak my w ogóle wylądowaliśmy w całej tej sytuacji. Bo w końcu nie na codzień spotykało się dawnego znajomego, następnie nie zaczynało się z nim kłótni o stare sprawy i nie kończyło się na przyciąganiu go do siebie w przyjacielskim geście i prowadzeniu go do własnego mieszkania o prawdopodobnie jakiejś północy. Na mrożoną herbatę, oczywiście.
— Po staremu — odpowiedział, a ja pokiwałem szybko głową, uśmiechając się jeszcze szerzej, bo w końcu coś tam zostało w tej mojej głowie, oprócz wzorów na opór i tak dalej. — I może nieco później... Dziękuję, Adam.
Parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową, wzruszając jednym ramieniem, choć gdzieś w klatce piersiowej poczułem jakieś milsze dla umysłu ciepło. Bo w sumie to dawno nie byłem Adamem.
— Ależ nie ma za co, do usług, jak zawsze — oświadczyłem, przy okazji puszczając w stronę mężczyzny flirciarskie oczko, a następnie pociągając go za sobą, gdy przyspieszyłem trochę kroku.
Bo jednak przyjemny wiatr zaczynał robić się nieprzyjemnym i kłującym w nosy chłodem, a chodzenie po ulicy o tak późnej porze również najmądrzejszym pomysłem nie było.
Przywołanie windy, dosyć ciężkie upchanie się w niej, bo choć w teorii była do tych magicznych pięciuset kilogramów i powinna zmiesić jakieś cztery osoby, to ledwo wchodziły do niej dwie. Ale w końcu wszystko było przemyślane, prawda? A następnie nastąpiła niezręczna cisza, albo i nie, bo przecież w windzie była muzyka (dalej zastanawiało mnie, co ktoś miał w głowie, dodając ją do dosyć prostego, raczej niezbyt eleganckiego i fikuśnego budynku mieszkalnego), tak, oczywiście, że taka typowa, irytująca praktycznie każdego, a ta nie została przerwana dopóki nie usłyszeliśmy tego magicznego dźwięku mówiącego o dostaniu się na odpowiednie piętro.
Westchnąłem, szybkim krokiem wyszedłem z winy, a następnie pospiesznie odszukałem klucze w kieszeni płaszcza. Dzięki bogu, że tym razem ich nie zgubiłem. Otworzyłem drzwi, oczywiście tak jak zawsze przepuściłem w nich Oakleya, a następnie z równą prędkością je zamknąłem, raczej nie życząc sobie tej nocy żadnych nocnych gości.
— Przepraszam za ten cały burdel — oświadczyłem, wieszając płaszcz na wieszaku. — Stwierdziłem, że doskonałym pomysłem będzie sprawdzanie wiedzy uczniom i no cóż, przeliczyłem się, jak widać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz