— Ja… chciałbym ci powiedzieć.
Ale nie mogę — Dziewczyna podniosła jedną brew zaskoczona — Ja nic nie pamiętam
Al… nie mogę sobie nic przypomnieć. Przykro mi. Naprawdę.
Na twarzy dziewczyny pokazał się
ogromny szok, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Podczas kiedy ona miała coś
powiedzieć, ja poczułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej, od razu usiadłem.
Althea umilkła.
— Billy? Ej, wszystko okej? — Zapytała, siadając obok mnie. Starała się spojrzeć na moją twarz, ale było to
utrudnione bo przecierałem ciągle oczy — Kurwa Billy, nie strasz mnie, co się
dzieje. Jeśli sobie żartujesz to… — Althea wstała, słyszałem gniew w jej
głosie, był pomieszany z paniką.
— Al, ja nie widzę. Kurwa, ja
nie widzę! — Panika ogarnęła mnie już całkowicie. Mrugałem, przecierałem oczy
ale na nic. Było jeszcze gorzej. Poczułem jak Al. dotyka mojej twarzy, trzęsła
jej się ręka. — Proszę cię, idź po lekarza.
Niemal od razu usłyszałem jak Al.
gdzieś biegnie. Siedziałem na tym korytarzu, było mi słabo, nic nie widziałem,
bolała mnie klatka piersiowa, miałem wrażenie, że w budynku musi być ogień bo
tak było mi gorąco. Ledwo trzymałem się na nogach, ktoś do mnie podbiegł. Nie
wiedziałem kto to, nie starałem się też zrozumieć tego, co do mnie mówi.
Myślałem tylko o tym, że w tamtym momencie czułem się tak, jakbym umierał.
— Proszę pana! Jezu! Słyszy mnie
pan? Proszę się odezwać! — Głos kobiety przedarł się do mnie, jednak nie mogłem
nic powiedzieć. Obraz dalej był rozmazany, nie rozróżniałem nawet kształtów. Po
chwili usłyszałem głos Althei, oraz lekarza.
Poczułem jak ktoś mnie podnosi a
potem sadza na czymś. Dotknąłem tego, szybko zdałem sobie sprawę, że to wózek
inwalidzki. W korytarzu zaczął się ruch. Miałem wrażenie, że ludzie specjalnie
patrzyli na to wszystko, aby potem sprzedać to prasie. Jednak, ja w głowie
miałem tylko jedną myśl „Jeśli umieram,
to nie pożegnałem się z siostrą, matką. Przyjaciółmi.” Nie chciałem aby
Althea to widziała, a dobrze wiedziałem, że dotrzymuje kroku personelowi. Czułem
też, jak ktoś trzyma rękę na moim ramieniu kiedy w końcu się zatrzymaliśmy.
Jednak, nie wiem co było potem. Straciłem przytomność.
***
Byłem w swoim rodzinnym domu, mój ojciec dobijał się do moich drzwi.
Widziałem samego siebie, siedemnastoletni ja podszedł do drzwi, widocznie
znudzony, po czym otworzył je i wrócił na swoje miejsce na łóżku, chwytając
gitarę i zaczynając delikatnie szarpać struny. Mój pokój wyglądał dokładnie tak,
jak go zapamiętałem. Granatowe ściany, grafitowe panele. Meble wykonane z
ciemnego drewna, a okna zasłonięte czarnymi roletami. Wszelkie dekoracje, takie
jak stojak na gitarę, ramki na zdjęcia, czy dywan były w odcieniach czerwieni.
Siedemnastoletni Billy uśmiechnął się lekko, podczas kiedy ojciec stał po
środku pokoju wymachując rękami, nic nie słyszałem, jednak wiedziałem, że
musiał krzyczeć bo po chwili i ja poderwałem się z łóżka, starając się wyprosić
ojca z pokoju. Pamiętałem ten dzień jakby to było wczoraj. Poczułem ukłucie w
sercu, wiedziałem co się wydarzy. Ojciec wrzasnął coś, po czym uniósł rękę i z
całej siły uderzył mnie w twarz. Nie chciałem na to patrzeć, ale nie miałem
wyjścia. Wszystko rozmyło się w momencie, kiedy do pokoju wbiegła mama.
***
— Jego stan nie jest stabilny.
Musimy go pilnować, i zabierzcie tą dziewczynę z korytarza, wypytuje każdego o
stan pacjenta. Pan Moliere życzył sobie prywatności — Głos lekarza był jak przez
mgłę, słyszałem, jednak nie mogłem poruszyć żadną częścią ciała. Miałem
wrażenie, że jestem tylko obserwatorem, tak samo jak w śnie. Bo, to chyba był
sen. — Nie wiem, czy przetrwa noc. Będzie trzeba zadzwonić do jego rodziny,
możliwe, że właśnie tracą syna.
Zaraz, co? Nie! Nie ma takiej
mowy! Ja… nie mogę umierać! Nie powiedziałem Althei wszystkiego, nie
powiedziałem też mamie, dlaczego zawsze tak bardzo nie chciałem rozmawiać przy
ojcu. Nie pożegnałem się z Hannah! Nie, ja nie mogę umrzeć… Po prostu nie mogę.
Moje poczucie czasu legło w
gruzach, jednak w pewnym momencie, zdałem sobie sprawę, że ktoś trzyma mnie za
rękę i płacze. Chciałem zobaczyć kto to, jednak szybko zrozumiałem. Słyszałem
głos mojej matki, Altheii, mojego ojca, oraz mojej małej siostry. Jej szloch to
ostatnie co chciałem słyszeć w tamtym momencie. Czułem jej łzy, spływające po
moim ramieniu. Nie, Hannah, proszę nie
płacz.
— Billy… Wiesz, w telewizji mówili, że osoby
w śpiączce słyszą innych. Ja wierzę, że tak właśnie jest… Proszę cię braciszku,
nie zostawiaj nas. Obiecałeś mi, że zabierzesz mnie w trasę, że nagramy razem
piosenkę, że przyjedziesz. Billy… kochamy cię, ja, mama i tata choć on tego nie
okazuje, nie zostawiaj nas. Altheii też, poznałam ją, to bardzo miła
dziewczyna. Jest tu, martwi się.
Dalsza wypowiedź mojej siostry
mi umknęła, na wzmiankę o Altheii, momentalnie byłem gdzieś indziej. Okazało
się, że jestem w barze, podczas imprezy.
***
Ja i Al. tańczyliśmy z boku, aby nikt nie zauważył nas od razu, jej
znajome dosłownie ciskały błyskawice w naszym kierunku, jednak nam nie
przeszkadzało to, w rozmowie i śmianiu się żartów, które sobie opowiadaliśmy. Szybko
jednak sceneria się zmieniła. Byliśmy w moim mieszkaniu, to był tamten feralny
dzień. Nie chciałem na to patrzeć, jednak, jak wcześniej, nie miałem wyboru.
Dopiero teraz, zdałem sobie sprawę, że myślałem tylko o sobie. Nie o niej.
Chciałem jej szczęścia, a jeśli mogę być jej przyjacielem, ja też będę
szczęśliwy. Uśmiechnąłem się. I wtedy, znów wróciłem do rzeczywistości.
***
Byłem sam w pokoju. Wszystko mnie bolało, ale
zacząłem już rozróżniać kształty.
Odetchnąłem głęboko, bolały mnie płuca. Wtedy też poczułem jakąś rurkę pod
nosem, była cholernie niekomfortowa. Potrząsnąłem głową. Zdałem sobie sprawę,
że wszyscy są za drzwiami, widziałem tył głowy Al. przez szybę. Kiedy miałem
się już odezwać, czy nawet wcisnąć przycisk wzywający pielęgniarkę, dziewczyna
się odwróciła. Szok który malował się na jej twarzy, był nie do opisania.
Natychmiast drzwi się otworzyły.
— Billy? — Althea powiedziała to
z takim niedowierzaniem w głosie, mógłbym się za to obrazić, jednak ja tylko uśmiechnąłem
się słabo — Billy! — Powtórzyła, tym razem już widocznie szczęśliwa. Miałem
wrażenie, jakby kamień spadł jej z serca. Zaraz za nią do pokoju weszła moja
rodzina. Mama rzuciła się w moim kierunku, niemal natychmiast zaczynając płakać,
a ja mimo tego, że czułem się już trochę lepiej, dalej byłem strasznie obolały,
jęknąłem kiedy mama mnie uściskała. Potem, wszystko szybko leciało. Lekarz mnie
zbadał, uśmiechnął się z przekąsem, jednak z widoczną ulgą. Kiedy wszyscy
wyszli, nawet moja rodzina, w środku została tylko Al. Wpatrywała się we mnie.
— Co jest? Aż tak źle wyglądam? — Uśmiechnąłem się na tyle szeroko, na ile pozwalał mi wszech obecny ból. Althea
podeszła do mnie i uderzyła mnie lekko w ramię. — Ała! Za co to?! — Mówiąc to,
zauważyłem w oczach dziewczyny łzy. Zupełnie nie wiedziałem o co chodzi.
Althea?
Trochę sobie poczekałaś XD
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz