- Już, już.
Drzwi bez ostrzeżenie otworzyły się, a para wodna, jaka wypełniła łazienkę, teraz wręcz buchnęła mi w twarz. Zmrużyłam oczy, odsuwając się o krok i przetarłam powieki, ciesząc się jak dziecko ze świadomości, że jeszcze nie zdążyłam nałożyć żadnej tapety.
- Zrobiłam listę zakupów. Dopisz coś, jeśli potrzebujesz. – Rzuciłam dziewczynie krótki uśmiech, zanim zajęłam łazienkę. Panowała w niej okropna duchota, więc nie myśląc zbyt długo, uchyliłam okno, wpuszczając świeży powiew. W moje nozdrza od razu uderzyły mocne perfumy oraz dobrze mi znany zapach żelu do kąpieli. – Podoba ci się mój żel o zapachu mango, co? – Zawołałam do dziewczyny, która znajdowała się gdzieś w kuchni. Mogłam tylko zgadywać, będąc oddzieloną od niej grubą ścianą.
- Jest świetny! – Dobiegł mnie radosny głos Jamie, którym zaraziła mnie niemal od razu.
- Tylko zostaw mi coś na dnie. – Chwyciłam za buteleczkę i zakołysałam nią, chcąc sprawdzić, ile płynu zostało w środku. Można rzec, że dziewczyna prawie idealnie zastosowała się do tego, co powiedziałam. – Skarbie, dopisz do tej listy żel do kąpieli.
Odstawiłam pojemnik na szafkę zaraz pod lustrem i z bladym uśmiechem przyjrzałam się swojemu odbiciu. Zmęczenie, jakie siedziało wewnątrz mnie, na zewnątrz było prawie niewidoczne. Całe szczęście, bo ludzie nie są przyzwyczajeni do tego widoku. Wykonałam delikatny makijaż, który zakrył worki pod oczami, będące wynikiem intensywnej nauki do północy. Albo dalej. Odrzuciłam włosy do tyłu, rozczesałam je i nie starając się zbytnio, po prostu je tak zostawiłam. Na moich powiekach zagościły łagodne cienie tylko ton ciemniejsze od mojej karnacji, oczy natomiast zostały podkreślone subtelnymi kreskami oraz tuszem. Usta ozdobił łagodny kolor wrzosu. Nie potrzebowałam więcej niż pięciu minut, by wyjść z łazienki i w pośpiechu ubierać cienki kardigan. Przemieszczałam się od pokoju do pokoju w poszukiwaniu spodni, aż w końcu wylądowały one na mojej głowie, rzucone przez Jamie, która nie kryła rozbawienia.
- Ja już wyjdę na zewnątrz, wezmę kluczyki ze sobą. – Zabrzęczała kompletem kluczy w dłoni i nie czekając na moją odpowiedź, z plastikowym kubkiem gorącej kawy wyszła za drzwi wyjściowe.
Zaraz byłam w drodze za dziewczyną. W korytarzu powitałam znajomych ciepłym uśmiechem i przyjacielskim „cześć”. Nie zabrakło również krótkiego „co słychać?”, co w efekcie stworzyło mi parominutowe opóźnienie. Kochałam słuchać tego, co inni mają do powiedzenia i to był fakt bez żadnego cienia wątpliwości czy kłamstwa. Cudem udało mi się wyjść na akademicki parking, gdzie w wysokim słońcu zabłyszczała maska srebrnego Hyundai’a. Jamie stała tuż obok niego i czekała ze zniecierpliwieniem, podparta rozwartymi drzwiami. Pomachałam z promiennym uśmiechem na twarzy, by mogła mnie dostrzec.
- Dłużej się nie dało? – Zaniosła się śmiechem, wsiadając na miejsce pasażera. Wślizgnęłam się za kółko i przekręciłam klucze spoczywające w stacyjce.
- Przepraszam, ale Diane opowiadała mi o swojej nowej miłości. – Na twarzy niezmiennie rozciągał mi się szeroki uśmiech, a głos nie tracił tego ciepłego wyrazu.
- Chodzi o Lucasa? – Prychnęła troszeczkę kpiąco, na co spojrzałam z niemałym niezrozumieniem. - Mówi o tym wszystkim i wszędzie. Nie szanuje takich laluń, które zaraz zmienią swój obiekt.
Machnęłam na to ręką. Wiedziałam, że Jamie nigdy nie kryje się ze swoimi spostrzeżeniami i zazwyczaj jej kąśliwe komentarze przekraczają granice dobrego smaku. Teraz jednak zachowała pozorny spokój.
- Oj tam, niech się nacieszy. Jej świat właśnie stał się piękniejszy. I kolorowy. – Wyjechałam z parkingu i zatrzymałam się zaraz przed wyjazdem, by ustąpić pierwszeństwa innym pojazdom. – Przynajmniej na chwilę.
- A twój świat kiedykolwiek siwieje? – Mimo że na nią nie spojrzałam, czułam uśmiech malujący się na jej twarzy.
- Nie – odparłam bez większego zastanowienia.
Rozmawiałam jeszcze z Jamie całą drogę do marketu. Na miejscu wyjęłam listę, badając ją uważnym spojrzeniem. Cholera, starczy mi w ogóle pieniędzy? Westchnęłam ledwo słyszalnie, przejęłam wózek i wjechałam nim na alejkę z warzywami. Standardowo odwiedzałam wszystkie po kolei, odhaczając najróżniejsze rzeczy z notatnika. Zawartość uzupełniająca potem wózek wręcz wydostawała się poza jego granice. Bez pomocy Jamie, bo jakżeby inaczej, udało mi się wszystko przytaszczyć pod kasę. Przed południem nigdy nie było zbyt ogromnych kolejek; zwykle tylko jedna osoba dzieliła mnie od kasjerki i dzisiaj nic nie uległo zmianie.
Rozkładałam produkty na transporterze taśmowym, równocześnie szukając karty płatniczej w zbyt przestronnym portfelu.
- Kartą? – Pozbawiona wszelkich chęci do życia kasjerka powiedziała to takim głosem, że ktoś mógłby zwyczajnie obrazić się i wyjść. Jedyne, co jednak zrobiłam, to posłałam jej szeroki uśmiech, który skutecznie pokonał zrzedły wyraz twarzy.
- Tak, kartą.
- Sto pięćdziesiąt jeden avarów.
Wsunęłam kartę do czytnika, wpisałam pin. Moje wątpliwości obudził dziwny dźwięk. Spróbowałam jeszcze raz, lecz nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Ledwo powstrzymałam rumieńce wstydu, które szybko poczułam na policzkach.
- Przepraszam, zapłacę gotówką. – Uderzyło mnie nagłe gorąco. Próbowałam zachować spokój i z jego ostatkami wyciągnęłam pieniądze z portfela. Było ich w sam raz, ale nie uciekała ode mnie myśl, że powinnam znaleźć pracę dorywczą.
Ale jak to pusta karta? Przeliczyłam się, myśląc, że wystarczy mi środków aż do końca miesiąca. Ładowałam zakupy do bagażnika; donośne szelesty paru siatek skutecznie zagłuszyły mi resztę świata, przez co wystraszyła mnie nagła obecność Jamie obok.
- Przepraszam, musiałam wpaść do urzędu. – Wsiadła za chwilę do auta, a ja zamknęłam bagażnik i odstawiłam wózek.
- Nie uwierzysz, jaką miałam akcje. – Nie powstrzymywałam nagłego rozbawienia, wsiadając na miejsce kierowcy. – Skończyły mi się środki na karcie. – Na tę wieść Jamie rozszerzyła oczy w zdziwieniu. Te spojrzenie towarzyszyło mi do tej pory, aż zapięłam pas.
- Ale miałaś gotówkę?
- Tak, co nie zmienia faktu, że muszę znaleźć sobie jakieś zatrudnienie. Przynajmniej na pół etatu.
Jamie, jakby czytała w myślach, pokazała mi jedno ogłoszenie, zanim zdążyłam uruchomić auto. Wpatrywała się we mnie z niemałym uśmiechem, który zaraz odwzajemniłam, wraz z przejęciem lekko zgiętej kartki, trzymanej wcześniej kurczowo w dłoni.
- Wzięłam, bo sądziłam, że może mnie zainteresować, ale ciebie chyba bardziej w tym momencie – dodała.
Zaczęłam czytać ogłoszenie i po zaledwie paru chwilach dowiedziałam się, że tutejsza restauracja szuka kelnerki. Mogło być lepiej? Zerknęłam na numer kontaktowy, nieograniczony czas i miejsce, i analizując wszystkie te informacje zrozumiałam, że budynek znajdował się na tej samej ulicy.
- Jamie, jesteś genialna. – Wysiadłam z auta, wypełniona dziwną euforią, która wręcz się ze mnie wylewała. Rzuciłam jej kluczyki, chociaż bardziej w nią, bo nie zdążyła nawet zareagować. – Czemu by nie pójść tam od razu?
- Może dlatego, że nie masz CV ani nic? – Zaczęła się śmiać. Zawtórowałam jej w tym, ani trochę nie troszcząc się o fakt, że przychodzę kompletnie nieprzygotowana. Bo co może być skomplikowanego w stanowisku kelnerki? Tak, Odette, taka inteligentna, rozumna z ciebie istota, a nawet się nie orientujesz. Akurat w chwili obecnej spontaniczność jeszcze bardziej podkręcała moją pogodę ducha i te dziwne podekscytowanie, które przejawiało się małymi uciskami w żołądku.
- Będzie dobrze! – Krzyknęłam do niej rozbawionym od śmiechu głosem, śledząc wzrokiem odjeżdżające auto.
Na piechotę przeszłam parę przecznic, nieustannie wodząc wzrokiem w poszukiwaniu tego znajomego szyldu, który namalowany był na ogłoszeniu. Przed oczami niemal od razu pojawił mi się duży, piękny budynek, na jakim zatrzymałam wzrok przez dłuższy czas. Klaksony aut jednak szybko przywróciły mnie do porządku, kiedy uświadomiłam sobie jednocześnie, że moje nogi nadal się nie zatrzymały, pędząc w stronę wejścia. Prawdziwa ze mnie blondynka…
Wnętrze budynku było okropnie przytulne. Śmiechy i radosne rozmowy uzupełniały całą moją głowę, która radowała się tym bez końca, a nieznane zapachy docierające z kuchni tylko utwierdzały w przekonaniu, że powinnam zainteresować się światową kuchnią. Nie wiedząc jednak do kogo zwrócić się z ogłoszeniem, zaczepiłam wysokiego mężczyznę, który stał zaraz przy blacie i rozmawiał z kimś. Byłam kompletnie zagubiona w nieznanym pomieszczeniu, aczkolwiek nie przeszkadzało mi to w zachowaniu pełnego spokoju.
- Przepraszam. – Gdy odwracał się powoli ku mnie, obdarzyłam go ciepłym, wręcz niewinnym uśmiechem. – Można wiedzieć, gdzie znajdę szefa?
- Tak się składa, że to ja. – Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Musiałam delikatnie zadrzeć głowę do góry, by móc w pełnej krasie ujrzeć twarz rozmówcy.
Pokazałam mu ogłoszenie.
- Jestem zainteresowana posadą kelnerki, ale spieszyłam się i niestety nie udało mi się zabrać CV z mieszkania. Miałby pan może czas na krótką rozmowę kwalifikacyjną? – Bez przerwy wpatrywałam się w jego oczy z nadzieją, nie kryjąc tej przyjaznej aury, którą wręcz emanowałam.
[Adamku?]
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz