17 sie 2018

Od Billy'ego Joe cd Althei

                 Jak doszło do tego wypadku? – Słowa Al. wgniotły mnie w ziemię. Wypadek. Starałem się o tym nie myśleć, jednak, nawet nie miałem o czym. Nie pamiętałem nic z tamtego dnia, nic a nic. Spojrzałem na swoje dłonie, widziałem na nich blizny, nikt nie wiedział, że nie wszystkie są od wypadku. Jednak, z każdą sekundą obraz był coraz bardziej rozmyty.  Spojrzałem ponownie na Altheę, czując jak ogarnia mnie panika.
                 Ja… chciałbym ci powiedzieć. Ale nie mogę  Dziewczyna podniosła jedną brew zaskoczona  Ja nic nie pamiętam Al… nie mogę sobie nic przypomnieć. Przykro mi. Naprawdę.
                Na twarzy dziewczyny pokazał się ogromny szok, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Podczas kiedy ona miała coś powiedzieć, ja poczułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej, od razu usiadłem. Althea umilkła.
                 Billy? Ej, wszystko okej?  Zapytała, siadając obok mnie. Starała się spojrzeć na moją twarz, ale było to utrudnione bo przecierałem ciągle oczy  Kurwa Billy, nie strasz mnie, co się dzieje. Jeśli sobie żartujesz to…  Althea wstała, słyszałem gniew w jej głosie, był pomieszany z paniką.
                 Al, ja nie widzę. Kurwa, ja nie widzę!  Panika ogarnęła mnie już całkowicie. Mrugałem, przecierałem oczy ale na nic. Było jeszcze gorzej. Poczułem jak Al. dotyka mojej twarzy, trzęsła jej się ręka.  Proszę cię, idź po lekarza.
                Niemal od razu usłyszałem jak Al. gdzieś biegnie. Siedziałem na tym korytarzu, było mi słabo, nic nie widziałem, bolała mnie klatka piersiowa, miałem wrażenie, że w budynku musi być ogień bo tak było mi gorąco. Ledwo trzymałem się na nogach, ktoś do mnie podbiegł. Nie wiedziałem kto to, nie starałem się też zrozumieć tego, co do mnie mówi. Myślałem tylko o tym, że w tamtym momencie czułem się tak, jakbym umierał.
                 Proszę pana! Jezu! Słyszy mnie pan? Proszę się odezwać!  Głos kobiety przedarł się do mnie, jednak nie mogłem nic powiedzieć. Obraz dalej był rozmazany, nie rozróżniałem nawet kształtów. Po chwili usłyszałem głos Althei, oraz lekarza.
                Poczułem jak ktoś mnie podnosi a potem sadza na czymś. Dotknąłem tego, szybko zdałem sobie sprawę, że to wózek inwalidzki. W korytarzu zaczął się ruch. Miałem wrażenie, że ludzie specjalnie patrzyli na to wszystko, aby potem sprzedać to prasie. Jednak, ja w głowie miałem tylko jedną myśl „Jeśli umieram, to nie pożegnałem się z siostrą, matką. Przyjaciółmi.” Nie chciałem aby Althea to widziała, a dobrze wiedziałem, że dotrzymuje kroku personelowi. Czułem też, jak ktoś trzyma rękę na moim ramieniu kiedy w końcu się zatrzymaliśmy. Jednak, nie wiem co było potem. Straciłem przytomność.
***
                Byłem w swoim rodzinnym domu, mój ojciec dobijał się do moich drzwi. Widziałem samego siebie, siedemnastoletni ja podszedł do drzwi, widocznie znudzony, po czym otworzył je i wrócił na swoje miejsce na łóżku, chwytając gitarę i zaczynając delikatnie szarpać struny. Mój pokój wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałem. Granatowe ściany, grafitowe panele. Meble wykonane z ciemnego drewna, a okna zasłonięte czarnymi roletami. Wszelkie dekoracje, takie jak stojak na gitarę, ramki na zdjęcia, czy dywan były w odcieniach czerwieni. Siedemnastoletni Billy uśmiechnął się lekko, podczas kiedy ojciec stał po środku pokoju wymachując rękami, nic nie słyszałem, jednak wiedziałem, że musiał krzyczeć bo po chwili i ja poderwałem się z łóżka, starając się wyprosić ojca z pokoju. Pamiętałem ten dzień jakby to było wczoraj. Poczułem ukłucie w sercu, wiedziałem co się wydarzy. Ojciec wrzasnął coś, po czym uniósł rękę i z całej siły uderzył mnie w twarz. Nie chciałem na to patrzeć, ale nie miałem wyjścia. Wszystko rozmyło się w momencie, kiedy do pokoju wbiegła mama.
***
                 Jego stan nie jest stabilny. Musimy go pilnować, i zabierzcie tą dziewczynę z korytarza, wypytuje każdego o stan pacjenta. Pan Moliere życzył sobie prywatności  Głos lekarza był jak przez mgłę, słyszałem, jednak nie mogłem poruszyć żadną częścią ciała. Miałem wrażenie, że jestem tylko obserwatorem, tak samo jak w śnie. Bo, to chyba był sen.  Nie wiem, czy przetrwa noc. Będzie trzeba zadzwonić do jego rodziny, możliwe, że właśnie tracą syna.
                Zaraz, co? Nie! Nie ma takiej mowy! Ja… nie mogę umierać! Nie powiedziałem Althei wszystkiego, nie powiedziałem też mamie, dlaczego zawsze tak bardzo nie chciałem rozmawiać przy ojcu. Nie pożegnałem się z Hannah! Nie, ja nie mogę umrzeć… Po prostu nie mogę.
                Moje poczucie czasu legło w gruzach, jednak w pewnym momencie, zdałem sobie sprawę, że ktoś trzyma mnie za rękę i płacze. Chciałem zobaczyć kto to, jednak szybko zrozumiałem. Słyszałem głos mojej matki, Altheii, mojego ojca, oraz mojej małej siostry. Jej szloch to ostatnie co chciałem słyszeć w tamtym momencie. Czułem jej łzy, spływające po moim ramieniu. Nie, Hannah, proszę nie płacz.
                 Billy… Wiesz, w telewizji mówili, że osoby w śpiączce słyszą innych. Ja wierzę, że tak właśnie jest… Proszę cię braciszku, nie zostawiaj nas. Obiecałeś mi, że zabierzesz mnie w trasę, że nagramy razem piosenkę, że przyjedziesz. Billy… kochamy cię, ja, mama i tata choć on tego nie okazuje, nie zostawiaj nas. Altheii też, poznałam ją, to bardzo miła dziewczyna. Jest tu, martwi się.
                Dalsza wypowiedź mojej siostry mi umknęła, na wzmiankę o Altheii, momentalnie byłem gdzieś indziej. Okazało się, że jestem w barze, podczas imprezy.
***
                Ja i Al. tańczyliśmy z boku, aby nikt nie zauważył nas od razu, jej znajome dosłownie ciskały błyskawice w naszym kierunku, jednak nam nie przeszkadzało to, w rozmowie i śmianiu się żartów, które sobie opowiadaliśmy. Szybko jednak sceneria się zmieniła. Byliśmy w moim mieszkaniu, to był tamten feralny dzień. Nie chciałem na to patrzeć, jednak, jak wcześniej, nie miałem wyboru. Dopiero teraz, zdałem sobie sprawę, że myślałem tylko o sobie. Nie o niej. Chciałem jej szczęścia, a jeśli mogę być jej przyjacielem, ja też będę szczęśliwy. Uśmiechnąłem się. I wtedy, znów wróciłem do rzeczywistości.
***
                Byłem sam w pokoju. Wszystko mnie bolało, ale zacząłem już rozróżniać  kształty. Odetchnąłem głęboko, bolały mnie płuca. Wtedy też poczułem jakąś rurkę pod nosem, była cholernie niekomfortowa. Potrząsnąłem głową. Zdałem sobie sprawę, że wszyscy są za drzwiami, widziałem tył głowy Al. przez szybę. Kiedy miałem się już odezwać, czy nawet wcisnąć przycisk wzywający pielęgniarkę, dziewczyna się odwróciła. Szok który malował się na jej twarzy, był nie do opisania. Natychmiast drzwi się otworzyły.
                 Billy?  Althea powiedziała to z takim niedowierzaniem w głosie, mógłbym się za to obrazić, jednak ja tylko uśmiechnąłem się słabo  Billy!  Powtórzyła, tym razem już widocznie szczęśliwa. Miałem wrażenie, jakby kamień spadł jej z serca. Zaraz za nią do pokoju weszła moja rodzina. Mama rzuciła się w moim kierunku, niemal natychmiast zaczynając płakać, a ja mimo tego, że czułem się już trochę lepiej, dalej byłem strasznie obolały, jęknąłem kiedy mama mnie uściskała. Potem, wszystko szybko leciało. Lekarz mnie zbadał, uśmiechnął się z przekąsem, jednak z widoczną ulgą. Kiedy wszyscy wyszli, nawet moja rodzina, w środku została tylko Al. Wpatrywała się we mnie.
                 Co jest? Aż tak źle wyglądam?  Uśmiechnąłem się na tyle szeroko, na ile pozwalał mi wszech obecny ból. Althea podeszła do mnie i uderzyła mnie lekko w ramię.  Ała! Za co to?!  Mówiąc to, zauważyłem w oczach dziewczyny łzy. Zupełnie nie wiedziałem o co chodzi.
Althea?
Trochę sobie poczekałaś XD

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz