20 sie 2018

Od Nivana cd Antoniego

Założyłem ręce na piersi, widząc tę pełną oburzenia minę mężczyzny, który na dodatek przewrócił oczami, a wszystko z aktorską dozą urażenia i patelnią w dłoni. Istny portret prawdziwie i dogłębnie skrzywdzonego człowieka, którego życie porządnie kopnęło w dupę, no naprawdę, panie Watson, postarałby się pan nieco bardziej.
— Przykro mi, że nie zrobię ci tostów francuskich — syknął, warknął, czy co tam innego, przy okazji podchodząc do mnie z nieszczęsną jajecznicą. Zmarszczyłem nieco brwi, lustrując go wzrokiem od góry do dołu, a gdy na jego buźkę wtargnął ten typowy dla Adama uśmiech, przewróciłem jedynie oczami, oglądając za chwilę, jak odchodzi, zamiatając biodrami i pozostawiając za sobą delikatną nutkę lasu i jajek. Paskudne połączenie, które wynagradzały mi widoki i nic poza tym.
— Weźmiesz sztućce? — spytał, rzucił przez bark, a ja jedynie wzruszyłem ramionami, zaczynając przeszukiwać szuflady w poszukiwaniu tej z widelcami i nożami, a gdy już jakimś cudem ją złapałem, grzebałem dość długo, zanim znalazłem coś, co wydawało się wygodne do trzymania. Zboczenie od dzieciaka, musiałem mieć odpowiednio ukształtowany metal, żeby nie spierdolić sobie całej radości z jedzenia i tyle, nic nie było w stanie tego zmienić. — No, to bon appétit, mam nadzieję, że jej nie przeciągnąłem.
— Wiesz, że wystarczyłaby mi kromka z dżemorem i jakaś lura, prawda? — spytałem, parskając cicho śmiechem i podchodząc przy okazji do stołu. Rozłożyłem sztućce, klapnąłem dupskiem na krzesełku i oczywiście, skrzyżowałem nogi w kostkach. — Znaczy się, dziękuję. Tak.
Spojrzałem na moją porcję, znacząco większą od tej należącej do Watsona.
Nigdy nie lubiłem, gdy ludzie robili coś dla mojego dobra.
Czułem, że na to nie zasługuję.
Bo w sumie tak było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz