- Daj spokój Al. – Dziewczyna kręciła
głową – Nie ma sensu mnie ratować, już za późno. Ale ty, możesz wyjść z tego
mieszkania, pozwolić mi gnić w samotności. Nie chcę, abyś mnie takim widziała.
Chciałbym, abyś zapamiętała mnie takiego, jakim byłem przed wypadkiem.
— Billy… przestań tak mówić. Będzie dobrze,
wyjdziesz z tego! Wrócisz na scenę i znów będziesz wulkanem energii i… — Miałem wrażenie, że dziewczyna powstrzymuje
się, aby nie płakać. Nie chciałem tego, więc kiedy pierwsza łza spłynęła jej po
policzku, otarłem ją dłonią.
— Idź już. Muszą odpocząć. Żegnaj Al. — powiedziałem, po czym mój ochroniarz
podszedł i smutnym wzrokiem spojrzał na dziewczynę. Nie chciała wyjść. Ja
jednak jej nie słyszałem, po prostu poszedłem do swojego pokoju.
Można powiedzieć, że mój dom
stał się oazą. Nikt mnie już nie dręczył, jedynie Hannah wydzwaniała, a ja
udawałem, że jest okej. Nic nie wiedziała o moim stanie. I chciałem, aby tak
zostało, nie była niczemu winna. To rodzice, wypadek, fani i dziennikarze. To
oni. Przez kolejne tygodnie siedziałem zamknięty w mieszkaniu, Al. przychodziła
codziennie, jednak nie otwierałem. Nie poddawała się. Pukała długo, aż w końcu
zabierali ją ochroniarze. Jednak, któregoś dnia coś we mnie pękło.
Patrzyłem na swoją gitarę już
długo, przez te tygodnie. Stała w kącie, zakurzona, kiedyś była czarna teraz,
wręcz szara. Spojrzałem też na gazety, zbierałem je. W jednej z nich byłem po
raz pierwszy, zaraz po występnie w programie dla młodych muzyków, który
wygrałem. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie, wtedy nie wracałem wspomnieniami
do lat dziecięcych. Pamiętałem też żal do ojca, kiedy stwierdził, że wygrana w
tym konkursie nic nie znaczy, bo i tak do niczego nie dojdę i wrócę z
podkulonym ogonem do rodzinnego domu. Po moim trupie.
Od spotkania z Altheą, w mojej
głowie krążyła jedna myśl. A gdyby, tak znów zacząć grać? Dla siebie? Nie w
moim mieszkaniu, mogą usłyszeć i będą się ekscytować, że wracam. Tęskniłem za
dźwiękiem gitary. Słońce już zachodziło, a mi przypomniało się miejsce, które
pokazała mi Al. Szybko się umyłem, założyłem czyste ubrania. Stwierdziłem, że
nawet mimo depresji nie mogę żyć w bałaganie, więc zatrudniłem pokojówkę. Nie chciałem, aby ktoś mnie widział.
Wymknąłem się cicho do garażu, gdzie wsiadłem na motor. Rzadko na nim
jeździłem, a teraz była to idealna okazja. Z hałasem wyjechałem na ulicę. Muszę
przyznać, że zapomniałem jak jest na zewnątrz. Jednak, to co zobaczyłem,
poruszyło mną.
W barze, w którym pracowała
Althea było dużo ludzi, jednak tabliczka przed lokalem mnie zastanowiła. „Billy Joe Moliere- Legenda”. Zostawiłem
motor, po czym zakrywając twarz wszedłem do środka i stanąłem w drzwiach. Harry
stał na małej scenie, wpatrując się w tłum.
— Muszę coś powiedzieć, znów. Wielu z was wie,
że Billy Joe był moim przyjacielem, zarażał nas wszystkich energią, która potem
wypełniała to miejsce przez tygodnie. Wielu z was było na imprezie, gdzie każdy
mógł zrobić sobie z nim zdjęcie, pogadać i pożartować. Wtedy też nauczyliśmy
się jednego z układów scenicznych. I, mimo że jestem już starym dziadem, mam
nadzieję, że któregoś dnia, Billy Joe Moliere przekroczy próg mojego lokalu,
uśmiechnie się i zacznie swoje wariacje. Wiem, że tego nie słyszy. Ale,
chciałbym wypowiedzieć życzenie. Billy Joe Moliere, legendo, idolu i
przyjacielu, wróć do nas. Tak po prostu.
Słowa Harry’ego mną wstrząsnęły.
Już miałem wychodzić, kiedy to Nancy krzyknęła tak głośno, że słychać było ją
nawet poza lokalem, o czym przekonałem się wkrótce po tym.
— Ludzie! Billy Joe stoi w drzwiach już od
pięciu minut! — Wzrok wszystkich
padł na mnie, jedyną osobę stojącą w drzwiach. Spotkałem spojrzenie Altheii,
jednak, kiedy cały tłum z baru i poza niego zaczął mnie otaczać, pierwsze co
zrobiłem do cofnąłem się do motoru. Świecili mi telefonami po twarzy, krzyczeli,
że teraz w końcu pojadę w ich wymarzoną trasę, chcieli zdjęcie, autograf. Nie
wytrzymałem. Wsiadłem na pojazd i z piskiem opon wyjechałem z placu, czym
prędzej chcąc znaleźć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Dom odpadał.
Więc, czy chcę czy nie, muszę jechać w tamto miejsce.
Kiedy dojechałem, wpatrzony w
panoramę miasta się uspokoiłem. Czasem fani byli męczący, nawet bardzo. Siedziałem
tam długo, jednak nie jestem pewien ile dokładnie. Kiedy byłem już w miarę
normalnym nastroju, wyjąłem gitarę z pokrowca, po czym pierwszy raz od długiego
czasu dotknąłem strun. Trochę zajęło mi przyzwyczajenie się do dźwięku, jednak
szybko zdałem sobie sprawę, że bez tego nie byłem sobą. Zacząłem grać dobrze
znaną mi melodię, mimo, że nikt jej
nigdy nie słyszał, była bardzo mi bliska.
Świat jest zagadką tak jak ja
Każda chwila jest jak skarb
A marzenia to wszystko, co mam
A mów sobie zdrów przez cały czas
Ja nie słucham cię i tak
I nie będę tym kim chciałbyś ty, żebym był
Uwierz mi
I nie jestem chłopcem, mówię wam
Lecz mężczyzną, honor mam
Więc nie można tak pomiatać mną
No jak mam się uczyć, jeśli nikt
Nie pokaże mi tu nic?
Więc w marzenia uciekam stąd
Bo ja chcę nareszcie zacząć żyć
Pełną piersią, z całych sił
Chcę być wolny i znać szczęścia smak
Co dzień każda chwila zmienia mnie
A świat za mną w tyle jest
Jestem sobą
I jestem kimś
Każda chwila jest jak skarb
A marzenia to wszystko, co mam
A mów sobie zdrów przez cały czas
Ja nie słucham cię i tak
I nie będę tym kim chciałbyś ty, żebym był
Uwierz mi
I nie jestem chłopcem, mówię wam
Lecz mężczyzną, honor mam
Więc nie można tak pomiatać mną
No jak mam się uczyć, jeśli nikt
Nie pokaże mi tu nic?
Więc w marzenia uciekam stąd
Bo ja chcę nareszcie zacząć żyć
Pełną piersią, z całych sił
Chcę być wolny i znać szczęścia smak
Co dzień każda chwila zmienia mnie
A świat za mną w tyle jest
Jestem sobą
I jestem kimś
Grając,
byłem naprawdę szczęśliwy. Uśmiechałem się po raz pierwszy od długiego czasu,
tak szczerze. Wpatrzony w blask księżyca, czułem się jak ten siedemnastoletni chłopak,
który wygrał program telewizyjny, co przyśpieszyło jego karierę. Byłem Billy’m,
tym samym co kiedyś.
Ja wciąż mogę zdobyć to, co chcę
Czego ty nie możesz mieć
Teraz znasz mnie, lecz nie boję się
Co ty możesz wiedzieć o mnie? Nic
Czy potrafisz pomóc mi?
Jestem sobą tak długo jak wiem kim chcę być
No przestańcie wreszcie truć
Dosyć już pustych słów
Ludzie mówią i kłamią
A życie podobno to sen
A ja wierzę w marzenia
Że to, czego pragnę ma sens
Bo ja chcę nareszcie zacząć żyć
Pełną piersią, z całych sił
Chcę być wolny i znać szczęścia smak
I nie mówcie, że nie zmieniam się
Taki sam wasz każdy dzień
Jestem sobą i jestem kimś
Jestem tu i jestem kimś
Jestem kimś
Czego ty nie możesz mieć
Teraz znasz mnie, lecz nie boję się
Co ty możesz wiedzieć o mnie? Nic
Czy potrafisz pomóc mi?
Jestem sobą tak długo jak wiem kim chcę być
No przestańcie wreszcie truć
Dosyć już pustych słów
Ludzie mówią i kłamią
A życie podobno to sen
A ja wierzę w marzenia
Że to, czego pragnę ma sens
Bo ja chcę nareszcie zacząć żyć
Pełną piersią, z całych sił
Chcę być wolny i znać szczęścia smak
I nie mówcie, że nie zmieniam się
Taki sam wasz każdy dzień
Jestem sobą i jestem kimś
Jestem tu i jestem kimś
Jestem kimś
Kiedy
przestałem śpiewać, dalej cicho grałem melodię. Wtedy też poczułem czyjąś
obecność. Nie, proszę, nie!
—
Billy? — Odwróciłem się, Althea stała niedaleko mnie z zaskoczeniem
wymalowanym na twarzy.
+20PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz