Doskonale znałem tę obronną pozycję, wypchnięcie klatki piersiowej do przodu, całe to napuszenie się z dodatkiem zmarszczonego czoła i wydęcie warg. Wyglądał jak obrażone dziecko.
W sumie to chyba był obrażonym dzieckiem.
Westchnąłem, podnosząc brwi do góry i zająłem się jedzeniem, czekając na kontrargumenty mężczyzny.
— Nigdy nie mówiłem, że jestem potworem — stwierdził, fukając, a ja spojrzałem się na niego z politowaniem. To, że nie mówił, nie oznaczało, że się na niego nie kreował, nieprawdaż? — Po prostu to dla mnie nieswoje, czuję się jak pasożyt, który żeruje na twoich jajach i wiem, jak niefortunnie to zabrzmiało, zignoruj mnie, wiesz, o co mi chodzi. — Zaplótł ręce na klatce piersiowej, spoglądając na mnie spod zsuwających się z jego nosa okularów. Jajecznicy dalej nie tknął. — Nie potrafię inaczej, skręca mnie w żołądku przy takich rzeczach. I następnym razem to ja płacę za drinki.
Parsknąłem cichym śmiechem, po czym pokazałem na Oakleya widelcem.
– Nie mówisz, że jesteś potworem, a chwilę później nazywasz siebie pasożytem, Nivan. Nie mówisz, ale myślisz i robisz, to czasami wystarcza — zauważyłem, po czym powróciłem do jedzenia. —Wiem o co ci chodzi, kochany, ale czasami trzeba trochę zluzować, pobyć tym egoistycznym dupkiem i cieszyć się z tego, co się dostaje. Polecam, ułatwia troszkę życie, nie zaprzeczam — podsumowałem i podniosłem szklankę do góry. — A więc niech będzie, za następny raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz