Strony

6 sie 2018

Od Billy'ego Joe cd Althei

                Słowa dziewczyny dotarły do mnie dopiero po chwili. Ona tak na serio? Dziewczyna widząc moje milczenie zostawiła swoje zajęcie i poszła na zaplecze. Natychmiast poszedłem za nią, nie reagując na protesty pracowników. Dziewczyna stanęła w magazynie, znalazłem się zaraz za nią.
                - Ty tak na serio? Naprawdę myślisz, że taki jest? – Milczała. Nic nie mówiła, stała odwrócona do mnie plecami. Nie zbliżałem się, wiedziałem, że w tym momencie to ostatnie, czego by chciała. – Powiedz. Naprawdę myślisz, że jestem aż tak wielkim chujem?
                - Nie wiem. Po piosenkarzach można się wiele spodziewać. A ty nie jesteś wyjątkiem, w końcu, jesteś wielki Billy Joe Moliere prawda? No, ile dziewczyn pchało ci się do łóżka? – Milczałem, miała racje. Sporo było takich dziewczyn.  – No właśnie.
                - Wiesz co, nie wiem o co ci chodzi. Jeśli chodzi o pocałunek, nie powinienem tego robić. Ja… znamy się krótko, a ja wyjebałem z czymś takim i bardzo cię przepraszam. Jesteś wkurwiona, ta rozmowa do niczego nie prowadzi. – ledwo panowałem nad gniewem, który we mnie buzował. Jednak, nie chciałem tego pokazać – Jak będziesz chciała pogadać, zadzwoń. Cześć.
                Wyszedłem z baru, nawet nie słuchając tego co ludzie mówią. Byłem tak wkurwiony, chciałem wrócić do domu, po czym najzwyczajniej w świecie iść na siłownię, aby się rozluźnić. Jednak, tego dnia nic nie poszło po mojej myśli. Nie dość, że pod moim domem było zbiorowisko dziennikarzy i fanów, to okazało się, że Nicolas zachorował i nie mógł jechać z nami w trasę. Jak się rozwala, to wszystko. Musiałem się odprężyć.
                Nic jednak nie pomagało, nie mogłem się też skupić na pracy. Ciągle myślałem o Althei. Teraz, lepiej zrozumiałem dlaczego była taka zła. Po tym, co działo się poprzedniego wieczoru, dowiaduje się, że wyjeżdżam. To musiało ją zaboleć. Złapałem się za głowę. Było już ciemno, a burza która szalała na zewnątrz nie wyglądała fajnie. Wiedziałem jednak, że Al. dalej jest w barze. Zawsze była o tej porze. Złapałem kluczyki i pobiegłem do samochodu.
                Musiałem z nią pogadać, nie mogłem zadzwonić, nie odebrałaby. Zwłaszcza po naszej dzisiejszej rozmowie. Chciałem jej to wszystko wyjaśnić. Miałem kawałek do baru, a chciałem być tam jak najszybciej. Zwykle, jazda z dużą prędkością nie sprawiała mi problemu, jednak dziś było ślisko, a ruch na ulicy z każdą chwilą coraz większy.
                Byłem tak zdenerwowany tym, że nie zdążę przed jej wyjściem, że zaryzykowałem i wyprzedzałem jak najszybciej. Dwa razy prawie uderzyły we mnie tiry. Byłem blisko, jeszcze kawałek. Aż nagle, coś się stało. Poczułem szarpnięcie, a następnie uderzenie w tył auta. Zdążyłem tylko się odwrócić, zobaczyłem osobówkę na moim aucie, po chwili spadła a ja wpadłem w poślizg. Robiłem wszystko co mogłem, aby utrzymać auto na jezdni. Tuż przed barem, wypadłem z drogi. Uderzyłem się w kierownice. Czułem jak samochód podrzuca do góry. W oknie widziałem ludzi. Uciekali przed samochodem. Dachowałem. Na końcu, uderzyłem w ścianę budynku. Ledwo udało mi się otworzyć drzwi, ostatnie co zobaczyłem, to bar. Wybiegło z niego mnóstwo ludzi, w tym Harry, Nancy oraz… Althea. Potem, nie pamiętam już nic.
                Jedynie przebłyski. Głos Harry’ego tuż nade mną. Pisk Nancy. Syreny karetki. Obce mi głosy. Krzyki. Spokojny, męski głos, jednak nie rozumiałem co mówił. Nie rozumiałem nic. Nawet kiedy otworzyłem oczy, nie mogłem rozpoznać ludzi. Dopiero w momencie, kiedy odzyskałem ostrość widzenia na tyle, aby ich rozróżnić, zobaczyłem Harry’ego który trzymał Nancy, oraz Al. Wpatrzoną w moją stronę. Potem, znów straciłem przytomność.
                Nie wiem po jakim czasie się obudziłem. W oczy raziło mnie jasne światło, w pewnym momencie zbiegło się też kilku ludzi, zarówno kobiet jak i mężczyzn. Szybko zaczęli coś sprawdzać, zapisywać. Nic z tego nie rozumiałem. Po chwili usłyszałem głos mężczyzny.
                - Proszę pana? Czy mnie pan słyszy? – Nie mogłem nic powiedzieć, pokiwałem więc głową. Ledwo, ale zauważyłem, że się uśmiecha. – Jest dobrze, napisz w dokumentacji, że się obudził. I niech zabiorą stąd tych przeklętych dziennikarzy. Pan Moliere potrzebuje spokoju aby odpocząć!
                - Doktorze, czy możemy już wpuszczać ludzi? Kilu mężczyzn strasznie się niepokoi, już od godziny grożą, że wejdą siłą – Pielęgniarka stała obok moje łóżka, majstrowała coś przy kroplówce. – Mówią, że znają pana Moliere’a.
                - Nie! Pod żadnym pozorem, pan Moliere nie jest gotowy na odwiedziny. Nikt nie może go odwiedzać. – Lekarz wyszedł z pokoju. Jęknąłem. Pielęgniarka zwróciła się do mnie.
                - Głowa mnie boli – Pokiwała głową – I nie dobrze mi.
                Pielęgniarka się uśmiechnęła, po czym powoli popchnęła mnie do pozycji leżącej. Zrozumiałem. Mam się nie ruszać. Szybko pojąłem, że moje złe samopoczucie może być spowodowane lekami, które zapewne wpychali we mnie bez przerwy za pomocą kroplówki. Rozejrzałem się. Byłem sam w pokoju, zapewnie dlatego, że widzieli czym może skończyć się umieszczenie mnie w sali z innymi. Tak naprawdę, kolejny tydzień spędziłem w szpitalnym łóżku.
                Dopiero po tygodniu, dostałem pozwolenie na wstanie z łóżka, więc od razu to zrobiłem. Kiedy tylko wyszedłem z pokoju, ludziom zaparło dech w piersiach. Jednak, zobaczyłem, że pacjenci są bardziej wyrozumiali. Nikt nie rzucał się do mnie po autograf, jedynie dzieci biegały przy moich nogach. Zaśmiałem się, tak naprawdę nigdy nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele jest chorych dzieci. Wpadłem na pomysł.
                - Przepraszam, czy mógłbym zadzwonić? – zapytałem, a pielęgniarka wskazała telefon za sobą. Podekscytowany zadzwoniłem do mojego menagera. Jeszcze tego samego dnia zorganizowałem mały koncert dla dzieci.
                Pół godziny później, wraz z moim menagerem na oddział wszedł mój przyjaciel. Nie mówiłem mu nic o swoim samopoczuciu, szybko przygotował swój keyboard. Powiedziałem pielęgniarką, aby przyprowadziły dzieci które mogą do korytarza, dobrze wiedziały o moim pomyśle, więc szybko zabrały się za ogłaszanie. Dwie godziny później, siedziałem na jednym z krzeseł szpitalnych na korytarzu, a na podłodze, na dywanach i matach siedziały dzieciaki. Zadawały mnóstwo pytań, na które z chęcią odpowiadałem. Jednocześnie, dowiedziałem się, że wpuszczali już ludzi w odwiedziny.
                - Wiecie co, będziecie pierwszymi którzy usłyszą moją nową piosenkę – Powiedziałem z szerokim uśmiechem, a dzieciaki zareagowały wesołymi krzykami. Zaśmiałem się, a Luca ze mną. Chwilę potem, zaczął grać ja dołączyłem do niego w pewnym momencie, zamknąłem oczy po czym zacząłem śpiewać.

Daj nabrać mi powietrza,
w głowie mam te sprawy, które chcą zepsuć mój wszechświat,
ambicje mi nie dają nigdy przestać
wszystkie oczy na mnie
szkoda, że już po efektach.
Ja ciągle jestem ten sam,
wracam już do domu, kiedy pełnia
czeka na mnie taxi,
a ja dalej czuję ten stan,
w radio moja nuta o
dziewczynie, której dziś już prawie nie znam.

I nawet, kiedy ciebie nie chcę,
i nawet, kiedy już nie mogę
to zawsze idę w twoją stronę,
uzależniłem się, to chore.
I nawet, kiedy ciebie nie chcę,
i nawet, kiedy już nie mogę
to zawsze idę w twoją stronę,
uzależniłem się, to chore,
wiem to chore.

Miało być tylko raz,
spróbowałem cię raz,
teraz chcę cały czas,
miałem już zostać sam,
ale chwilę ciebie nie ma
i odczuwam już twój brak.
Ta gra, ta gra jest niebezpieczna,
nie jeden już tu przegrał, 
mnie już dzieli cienka kreska, cienka kreska do zwycięstwa.
[SMOLASTY: Uzależniony]

                Śpiewałem tak, jak jeszcze nigdy. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem wiele uśmiechniętych twarzy, oraz jeszcze bardziej zadowolonych rodziców. Mój menager nagrał to wszystko telefonem, stwierdził, że jego córka była by przeszczęśliwa. Chwilę potem, dzieciaki siadały mi na kolanach, i zarówno one, jak i ja robiliśmy dziwne miny do zdjęć, które robiły pielęgniarki i rodzice. Byli tu też starsi, na oko siedemnaście lat. Tego dnia, co prawda każdy wiedział kim jestem, ale mi to nie przeszkadzało.
                Dowiedziałem się, że wiele tych dzieciaków jest śmiertelnie chora i może nie dożyć dorosłości. Podczas mojej rozmowy z Lucą, podbiegł do mnie chłopiec.
                - Proszę Pana, chciałbym być kiedyś taki jak pan. – Powiedział, kiedy ukucnąłem. Uśmiechnąłem się do niego.
                - Jeśli tego bardzo chcesz, dasz radę. Jestem z tobą młody, jak coś, pamiętaj że ci kibicuję – Chłopak zaśmiał się wesoło, po czym przytulił mnie mocno. Musze przyznać, że było to niespodziewane, ale nic nie mówiłem. – Te dzieciaki są wspaniałe. Przypominają mi mnie, ja też chciałem być taki jak mój idol – Powiedziałem, kiedy chłopiec już odbiegł. Luca poklepał mnie po plecach, uważając aby nie zrobić tego za mocno. I wtedy, zobaczyłem coś co mnie zaskoczyło. W drzwiach ktoś stał.
                - Althea? - Zapytałem zszokowany jej obecnością. Ile z tego wszystkiego widziała?
Althea?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz