Kolejną lekcją była zdecydowanie przeze mnie znienawidzona matematyka, której zawsze musiałam poświęcać najwięcej czasu podczas nauki. Trudno mi było zrozumieć te wszystkie zagadnienia, wzory, obliczenia, ale jakoś się udawało, mimo iż nadal uważałam je za najgorszy syf. Nauczycielka, pani Ainsley, znała mnie już z wielu pyskówek rzucanych w jej stronę i nie pałała do mnie sympatią. Z wzajemnością.
Z westchnieniem poprawiłam torbę na swoim ramieniu i pobiegłam w stronę schodów, choć raz chcąc zdążyć na lekcję. Wystarczająco już zdążyłam sobie nagrabić w ciągu tych czterdziestu pięciu minut od przekroczenia progu budynku szkoły. Starałam się nie myśleć o tym, jakie piekiełko czeka mnie na następnej lekcji z Winstonem. Było pewne, że mi nie odpuści. Szykuje się całogodzinne ostre pytanie z pięciu ostatnich lekcji w tył, głównie z tej, którą opuściłam. Będę musiała go ubiec i wykuć wszystko na blachę przed, nie ma co. Za dwóję z fizyki sama walnęłabym się w czółko. Jeśli chcę dostać stypendium, moja idealna średnia nie może spaść ani trochę. Już i tak wiszę na włosku po ostatnim mega trudnym sprawdzianie z wosu. Moja pamięć do dat i przypisywania ich konkretnym wydarzeniom to dno.
Wbiegając po schodach zderzyłam się z osóbką, z którą już miałam bliższe spotkanie tego dnia. Charlie. Nie wiedziałam o niej za wiele. Co prawda chodziłyśmy razem do klasy tyle czasu, a ja sama byłam bardzo do ludzi, ale jakoś nigdy nie wywiązała się między nami konkretniejsza rozmowa, nie miałam okazji pobycia z nią sam na sam, prócz dzisiejszej sceny w łazience. Inni garnęli się do mnie i traktowali jako swoje... guru, nie powiem, to nawet mile łechtało moje ego, a ja sama lubiłam robić z siebie małego błazna przed wszystkimi, za co mnie chyba podziwiali, za odwagę, a może i głupotę. Ona jakoś trzymała się z daleka od tego wszystkiego, jakby pokazując, że moje wygłupy nie interesują jej w żadnym stopniu. Sama też jakoś nie zwracałam na nią większej uwagi, chociaż czasem przykuwała mój wzrok. Wyglądała jak mały, uroczy elf i trudno było nie zjechać jej wzrokiem raz na jakiś czas. Zazdrościłam jej urody. Siebie nie uważałam za ładną, wręcz mogłam wyliczać to, co chciałabym zmienić w swoim wyglądzie. A mimo to kilku chłopców wyraźnie ukazywało mi swoje zainteresowanie w ten sposób, który wyraźnie świadczył, że widzą we mnie coś więcej niż przyjaciółkę, klauna, nieurodziwą koleżankę z klasy czy podpadającą nauczycielom Bruk. Jakbym imponowała im na stopie wyżej niż przyjacielskiej. Nie poświęcałam takim myślom wiele czasu. Ja i związek to dwie tak nie pasujące do siebie rzeczy jak czipsy i karmel. O ile te solone krążki w połączeniu z na przykład czekoladą truskawkową jeszcze lubiłam, tak wstrętny słony karmel nie pasował do nich w ogóle. Wcale. Zupełnie.
— Sorka — rzuciłam niezobowiązująco, wyminęłam ją i pomknęłam jak strzała na górę. Do klasy wbiegłam równo z dzwonkiem, zamaszyście usiadłam w swojej ławce i zaczęłam wypakowywać zawartość swojej torby w motylki. Podręcznik, ćwiczenie, zeszyt, karta pracy, piórnik. W tym czasie reszta klasy również weszła do środka. Elf, znaczy... Charlie rzuciła mi ukradkowe spojrzenie, które zdołałam podchwycić, więc speszona odwróciła głowę. Otrząsnęłam się. Do sali powolnym krokiem weszła pani profesor. Wszyscy na znak szacunku wstali, ja z wyraźnym opóźnieniem, na co kilka osób zachichotało. Zaczęło się odczytywanie listy nazwisk w celu sprawdzenia obecności. Nie zwracałam większej uwagi na to, co działo się wokół mnie, więc Ainsley wywołała mnie trzykrotnie, nim dosłyszałam, że to już o mnie mowa.
— Na miejscu, zwarta i gotowa do zgłębiania pani technik nauczania — odpowiedziałam spontanicznie swoim zwykłym, z deka prześmiewczym tonem. Nauczycielka zignorowała tę odzywkę i przeszła dalej. Stukając czubkiem pantofla w podłogę, czekałam aż skończy i zacznie się te całe piekło zwane inaczej matematyką.
— Zadecydowałam, że dzisiaj wdrożymy pewien projekt, nad którym zastanawiałam się od pewnego czasu. Myślę, że pozytywnie wpłynie to na wyniki waszego nauczania. Przechodząc do konkretów, dobiorę was dzisiaj w pary wedle zasady lepszy uczeń – słabszy uczeń i w takim oto składzie przygotujecie projekty matematyczne, które oddacie mi równo za dwa tygodnie, dlatego musicie się sprężać, aby się wyrobić. Każda para otrzyma inny temat do zrealizowania. Ocena projektu będzie miała duży wpływ na waszą ocenę końcoworoczną, dlatego sugeruję, byście wzięli to na poważnie. — Zmierzyła mnie surowym wzrokiem. Posłałam jej radosny uśmiech, choć w środku nie było mi aż tak do śmiechu. Projekt... Z matematyki... Dobrze chociaż, że w parach, będzie się z kim pośmiać i pobłaznować nad nudnymi materiałami. — A teraz, przedstawię wam pary i ich tematy. Wszystko zapisałam sobie już wcześniej. — Wzięła do ręki kartkę A4 i odchrząknęła. — Angeline Mott i Daniel O'Hare. Temat: „Doświadczenia losowe wstępem do rachunku prawdopodobieństwa”...
Ze zniecierpliwieniem czekałam, aż wyczyta moje nazwisko, to, z kim będę w parze, i z jakim tematem przyjdzie się nam użerać. No i się doczekałam.
— „Z prawem Archimedesa na ty” — odczytała. — Brooke Middleton i... — och, no dalej, nie przeciągaj tak krowo — Charlie Graham.
— Zadecydowałam, że dzisiaj wdrożymy pewien projekt, nad którym zastanawiałam się od pewnego czasu. Myślę, że pozytywnie wpłynie to na wyniki waszego nauczania. Przechodząc do konkretów, dobiorę was dzisiaj w pary wedle zasady lepszy uczeń – słabszy uczeń i w takim oto składzie przygotujecie projekty matematyczne, które oddacie mi równo za dwa tygodnie, dlatego musicie się sprężać, aby się wyrobić. Każda para otrzyma inny temat do zrealizowania. Ocena projektu będzie miała duży wpływ na waszą ocenę końcoworoczną, dlatego sugeruję, byście wzięli to na poważnie. — Zmierzyła mnie surowym wzrokiem. Posłałam jej radosny uśmiech, choć w środku nie było mi aż tak do śmiechu. Projekt... Z matematyki... Dobrze chociaż, że w parach, będzie się z kim pośmiać i pobłaznować nad nudnymi materiałami. — A teraz, przedstawię wam pary i ich tematy. Wszystko zapisałam sobie już wcześniej. — Wzięła do ręki kartkę A4 i odchrząknęła. — Angeline Mott i Daniel O'Hare. Temat: „Doświadczenia losowe wstępem do rachunku prawdopodobieństwa”...
Ze zniecierpliwieniem czekałam, aż wyczyta moje nazwisko, to, z kim będę w parze, i z jakim tematem przyjdzie się nam użerać. No i się doczekałam.
— „Z prawem Archimedesa na ty” — odczytała. — Brooke Middleton i... — och, no dalej, nie przeciągaj tak krowo — Charlie Graham.
Charlie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz