Strony

18 sie 2018

Od Idy Do Althei

    Obudziłam się rano przed pracą z uśmiechem na twarzy - co się bardzo rzadko zdarza, jeśli chodzi o moją skromną osobę. Szczególnie gdy mam przed sobą całodniową zmianę, bo większość pracowników albo jest chora, albo na urlopie gdzieś daleko, daleko stąd. Szkoda, że ja nie mogłam się nigdzie urwać.
    Wypiłam poranną kawę, zjadłam porządne śniadanie i zabrałam się do prac nad kolejnym obrazem. Dostałam na nie zamówienie na 500 avarów i nie chciałam za nic w świecie tego spaprać. Do zarobienia było o dużo za dużo pieniędzy, by to wszystko zaprzepaścić.
    Sunęłam pędzlem po płótnie i w sumie za długo się farbami nie pobawiłam. Jakiś czas później na zegarze wybiła godzina ósma, a ja z nawet dużym uśmiechem na ustach wkroczyłam do łazienki i zaczęłam moją poranną rutynę. Tym razem - jak zawsze do pracy - zrobiłam mocniejszy makijaż. Podkręciłam włosy lokówką i spięłam je w charakterystycznego dla stylu pin-up koka. Gdy byłam już gotowa, wystarczyło mi tylko przebrać się z piżamy w jakieś porządniejsze, wygodne ciuchy i wyjść z domu, zabierając moją torebkę z telefonem i równie ważnym śrubokrętem w środku. Czekaj, wait… Co tam robił śrubokręt?
    Szybko podjechałam rowerkiem pod lokal i weszłam do środka, witając się z jeszcze nieprzebranymi dziewczynami… a raczej tylko z Delilah.
     - Hej… - powiedziałam niepewnie. - Gdzie reszta dziewczyn?
     - Lydia chora, a Hannah pojechała na pogrzeb - westchnęła, jakby nie wierząc, że obu dziewczynom mogło coś wypaść. - Zawsze zostajemy same i mamy kurwa wszystkiego potąd. - Wskazała ruchem ręki na swoje czoło i wróciła do wycierania blatu.
     - Jeśli serio nas wystawiły, to są chujowymi koleżankami - powiedziałam lekko poddenerwowana i wzięłam drugą ścierkę, pomagając Deli się tym wszystkim zajmować. Naprawdę, nie chciałam dzisiaj się z tym wszystkim użerać sama razem z moją przyjaciółką. Powoli mój dobrze zaczęty dzień stawał się coraz gorszy. Książka pod tytułem - Jak ludzie potrafią spierdolić komuś dobry dzień. Cudnie.
    Niedługo później, gdy byłyśmy już przebrane i czekałyśmy na otwarcie lokalu, podszedł do nas mój szef i powiedział, że załatwił nam pomoc od jego kolegi. Nie mówię, że nie, ale się ucieszyłam. Nie będę musiała w końcu tego wszystkiego ogarniać sama razem z Delilah, a w soboty zazwyczaj ruch był największy i trzeba było go jakoś okiełznać. We dwójkę to tak trochę kiepsko.
    Niedługo po otwarciu, jak już włączyłam swój motorek i robiłam na pełnych obrotach, czując, że moja skóra na piętach umiera, zobaczyłam zdezorientowaną kobietę wchodzącą do restauracji. Rozejrzała się po niej zdziwiona i podeszła do recepcji w tym samym czasie, co mój szef.
    Spojrzałam na nią kątem oka, gdy zaczęła zawzięcie rozmawiać z właścicielem knajpy i energicznie gestykulować dłońmi. Widać było, że kobieta nie była świadoma tego, gdzie się wybiera. Gdzie ją ktoś wysłał. Pewnie pracowała w zupełnie innym miejscu, w zupełnie innym klimacie i nie chciała tu zostać ani chwili dłużej. Nie marzyła jej się praca na wysokich obcasach, z mocnym makijażem i odsłaniającą wiele kobiecych atutów sukienką. Zauważyłam, że zaraz po tym, jak od dziewczyny odszedł kierownik, ona nadal stała przy recepcji i nie wyglądała na osobę, która zaraz stąd wyjdzie.
    Wzięłam głęboki oddech i powoli podeszłam do kobiety, starając się zatuszować mój grymas na twarzy, spowodowany obolałymi stopami. Stanęłam obok niej i uśmiechnęłam się delikatnie, posyłając jej spojrzenie, w stylu “nie będzie aż tak źle”.
     - Widzę, że nie chcesz tu być, ale widzę też, że nie masz wyboru - zaczęłam, a gdy zauważyłam, jak kobieta otwiera usta, chcąc coś powiedzieć, ja od razu kontynuowałam swoją wypowiedź. - Spróbuję pomóc ci jakoś znieść godziny spędzone w tej pracy. Mam na imię Ida i tak, uprzedzając twoje pytanie, będziesz musiała ubrać dokładnie to, co ja. Ja bym ci pozwoliła zostać w tym, w czym jesteś, ale nie mój szef.


< Alti? Misku? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz