Wypiłam poranną kawę, zjadłam porządne śniadanie i zabrałam się do prac nad kolejnym obrazem. Dostałam na nie zamówienie na 500 avarów i nie chciałam za nic w świecie tego spaprać. Do zarobienia było o dużo za dużo pieniędzy, by to wszystko zaprzepaścić.
Sunęłam pędzlem po płótnie i w sumie za długo się farbami nie pobawiłam. Jakiś czas później na zegarze wybiła godzina ósma, a ja z nawet dużym uśmiechem na ustach wkroczyłam do łazienki i zaczęłam moją poranną rutynę. Tym razem - jak zawsze do pracy - zrobiłam mocniejszy makijaż. Podkręciłam włosy lokówką i spięłam je w charakterystycznego dla stylu pin-up koka. Gdy byłam już gotowa, wystarczyło mi tylko przebrać się z piżamy w jakieś porządniejsze, wygodne ciuchy i wyjść z domu, zabierając moją torebkę z telefonem i równie ważnym śrubokrętem w środku. Czekaj, wait… Co tam robił śrubokręt?
Szybko podjechałam rowerkiem pod lokal i weszłam do środka, witając się z jeszcze nieprzebranymi dziewczynami… a raczej tylko z Delilah.
- Hej… - powiedziałam niepewnie. - Gdzie reszta dziewczyn?
- Lydia chora, a Hannah pojechała na pogrzeb - westchnęła, jakby nie wierząc, że obu dziewczynom mogło coś wypaść. - Zawsze zostajemy same i mamy kurwa wszystkiego potąd. - Wskazała ruchem ręki na swoje czoło i wróciła do wycierania blatu.
- Jeśli serio nas wystawiły, to są chujowymi koleżankami - powiedziałam lekko poddenerwowana i wzięłam drugą ścierkę, pomagając Deli się tym wszystkim zajmować. Naprawdę, nie chciałam dzisiaj się z tym wszystkim użerać sama razem z moją przyjaciółką. Powoli mój dobrze zaczęty dzień stawał się coraz gorszy. Książka pod tytułem - Jak ludzie potrafią spierdolić komuś dobry dzień. Cudnie.
Niedługo później, gdy byłyśmy już przebrane i czekałyśmy na otwarcie lokalu, podszedł do nas mój szef i powiedział, że załatwił nam pomoc od jego kolegi. Nie mówię, że nie, ale się ucieszyłam. Nie będę musiała w końcu tego wszystkiego ogarniać sama razem z Delilah, a w soboty zazwyczaj ruch był największy i trzeba było go jakoś okiełznać. We dwójkę to tak trochę kiepsko.
Niedługo po otwarciu, jak już włączyłam swój motorek i robiłam na pełnych obrotach, czując, że moja skóra na piętach umiera, zobaczyłam zdezorientowaną kobietę wchodzącą do restauracji. Rozejrzała się po niej zdziwiona i podeszła do recepcji w tym samym czasie, co mój szef.
Spojrzałam na nią kątem oka, gdy zaczęła zawzięcie rozmawiać z właścicielem knajpy i energicznie gestykulować dłońmi. Widać było, że kobieta nie była świadoma tego, gdzie się wybiera. Gdzie ją ktoś wysłał. Pewnie pracowała w zupełnie innym miejscu, w zupełnie innym klimacie i nie chciała tu zostać ani chwili dłużej. Nie marzyła jej się praca na wysokich obcasach, z mocnym makijażem i odsłaniającą wiele kobiecych atutów sukienką. Zauważyłam, że zaraz po tym, jak od dziewczyny odszedł kierownik, ona nadal stała przy recepcji i nie wyglądała na osobę, która zaraz stąd wyjdzie.
Wzięłam głęboki oddech i powoli podeszłam do kobiety, starając się zatuszować mój grymas na twarzy, spowodowany obolałymi stopami. Stanęłam obok niej i uśmiechnęłam się delikatnie, posyłając jej spojrzenie, w stylu “nie będzie aż tak źle”.
- Widzę, że nie chcesz tu być, ale widzę też, że nie masz wyboru - zaczęłam, a gdy zauważyłam, jak kobieta otwiera usta, chcąc coś powiedzieć, ja od razu kontynuowałam swoją wypowiedź. - Spróbuję pomóc ci jakoś znieść godziny spędzone w tej pracy. Mam na imię Ida i tak, uprzedzając twoje pytanie, będziesz musiała ubrać dokładnie to, co ja. Ja bym ci pozwoliła zostać w tym, w czym jesteś, ale nie mój szef.
< Alti? Misku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz